moje ulubione śniedki:
i nieśniedki:
Ciągle po okolicy przelatuje pan pleszka:
Nie przyłapałam go na odwiedzaniu żadnej budki... ale jest. Nie przyłapałam, bo byłam z mamą, do tego sąsiad kosił trawę i było duuużo za dużo zamieszania na spokojne obserwacje. :( Moja mama musi wiecznie łazić, kręcić się, nie usiedzi spokojnie 5 minut. Potem mi na koniec tak zesłabła, że się poważnie przestraszyłam... wlokłam się z nią do domu, nie śmiąc przyspieszyć, żeby mi tylko nie padła i żebym nie musiała pogotowia szukać... Spóźniłam się oczywiście na ostatnią onlajnową mszę... a matuś po półgodzince odpoczynku oświadczyła, że idzie na pogaduszki do sąsiadki :P i wcale nie jest zmęczona. Naprawdę, chwilami chce mi się wrzeszczeć, kląć, płakać jednocześnie. Moja modlitwa spontaniczna ostatnio polega na tym, że wrzeszczę Mu, jak bardzo mam dość, jak kompletnie już nie mam siły, jak dokumentnie mnie Połamał. Ostatnio? Już kilka lat... I co? I nic.
Trza skończyć pompejankę, iść spać, bo jutro kolejny trudny dzień. I tak do us* śmierci, wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz