poniedziałek, 31 sierpnia 2020

nio i po pierwszej radzie

i mam ochotę piiii tym wszystkim i nie wracać do szkoły. Jeszcze się zajęcia nie zaczęły, a ja już mam zawiadomić rodziców o procedurach anty-covid, zebrać pisemne potwierdzenia, dostarczyć do szkoły wypis z realizacji dwóch podstaw programowych i coś tam jeszcze, czego nie pomnę. Rzygać mi się chce.

Najsłodsze w procedurach jest to, że nie wpuszczamy na lekcje dzieci z najmniejszymi objawami jakiejkolwiek infekcji, i że sami nie przychodzimy do pracy z jakimikolwiek objawami najlżejszej nawet infekcji. Już to widzę. :P Pani doktor, potrzebuję L4, mam katar. Na katar L4 nie przysługuje. Pani dyrektor, mam katar, nie mogę przyjść do szkoły, nie mam L4, co mam robić? :P Niech się pani zgłosi do sanepidu. :P :P :P
Sanepid wymięknie 5 września, a lekarze pierwszego kontaktu jeszcze prędzej. A potem przejdziemy na zdalne. :P

Naprawdę, mam dość.

niedziela, 30 sierpnia 2020

w imię

Ojca i Syna, i Ducha Świętego...
Zwlekam się z łóżka, kreśląc krzywy krzyżyk, i zastanawiam się, czy aby na pewno przecinek dobrze postawiłam. :P Na szybie dosycha nocny deszcz. Za szybą paruje świat. Jest duszno. Podlewam stłamszone ulewą balkonowe pelargonie, nad głową buczy trzmiel. Myślę o wczorajszym Męczeństwie Jana Chrzciciela, że łatwiej jest umrzeć za prawdę niż żyć w prawdzie.

Śniadanie, kawa (E=mc2 czyli energia to mleko pomnożone przez kawę do kwadratu, tak?), spacer z mamą, oficjum, msza w sieci. Gotowanie i jedzenie obiadu, ciasto trzeba na jutro do roboty upiec, ok. Stary komputer nie chce odpalić, po godzinnym przekonywaniu zakończonym odcięciem od sieci prądu :P (błogosławione czasy, kiedy "sieć" oznaczało po prostu "prąd") przebrałam znowu trochę plików, przeniosłam na laptop. I wieczór.

Jak to zrobić, żeby nie iść jutro do pracy... :P

Maseczka na egzamin poprawkowy:

Maseczka kościołowa:


No wredna jestem. Słyszę o koronawirusie tam i sam, i łapię się, że oczekuję Bożej Sprawiedliwości... :P

Dialog pierwszy:
M(ama): Dziś na kazaniu ksiądz tak ładnie mówił o współpracy rodziny, Kościoła i szkoły...
J(a): No tak, tyle że te trzy niekoniecznie chcą współpracować.
M (nieco zaperzona): No powinny, za moich czasów współpracowały.
J (parskając śmiechem): Tia, za twoich czasów rodzina popierała jedynie słuszną partyjną linię szkoły w walce z Kościołem.
M (zgaszona): No taaaaak...

Dialog drugi:
Wiesz, ja już wiem czemu nic ci nie wychodzi z tych twoich pompejanek.
???
Źle stawiasz przecinki.

:))))
BTW: idę pompejankę odmawiać.

sobota, 29 sierpnia 2020

chcę Ci tylko powiedzieć

że Grasz o mnie. o moją wiarę, o moją wieczność.
Rób co Chcesz. Amen. Jeśli Chcesz przegrać... kocham Cię, cholera. ok, może tak mam, że zawsze kocham ściany :P. że nawet Ty nie Wyłamiesz Się z tej zasady i że nawet Ciebie nie potrafię kochać inaczej, tak?
no Sam Powiedz, co w tej historii może psychoterapia? :P jeśli modlitwa: błagam, raz jeden Ty Jeden w całej tej historii nie Bądź Ścianą, jeśli nawet taka modlitwa latami nie może nic?

nie wiem dlaczego. Zobacz, od początku. coś złego zrobiłam? jechałam po bandzie, przeciw sobie, dla Ciebie. po swoim bólu, tyle razy. za co mi to Robisz, za to, że oddałam ci A.? że szukałam Cię jak wariatka, wszędzie, latami? że jak nikt nie chciał, ja dla Ciebie zmieniałam ojcu te worki stomijne, tak, za to?
Znajdź mi jeden moment w tej historii, kiedy zagrałam przeciw Tobie, kiedy Cię zdradziłam, kiedy nie byłam Ci wierna. no Znajdź.
chusteczkę do wytarcia ryja teraz byś mi chociaż Podał....
amen.

tia wiem, nie Możesz, na zebraniu plenarnym KEP właśnie Ustalasz, gdzie postawić przecinek w zdrowaś Maryjo (nie Mario).  :P.


wieczorem
maseczki do pracy, czyli silna, zwarta i prawie gotowa:


A ponadto znowu czapla, tym razem z parku
i łabędzie.
żal lata...

piątek, 28 sierpnia 2020

mama z ciotką-neonką

wybierają się taksówką na cmentarz. Wczoraj, po dłuższym wybieraniu i umawianiu się, oznajmiły, że jadą w sobotę, nie dziś. Dziś przed 9.00 przy domofonie stoi ciotka i oznajmia, że zmieniła zdanie i jest gotowa jechać. Tylko że po mamie została karteczka na kuchennym stole, że podreptała na ogród (czego wczoraj nie planowała, o nie). Kobiety zmiennymi są.

Jest zimno, nie mam koncepcji na dziś i jak zwykle wszystko mnie boli, najbardziej brzuch (nie wiem, co w tym brzuchu) i głowa. Nie cierrrpię czekać. Nawet jeśli nie Owijałeś w bawełnę, od razu otwarcie Powiedziałeś, że Się Spóźnisz :P.

pod wieczór
w ogrodzie
 i wrzosy już... i pajęczyny...
i cały ogród pełen jaszczurek. Malutkich, tegorocznych, zwinnych jak na zwinki przystało i niespecjalnie przestraszonych mną :P.
Kto widzi jaszczurkę? :)))

Pomóc? :)

Nakryłam ją na polowaniu na pszczołę, nie wiem, czy dała sobie spokój przez jad czy przeze mnie :P.

czwartek, 27 sierpnia 2020

Monika, tia

straszne jest powołanie do chrześcijańskiego macierzyństwa. Ale Monika daje nadzieję, że masz szansę coś wywalczyć jednak, tak?
Nie wiem, może Rita bardziej. Może niech lepiej umrze, niż ma (jeszcze) kogoś zniszczyć, tak? Nie wybieram. Proszę o modlitwę za M. i za całą resztę.

I kto był dla mnie taką Moniką, tak? Czy był ktoś, kto o mnie walczył, czy jest ktoś, kto o mnie jeszcze walczy - dla Ciebie?

wieczorem
pusty, głupi dzień.  Tyle, że załatwiłam telefonię... nie, nie telefon, z telefonem ciągle sobie zupełnie nie radzę :P. Wieczorem jeszcze jakieś szkolenie na zumie, a po tym szkoleniu czuję się głupsza niż przed :P - uważam, że nauczyciel powinien mieć zawsze mniej niż 45 lat, potem się nie nadaje. Nie ogarniam tych technologii, nie mam najmniejszej motywacji, żeby chcieć je ogarniać.

Zobacz, światło zaklęte w życie.
Nie mam siły.

środa, 26 sierpnia 2020

oj wiem, to gupoty są

i pewnie tylko przez rozchybotanie hormonalne mnie to zabolało, tak? Nie wiem, czy to się kiedykolwiek ustali :P, czy już do końca będzie się chybotać. Na razie ewidentnie przejrzewam, mam syfy na twarzy, problemy z termoregulacją, szał emocji (nie podchodzić) i cykl już 36dniowy (daj Boże w końcu menopauzę amen). Ale Wiesz, w tym wszystkim naprawdę chciałabym mieć matkę, która by mi nie wbijała szpilek (voodoo?), tylko akceptowała. Chciałabym, żeby Ta Twoja mnie jednak chciała... skoro ta moja woli szpilki. :P

Swoją drogą, czuję się trochę tak, jakby tamten tam łaził dookoła i syczał: no jak by jej tu jeszcze  przypiiiiii***ć. Wiem, że to nie Ty, no ale czemu mu na to Pozwalasz?
???

Znowu rozbawił mnie hymn z brewiarza, tym razem do godziny czytań... Wychodzi na to, że cios bezbożnego miecza zabrał Miriam cześć, a pobożność świątobliwych Polaków Jej tą cześć przywraca. Niewiele warta byłaby taka cześć, którą zły czyn niezależny ode mnie potrafiłby zabrać (jak cię zgwałcą, nie tracisz czci), a jeszcze mniej warte to coś, co nazywasz czcią, po nawrocie  chwały ludzkiej (nie odzyskasz tak łatwo raz straconej czci, jeśli nawet nagle zaczną cię wychwalać pod niebiosa... możesz najwyżej zyskać uznanie i podkarmić ego)... Cześć Miriam jako Matki Boga jest absolutnie niezależna od tego, co wyrabiamy jako ludzie, mam nadzieję.

Zaraz idę do telefonii na zmianę abonamentu, potem na pocztę, potem wdepnę na chwilkę adoracji. Nie wiem, co wymyśli pogoda i czy da się wyskoczyć na ogród (mama już poleciała, najgorsze, że mniej więcej co 3 minuty zapomina, że jest koronawirus i chce wsiadać bez maseczki do autobusu, na przykład, albo pcha się w największy tłok, bo tak normalnie byłoby szybciej i/lub wygodniej, nie wiem, jak wróci...)

Cholera, no boli mnie to emocjonalne serce, no. Wiem, nic z tym nie zrobię, mogę teraz powrzeszczeć, popłakać, oddać Ci, jeśli Chcesz wziąć - i zapiii**** do roboty. Więcej nic.
Wio.

po południu
telefonii nie załatwiłam...  Miła pani przeprowadziła ze mną długą pogadankę na temat dlaczego nie chcę ich światłowodu, przecież powinnam chcieć, bo światłowód jest najlepszy i w ogóle. I jak jak mogę chcieć mieć ten sam kabel od 2004 roku, hę? Bo jest bezawaryjny - odparłam spokojnie i poprosiłam o wybranie abonamentu bez światłowodów. Na co pani (z minką taką, że gdyby była pieskiem, podwinęłaby w tej chwili ogon pod siebie) oświadczyła, że muszę przyjść jutro, bo oni teraz akurat awarię mają. :P
Dobrze, przyjdę.
Że mogę załatwić to przez telefon. Nie, dziękuję, przyjdę. Że nienowoczesna jestem i czemu taka nieufna jakaś. :P

A z telefonem ciągle hocki klocki, a to mi się latarka włączy i ni dudu nie wiem, jak ją wyłączyć, a to coś nacisnę i ni dudu nie wiem co (i jak to odcisnąć), a dziś znowu namiętnie nie słyszałam dzwonka. Bo nie słyszałam, ok, może i dzwonił. :P Nie cierrrpię telefonu. Nie cierrrpię laptopa. Piszę to na starym gracie, którego zdążyłam oswoić.... chyba.
Dla odreagowania wybiegłam na ogród, już wolę szerszenie...
Wracałam biegiem z paroma kilo cukinii w koszyku, w pierwszych kroplach deszczu, Gandalf by powiedział, że on the wings of a storm. Nie, jeszcze nie wyschłam... :P

Niemcy dyskutują (krytycznie, może nawet i krytykancko) na temat instrukcji o parafiach. Polacy nie będą dyskutować ani krytykować, Polacy zignorują. :P


wtorek, 25 sierpnia 2020

dwie ciekawostki


W pierwszej patrz ciekawe nazwy znaków zodiaku :))). Szkoda, że nie ma Dziewicy :P.
W drugiej hm... w nowym lekcjonarzu zmienili refren psalmu responsoryjnego, czy mi się zdaje? Na wideo jest stary, na wydruku nowy? Jeśli tak, to zmiana zaszła w kierunku przewidywalnym, ale czy w dobrym? Nie ma Sądu, jest Łaska, tak?

Myślę też, nieco współczująco modlitewnie, nad tymi, co (i w tym roku, i wielu ubiegłych) zgłosili się do seminariów na skutek otrzymanego znaku od Boga, a znak polegał na tym, że nie zaliczyli sesji na jakichkolwiek studiach świeckich (na przykład bo się niekoniecznie pouczyli).  OK, Bóg pewnie Może, jak Chce, mówić i przez osła. Tyle że naturalny bieg wydarzeń raczej nie bywa nadzwyczajnym znakiem... Może jak Piotr po cudownym połowie ryb - a właśnie proś Boga, żebyś (nie za wiele się ucząc) zdał na piątkę, a wtedy Mu pójdziesz do tego seminarium... to by było bardziej miarodajne, hm?

A ja dziś czekam na odpowiedź na sms od pani z pracy i też nie mogę się doczekać (a propos znaków i potwierdzeń, tia). Taka prosta rzecz, odpowiedz na smsa. Na telefonie, który zawsze masz przy d. I co, i żaden znak nie będzie mi dany, tak?

I myślę, że może Bóg za bardzo Kocha i za bardzo Szanuje, żeby za pomocą znaków dokonywać takich manipulacji. Rób, synu, co chcesz, Zmuszał cię nie Będę. Inna sprawa, że jeśli chcesz (a nie jesteś psychopatą), to tak se wybierzesz ten znak, żeby ci się prawdopodobnie spełnił. :P Co mi przypomina, jak Jaś rano rzucał monetę, mówiąc: reszka - galeria, orzeł - nad rzekę, a jak stanie kantem - szkoła. :)))
Jeszcze inna sprawa, że Jaś jest zdrowszym typem osobowości niż paru znanych mi przedstawicieli Kościoła hierarchicznego.

A propos rzucania monetami - dziś wielkiego wyboru nie mam, zakupy i z mamą do Lbl. Do pracy, wobec braku potwierdzenia, nie. :P Bo nie chcę, a nie, że nie ma smsa, szczerze.
Wio.

Pozdrawiam rozeznających.


pod wieczór
jednak sms przyszedł, musiałam pójść do pracy  i zrobić, co musiałam. Przy okazji zakupy i zaraz potem wyjazd z mamą do Lbl, tym razem taksówką. Promocja okazała się istniejąca, to, za co normalnie zapłaciłybyśmy minimum 4 stówy (dojazd, godzina poczekania, powrót) kosztowało nas 150 zł. Wyrobiłyśmy się w jakieś 2 godzinki z niewielkim hakiem i nawet, o zdumienie, głowa mnie nie boli. No, nie bardzo.

Mimo najlepszych chęci nie mogę dziś wysłać paczki do Poznania, bo pakując wyszywanki odkryłam, że połowa jest pofarbowana... musiałam uprać drugi, a część i trzeci raz... i znowu się suszy. :P Ciekawe, co odkryję, prasując.

Za trzy godziny będę mieć ósmą rocznicę. Nie, nie żałuję. Tak, znowu wybrałabym Ciebie, nawet wiedząc to wszystko, o czym teraz wiem... nawet bez kropli entuzjazmu czy zapału, bez odrobiny złudzeń, że będzie dobrze, przyjemnie i z sensem. :P Nawet jeśli ostatecznie mnie Odrzucisz i wszystko definitywnie już będzie bez sensu. :P

Tym bardziej modlę się i proszę o modlitwę za dzieci. Szczególnie za te, które potrzebują najbardziej.

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Wiesz, kiedyś

jak czytałam dzisiejsze pierwsze czytanie, myślałam o Kościele i o sobie. :P Moja pycha została skorygowana i teraz myślę o Kościele hierarchicznym, i o Aniołach Bożych wstępujących i zstępujących na niego :P.

wio.


po południu
nad Wisłą
 w uroczym towarzystwie, między innymi czapli
chyba brodźca?
kaczek-krzyżówek
czegoś, co z pokroju przypomina pliszkę :)
 i czegoś, co naprawdę nie wiem, czy to to samo, co na zdjęciu nr 2????

 Wstyd powiedzieć, ale kompletnie nie znam ptaków nadwodnych. :((( Ratunku.


wieczorem
po raz pierwszy od marca zawędrowałam na mszę. Ksiądz był rozsądny, przed komunią dezynfekował ręce, konsekwentnie najpierw obdzielił tych na rękę, potem tych do paszczy, więc moje poczucie sterylności za bardzo nie ucierpiało.  Na kościele może 40 osób, z czego może 5 panów, reszta to starsze panie. Oczywiście nabożna śmietanka bez maseczek. Ci z różnych wspólnot, jedna zakonnica i pani, która na Ojcze nasz podnosi ręce pod sufit, a na pewno wyżej od celebransa. Jednym słowem, wierzący maseczek nie noszą...

niedziela, 23 sierpnia 2020

takie kffiatki

z konkursu o świętym Bracie Albercie. :))) Znalezione przypadkiem podczas porządkowania zasobów na starym kompie, konkurs przeprowadzono i sprawdzono daaawno temu, uczestnicy są już dawno dorośli. :))) (pozdrawiam, jeśli ktoś się rozpozna :)))


Czy wypiekanie chleba jest reakcją chemiczną, czy zjawiskiem fizycznym?
Odp: reakcją fizyczną.

Kto jest patronem matki św. Br. Alberta, Józefy? 
Odp: św. Paweł. 

Jak się nazywa I i II Zakon świętego Franciszka?
 Odp: albertyni, albertynki i jezuici. 
Pierjarze i dwujarze (por. tercjarze)

W którym powstaniu walczył św. Brat Albert? 
Odp: Warszawskim. 
W tym drugim. 
Sierpniowym.

Dlaczego „Szkoła Kadetów” jest pisana wielkimi literami? 
Odp: Ponieważ w tej szkole była rusyfikacja i urzędnicy tak napisali.

W jakiej bitwie Adam kończy swą powstańczą walkę?
 Odp: wielkiej.

Po powstaniu Chmielowski uciekł do Francji. W którą stronę uciekał? 
Odp: w tą z lewej.

Jaką techniką Chmielowski wykonywał swoje prace? 
Odp: Boską.

Dziś pada, więc trochę mi się plany pokićkały. Więc fffściekam się na komputer i mozolnie  przenoszę co ważniejsze pliki na laptopa, bo  trzeba się liczyć z opcją, że staroć wyląduje na elektrośmieciach. Chociaż może jak go zluzuję to jeszcze trochę i pochodzi? Zobaczymy. 


wieczorem
znowu kwitną akacje, znaczy znowu najwyższa pora na wakacje :P
przynajmniej ja to tak odczuwam... wcale nie mam ochoty wracać do pracy, zmęczona jestem. Przeraża mnie podjęcie kolejnego roku w warunkach epidemii, może perspektywa nauczania zdalnego, poza tym pospolicie mi się nie chce. Starzeję się. Uderzenia gorąca nie mają już alibi w postaci sierpniowych upałów, dziś poza tym dzień 33 i szczerze mam nadzieję, że to już koniec :P. Moje ciało wybrało się na emeryturę i ok.

Jednak szpaki jednoznacznie zbierają się do odlotu i dementują plotki o ponownych wakacjach :(.
Heh. Jerzyki odleciały w tym roku bardzo wcześnie, nie doczekały do 15 sierpnia...

Długie godziny spędziłam dziś, szukając w windowsiedziesięć :) folderu kosz :P. Poszukiwania uwieńczono sukcesem. :P Telefon dla odmiany ciągle chce mi się aktualizować, nie wiem, pozwalać mu czy nie? W ogóle za niewiele wiem...

sobota, 22 sierpnia 2020

oj, jakie antyklerykalne

to Słowo od jakiegoś czasu...

wio.


wieczorem
podobno ostatni tak upalny dzień tego lata - i oby. Czekam na burzę :P, ma za 2 godziny być. Zobaczymy. Ogrodu dziś nie podlałam...
Telefony z upodobaniem dzwoniły za każdym razem, kiedy w sieci zaczynała się jakaś msza :P. W końcu pięć minut przed ostatnią dziś (już z niedzieli) zaczęłam włączać stary komputer. Odmówił włączenia (opanowałam go teraz, godzinę po rozpoczęciu transmisji), a jednocześnie zadzwonił... domofon. Ogarnęłam duperelę domofonową, pobiegłam włączyć laptop. Ciągle nie wiem, czy Chcesz, żebym oglądała te transmisje, czy w ogóle Widzisz, że na nie poluję i wbrew tym cholernym wynalazkom technicznym próbuję się codziennie z jakąś mszą od początku połączyć, zostawiając inne zajęcia, czy raczej Wolałbyś, żebym spakowała się w pudełeczko i wysłała na jakiś księżyc albo gdziekolwiek, gdzie dam Ci święty spokój i nie Będziesz Musiał na mnie Patrzeć? Tak wiem, obraz Boga mam prze-cu-dow-ny.
Jeśli mam go zmienić, to Zrobiłbyś coś.

No i chyba muszę przesiadać się z komputera na laptopa, bo nadejdzie dzień, że mi się to stare bydlę zupełnie nie włączy...

piątek, 21 sierpnia 2020

czemu nie powracają

 do życia te zeschłe kości, dopóki prorokują nad nimi ci, co w prorokowaniu szukają swojej chwały, nie życia kości ani woli Boga, hę? :P


wieczorem
ja chcę taką z szarotką - orzekła ciotka, która mnie zaszczyciła z okazji imienin (przy okazji prosząc o usługę fryzjerską, skończę jako  rodzinny cukiernik i fryzjer w jednym). Ale ta jest już obiecana - zaprotestowałam, wyjmując jej z rak maseczkę, btw z dziewięćsiłem :P. Mogę ci taką zrobić, ale trzeba wpłacić coś na ryż dla Filipin.  Zgodziła się.

Poza tym jest gorąco. Poza tym zaspałam dziś, a budzik w smartg*, ustawiony nieco za delikatnie, ledwie mnie obudził... Poza tym zapisałam się na jakieś szkolenie z zuma (co ciekawe, pod zumem :P, ignotum per ignotum). Poza tym jak zawsze trzydziestego dnia mam nadzieję, że tym razem to już menopauza. :P Co mi przypomina panikę w oczach koleżanek na studiach w analogicznej sytuacji, tia. :P

Jeszcze muszę karmę dla znajomego chomika dziś podrzucić...

czwartek, 20 sierpnia 2020

nie wiem, Panie

 myślę, że jednak w sumie wyszło na to, że K. miał rację i powinnam się od*. To chyba najsmutniejsza refleksja życia :P. 

Myślę też, że jeśli Ty mnie nie Chcesz, to ja nie chcę nic ani nikogo. Dla mnie to nie jest kwestia, że jak mnie nie wezmą do zakonu, to ok, wyjdę se za mąż (albo będę się prowadzać z facetami na stopie rozrywkowo-przyjazno-zaspakajającej wszystkie potrzeby oprócz :P). To nie tak, jak mi mówili zaprzyjaźnieni Odnowowcy po śmierci przedostatniego biskupa: to znak dla ciebie, Bóg cię nie chce, szukaj se chłopa. Nie. Jeśli rzeczywiście Bóg mnie nie Chce, to ja mam całą resztę w. Nie ma Ciebie, to nie będzie nikogo. Nawet po to, żeby mi podłączyć ten cholerny ruter czy pójść na zakupy, czy wybrać się do kina z.
Rozumiesz? 

Pamiętasz różę? Wtedy, kiedy kupiłam różę na szkolną Mszę, a wielebny M. powiedział, że nie odprawi, i ukręciłam róży łeb. Bo jak nie dla Ciebie, to dla nikogo. Pamiętasz?

Myślę, że ja się po prostu kompletnie nie nadaję do tych czasów. Za moich czasów to było łatwe: wybierasz, nie kombinujesz. Jak wybierasz ten zakon czy poważnie myślisz o jego wybraniu, to nie prowadzasz się z facetami. Ani po zakupach, ani po imprezach, ani w ogóle.
No nie nadaję się, nie chcę się nadawać. Teraz jest inaczej, ok, inne czasy, jak baba drugiego dnia znajomości nie idzie z facetem do łóżka, to już należy docenić poświęcenie i bogobojność, i jak to się ona wyrzeka rozkoszy świata tego, rozważając w ogóle to powołanie, tak? Może i tak. A ja się powinnam zdecydowanie od. I K. miał całkowitą rację: mają tych swoich ojców duchownych, niech ich tam prowadzą.

środa, 19 sierpnia 2020

że komuś się mój Legion nie podoba? :P

 Prymas Wyszyński miał coś lepszego, proszę (zdjęcie z muzeum w Kozłówce, z pokoju Wyszyńskiego, sądząc, że jest w gablocie, to autentyk):

Lol. Ciekawe, kiedy tak w gablocie będą pokazywać mojego laptopa :P. Maszynę do pisania, na której pracowicie stukałam pracę licencjacką, oddałam do muzeum... 

Mam ochotę zrobić ostre echo Słowa dziś, ale napiszę to krótko a nabożnie, żeby nikt się na satanistyczny kontekst wpisu nie powoływał: oj, św. Prawda... 


wieczorem

co tam Legion :P, mój ruter jest czarny i ma rogi :P. Przyszedł pan magik (kilka godzin spóźniony względem zapowiedzi), zrobił wszystko, laptopa mogę z grubsza używać, większym problemem będzie internet w komórce, bo ni dudu nie wiem, jak to i po co to :P. No ale podobno jest. 

poza tym mam takie fale gorąca, że aż marzę, że to menopauza, a nie 29,9 stopni za oknem :P.

wtorek, 18 sierpnia 2020

kupka nieszczęścia

 na kanapie.

 

 Czyli od kilku godzin (po spotkaniu czystym fuksem pana kuriera z kolejnej firmy kurierskiej, z którą nie byłam w stanie umówić się onlajn na konkret dostarczenia przesyłki, poprzednia firma ma lepszą stronę internetową, brrrr)  jestem posiadaczką laptopa o nazwie jedynie słusznej dla szanującej się dziewicy konsekrowanej, proszę: 

:P :P :P

Umiem już go włączać i wyłączać, znaczy jeden raz go włączyłam i jeden raz go wyłączyłam. Wcale nie było to takie łatwe, o nie :P. Teraz się fffściekam na nowo, bo laptop bez internetu nadaje się najwyżej do grania w karty i/lub oglądania filmów z DVD* - obie funkcje wypróbuję przy chwili. Oprogramowania, nawet gupiego ofisa nie kupię, bo ściąga się z sieci. Czyli teraz muszę kupić jakiś ruter :P bo mam na ścianie kabel z internetem i ten kabel chwilowo sięga do starego komputera, na którym piszę na przykład niniejsze... Kabla nie przełożę z urządzenia na urządzenie, bo mi się autozablokuje, każdorazowo po przełożeniu trzeba odblokowywać, przychodzi taki pan magik ze spółdzielni. Więc muszę teraz kupić ruter i wezwać pana magika, żeby mi to wszystko posklejał w funkcjonującą sieć... chyba. Problem polega na tym, że w życiu nie widzialam rutera (no dobra, oprócz migających zielonych diod gdzieś na ścianie w szkole, ale wtedy miałam głęboko, czy migają, czy nie :P). Więc nie wiem, jak karmić to zwierzę i jak je obsługiwać. Nie mam pojęcia, kto jeszcze takie zwierzę ma i mógłby się wiedzą podzielić. Od podstaw. Czyli gdzie postawić i jak używać, żeby od promieniowania mi paprotki nie zaczęły fluorescenzować. :P 

A propos zwierzątek. Zebrałam się w końcu i wyjechałam na gliniarzach, nie chcecie wiedzieć, co było w środku w tych beczułkach. Najoględniej: myślę, że właśnie to jedzą zwolennicy żywienia się białkiem pochodzenia owadziego :P. 

Naprawdę, mam już najszczerzej dość własnej technodebilności. 

______________________________________

* DVD nie idzie, bo oczywiście nie ma programu do obsługi filmów, który muszę ściągnąć z sieci :P. Czyli mogę grać w karty (w opcjach default, bo poważniejsze też wymagają internetu), słuchając muzyki z CD na mediaplejerze i robiąc zapisy w notatniku. :P

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

technodebil

 i tyle. :P Emocje szaleją (jakby nie miały lepszego powodu), może dlatego, że hormony zgłupiały - no czuję całym ciałem i duszą, że jest jakoś inaczej niż było :P, starość nie radość, daj Boże, żeby pogrzeb był weselem... Alergia też daje, co może. Pół nocy nie spałam, wyzywając się od debilek i obiektów seksualnych :P, bo wydawało mi się, że mój zaprzyjaźniony gliniarz brzęczy w szafie, a śluzówkę miałam wyschniętą jak tekturę (ok, jak glinę w gnieździe gliniarza) i dusiłam się. A gliniarz wczoraj był przynajmniej 4 razy. Nie widziałam go (i chyba nie chcę), ale zostawił na wykładzinie kawałki gliny, których nie dał rady przykleić do drzwi szafki spryskanych środkiem owadobójczym (owady reagują na ten sprej paniką, może też je dusi). Jak już go odstraszę i nie będzie wracał, to będę musiała zniszczyć gniazdo... teraz to nie ma sensu, póki wraca, będzie odbudowywał.

Mama pojechała z bratem (jednak) do okulisty, a ja mam im przygotować obiad, zrobić drobne zakupy, odplamić obrus, podgonić maseczki, po południu iść i kupić sobie porządne trekkingowe sandały, bo ostatnie buty typu "idź na spacer" mi się połamały w podeszwach. Może już są przeceny na sandały? Może bank w końcu przeleje (po długim łikendzie) wpłatę za laptopa? Zamówienie ciągle jest "nieopłacone", brat twierdzi, że bank tak może działać. Naprawdę wolę kupować w realu i realnymi pieniędzmi z ręki do ręki. 

Myślę, ile trzeba sprzedać i rozdać tym ubogim, żeby naprawdę wyszło, że wszystko. Dobrą opinię, wiarę, takie tam.

sobota, 15 sierpnia 2020

refleksja po

wysłuchaniu paru ostatnich kazań i intencji mszalnych i modlitwy wiernych w ostatnich dniach z kilku różnych sanktuariów: z upodobaniem modlimy się za naszych dobroczyńców, cały czas żyjąc w poczuciu, że przynajmniej połowa świata z nami (z Kościołem) walczy. Chciałabym raz we wstępie do mszy usłyszeć: modlimy się za dobroczyńców naszego sanktuarium tych, którzy nam źle życzą i rozpowszechniają o nas złe opinie. :P To by było przynajmniej ewangeliczne.

Poza tym myślę, że jednak lepiej (i łatwiej dla kilku osób) jest mieć złą opinie o mnie niż o tej osobie, która na tą opinię akurat zasługuje. Więc ok, dla Ciebie ja w to wchodzę. Tia, wolałabym, Żebyś jednak Się za mną Ujął. Pomny na Swe Miłosierdzie czy jak tam dziś było. :P

Nie wiem, czy na Końcu, na Sądzie, Wyjawisz zainteresowanym, kto naprawdę w której historii narozrabiał, a kto tylko był chłopcem (albo dziewczynką) do bicia. Ile w tym wszystkim jest żalu, pretensji, rozczarowań, zniechęcenia, zniesmaczenia. A ile cholernej, niewysłowionej, upartej miłości.
Jeśli w ogóle Kochasz tych chłopców (i dziewczynki) do bicia. 

I myślę, słuchając dziś i Słowa, i napuszonych kazań, jak łatwo w liturgicznej apoteozie kobiecości (łącznie z fizjologią porodu) w koronie z gwiazd dwunastu  zagubić podstawowy realny szacunek dla prawdziwej kobiecości.

piątek, 14 sierpnia 2020

potwór błonkówkowy :P

 w szafie :P

Zmieniałam pościel dobrze wieczorem już, potem do północka szukałam, co to :P. Głód poznawczy odgonił sen :P. A to jest, proszę państwa, gliniarz. Źródła - będące tłumaczeniem jakichś źródeł zachodnich - porównują go do czarnego szerszenia, ale to nie nasze szerszenie, chyba gdzieś w Azji takie chude szerszenie są. Do naszego szerszenia gliniarze nijak nie bywają podobne... choćby w tym, że podobno nie gryzą, a jeśli, to nieboleśnie. I że żyją samotnie, nie w rodzinach. W tych beczułkach są na razie jajka i z pół kilo sparaliżowanych pająków. Wygląda na to, że pani gliniarz (gniazda buduje, jak to u błonkówek,  samiczka) pokonała potomstwo Szeloby jej własną bronią: gdyby kłuła, żeby zabić, wylęgnięte z jajek w zimie dzieciaki znalazłyby trochę zgniłego białka i trochę chityny. A ona paraliżuje, więc biedne pająki żyją, a spiżarnia się nie psuje (i w szafie mi nic nie śmierdzi). 

Nie, nie będę hodować w bieliźniarce żadnych gliniarzy (nie kooperuję z policją). Właśnie dlatego, że ta przyjemność musiałaby trwać aż do wiosny... jeszcze gdyby lęgły się teraz, ok, zdzierżyłabym. Niech się wygryzie i leci. Źródła piszą, że gliniarza ciężko wygonić, bo wraca na swoje miejsce i dalej klei. Poza tym odklejanie tych beczułek z pająkami będzie błe. :P I to jest kolejna sytuacja, w której bardzo mi brakuje faceta... 


wieczorem

dziś był pogrzeb K. - mojego dziecka z tych najstarszych (swoją drogą, to usadza, jeśli masz dzieci po czterdziestce...)* K. zginęła w wypadku. Zostawiła dwoje swoich małych dzieci.
Nie wiem, Panie. Czemu jest tak, że Pozwalasz, że zginie ta zawsze uśmiechnięta, pełna ciepła i dobra, żyjąca w normalnej rodzinie, z mężem z pierwszego ślubu i z jego dziećmi, a będziesz Chronił tych w dziesiątym związku albo żyjących w przedziwnych konfiguracjach płciowych i społecznych... Trochę tak, jak Pozwalasz przejść na spokojną emeryturę ostatniej ludzkiej gnidzie, a Wydasz na odrzucenie, na języki, na pogardę jego ofiary... Nie rozumiem tego. Po czyjej stronie Ty Jesteś? 

___________________________

* K. uczyłam na praktykach, jeszcze przed licencjatem, mogłam mieć ze 20 lat, ona ze 13.

czwartek, 13 sierpnia 2020

a teraz potwór kluczowy :P i inne potwory

w zasadzie od wczoraj :P. Nie napisałam, ale wczoraj miałyśmy spore problemy z kluczem do ogrodowej furtki. Jak zwykle mama pobiegła do ogrodu rano, a kiedy doszłam około 9.00, żeby ją wygonić z pola do domu :P, zastałam w furtce wsadzony krzywo klucz (od środka, mama chciała się zamknąć w ogrodzie), który nie dał się wyjąć. Poszarpałam się, wyjęłam. Wyprawiłam mamę do domu, zamknęłam za nią furtkę, ledwie poszłam plewić - ogrodowa sąsiadka wrzeszczy zza płotu, że zapomniała klucza i czy mogę otworzyć. No poszłam, co miałam robić. I oczywiście sama włożyłam klucz tak krzywo, że potem 20 minut nie mogłam go wyjąć. Ledwie wyjęłam (i poszłam plewić), sąsiadka wychodzi i wrzeszczy, żeby jej znowu otworzyć. Wrrr. No poszłam, a klucz od ogrodowej furtki zaczął współpracować i na razie współpracuje... Dziś zachodzę rano do mamy i słyszę, że nie może otworzyć szafy. Po oględzinach doszłam, że ułamała klucz tak, że ułamany kawałek został w zamku. Nie zrobię tego, dzwoń do pana Pe.  Ja idę na ogród.
Pan Pe przyszedł, naprawił, ja potem klucz dorobiłam, zastanawiając się tylko nad kwestią istnienia potworów kluczowych i jaki potwór będzie nas prześladował od jutra, hm. :P

Z innych ciekawostek. Wracam z ogrodu, a tu mama rozmraża parówki na gazie, postawiwszy bezpośrednio na palniku fajansowy talerzyk. Co ty robisz, zaraz ci to pę.... nie zdążyłam dokończyć, talerzyk poszedł w drabiazgi. No co ty wyrabiasz? Bo nie myślałam, że aż tak się rozgrzeje - brzmiała matczyna odpowiedź. No tak, parówka się miała rozmrozić, a talerz miał się nie rozgrzać, tak?
Naprawdę, trzeba coraz mocniej kontrolować wszystko, co mama wyrabia. Wydaje mi się, że sinusoida matczynych zachowań znów powoli wchodzi na górkę.

Z atrakcji i fajerwerków brat nie może jej w poniedziałek zawieźć do Lbl do okulisty, czyli znowu nas czeka wyjazd jakimś publicznym transportem... a tu dziś 811 zakażeń, w lubelskim chyba z 50, w samym Lublinie kilka. Nie wiem, chyba po prostu wsiądziemy w taksówkę, jeśli znajdziemy taksówkarza, który nas zechce wieźć, poczekać i odwieźć. Może się zamkniemy w 500 złotych :P. A za tydzień wyjazd na kontrolę.

A dziś w ogrodzie smok wielkości przecinka :)
i rusałki admirały na gnijących śliwkach.

środa, 12 sierpnia 2020

Kawa-z-m. mi uświadomiła

 że dziś mam liturgiczne imieniny, a ja twierdziłam w zaparte, że nie. :P Kompletnie zapomniałam. Tak czy siak, prezent dziś był najlepszy ze wszystkich, które kiedykolwiek na imieniny dostałam. Mimo że tak naprawdę jest zaledwie zapowiedzią, zadatkiem. Nobis pignus datur, tia. :P 

Takie kfffiatki.

wtorek, 11 sierpnia 2020

lodówkowy potwór

atakuje...
Po pierwsze, po wczorajszej walce z moją oszronioną (acz działająca) lodówką, dziś obudziłam się późno, z bólem głowy, poczuciem wszechgorąca i totalnej niechęci i niezdolności do podjęcia życia (patrz: laptop, bank i inne sprawy, których nie ogarnę, nie ogarniam, nie chcę chcieć ogarniać.... nie nadaję się, powinnam umrzeć 20 lat temu, niech młodzi i inteligentni mają te smartg*, lapg* i e-g*, dajcie mi spokój). No zmusiłam się, żeby wstać, poczłapałam do kuchni zrobić kawę i śniadanie. Do drzwi dobija się mama. Przepraszam, że cię budzę, ale dzwoniłam już do tego faceta i on nie wiem, kiedy może przyjść, mam do ciebie prośbę taką, on powiedział, że wpadnie...

Z trudem pozbierałam do  ładu dwie szare (a mocno przegrzane i obolałe) komórki, grające w ciuciubabkę pod moją mózgoczaszką. Ale o co chodzi?
Chodziło o lodówkę. Lodówka u mamy nie działa. OK. Zostawiłam kawę i półfabrykaty śniadania na stole, pobiegłam do mamy. Sprawdzam gniazdko - działa. No to przenosimy twoje zapasy (w tym kilka chlebów z zamrażalnika) do mnie. Naładowałam koszyk, mama naładowała siatkę, idziemy. Nie będę zamykać - trajkotała mama - bo tylko na chwilę, zaraz wracam...
Poniosło mnie. Czekaj. Dwa miesiące temu menel cię okradł i obiecywałaś, jaka to będziesz ostrożna i jak to będziesz teraz uważać. Jak powiedziałam, że nie wierzę, że będziesz ostrożna, to się obraziłaś. Minęły dwa miesiące, a może i nie. I co? Wychodzisz i mieszkania nie zamykasz?
Jak na mnie wyleciała z japą, znowu ciężko obrażona. Zamknęłam mordę (znowu za dużo mówię, zawsze mówię za dużo, jeśli mamie treść się nie podoba), w duchu klęłam jak szewc. :(

No nic.  Klnąc w duchu jak szewc opróżniłam do końca maminą lodówkę. Potem stanęłam na środku swojej kuchni i nie miałam siły się rozpłakać... Skąd mam wziąć siłę, żeby uciągnąć to wszystko? Zjeść półfabrykaty śniadania, połknąć tabletkę przeciwbólową, wynieść ogórki do piwnicy (mama ostatnio do piwnicy nie zejdzie, bo się boi szczura, tego, co wygryzł dziurę w pokrywce od słoika), porobić opłaty, zrobić zakupy, podlać ogród, zdecydować coś z tym laptopem (najlepiej trzeźwo myśląc), perspektywicznie może kupić mamie nową lodówkę (ta ma kilkanaście lat, moja zresztą też...)

Lodówkowy potwór uaktywnia się przy plus trzydziestu stopniach na zewnątrz, nie sądzicie?

No i muszę ogarnąć jakoś problem klnięcia jak szewc. :P To nie jest dobre wyjście. 

 

wieczorem

No tia. Pół dnia zabawy z przeładowywaniem zawartości maminej lodówki do mojej, odgruzowywaniem kuchni, żeby do lodówki dało się dostać, mama niemal kazała mi odrywać listwę mocującą szafkę do ściany, żeby lepszy dostęp był... Cały dzień czekania na mechanika... i okazało się, że mama wyciągnęła przypadkiem wtyczkę z kontaktu, ale tak, że wyglądała na niewyciągniętą :P. 

O, lol.

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

mama na zakupach

 idę na zakupy - oznajmiła rano mama. OK. Po przeprowadzeniu półgodzinnej pogadanki wokół tematyki "nie kupuj mleka ani mąki ziemniaczanej, ja jutro kupię, za to kup mi proszę chleb" i "nie kupuj czego nie potrzebujesz, jest upiornie gorąco i każdy wysiłek liczy się podwójnie" - poszła. Po powrocie tryumfalnie wyciągnęła dwa chleby, pomidory i kilo krupczatki, oświadczając, że ziemniaczanej przecież nie kupiła, czemu się drę. :P A potem spytała, kto mnie nauczył powiedzenia o śrubce w d. Ty - odpowiedziałam - praktycznie. 

Jest naprawdę za gorąco, lodówka mi szroni, przy okazji wycierania lodówki wywaliłam stację meteo i włączył się (na skutek wstrząsu?) termometr wewnętrzny, który od kilku tygodni był nie działał. :P

 Siedzę w domu, udaję, że sprzątam, wyszywam kolejne maseczki, podganiam blogi i pompejankę - już piątą - i generalnie mam dość. :P Mam dziś jeszcze książeczki opłat wypełnić, co mi przypomina drażliwy temat zorganizowania bankowości internetowej jakoś... fffkurza mnie, że jestem w tym aż tak dokładnie sama. Chciałabym, Żebyś mi Pomógł.

niedziela, 9 sierpnia 2020

ważki temat maseczek

 temat maseczek, tia. Najnowsze projekty. Możliwe do wykonania w każdym zestawieniu kolorystycznym, napisy negocjowalne :).

Chodzi mi jeszcze po głowie "przestrzegam zaleceń" :P. 

 

 

Temat ważki, tia.

A w temacie lotów... takie maleństwo

nad polami:



sobota, 8 sierpnia 2020

ach, jak przyjemnie

 kołysać się wśród fal...

Miałam dziś w ogrodzie nalot młodziutkich sikor. Pierzących się dopiero bogatek

i modraszek

Śmiesznie schodzą im te szare, pisklęce piórka, pokazują się kolory. Był też młody, pierzący się szpak. Chyba z mamą.

Z nieptatków latających odwiedziła mnie ważka. Ważkie wydarzenie jak nic.

Zróbcie kąpielisko dla ptaków. Proszę. Płytkie, żeby mogły się chlapać, ale się nie potopiły. Nie garnek, nie salaterka. Stary niezbyt głęboki talerz albo miska dla psa. Pokrywka od plastikowej beczki. Patelnia.
Zwierzętom też jest gorąco i chce im się pić.