czwartek, 30 listopada 2023

uff koniec listopada

 jeszcze tylko 22 dni i dzień nie będzie się skracał :P. Krótkość dnia, ciemności, wszechpraca, po prostu wariuję. Dziś chyba ze dwadzieścia razy gubiłam telefon. Dwa razy zapomniałam o zgaszeniu światła, bo przecież to jest naturalne, że jest widno i nic nie trzeba z tym robić, prawda? :P A jutro kolejny zapiiii dzień w tej cholernej robocie. Mam ochotę siąść i płakać. A na głowie mam tymczasem jeszcze cały świat mojej mamy... i nie mogę tego pieprznąć w jasne anioły i rozpłynąć się we łzach, bo nie mogę, no. Siądę se i pieprznę może potem. :P Na razie muszę być zbawicielem jej świata i nic  na to nie poradzę, no. 

Kto jak kto, ale Ty Wiesz, że zbawicieli świata się ani nie kocha, ani nie docenia, prawda? :P Są, zbawiają, to jest naturalne, zbawianie świata jest psim obowiązkiem każdego zbawiciela. Nie Wiesz? :P Wiesz...

Robiąc zakupy (i spektakularnie gubiąc telefon w supermarkecie) nabyłam kolejnego jeszcze listopadka, od jutra będzie grudnikiem.


Mam nadzieję, że będzie ciemnoróżowy w odróżnieniu od mojej bladej landrynki, która na tym etapie pączka wygląda tak:


Poza tym czy tylko mi mikołaj wiszący za oknem koszmarnie się kojarzy?


Brrr. Kiedyś by powiedzieli jednoznacznie, że jak wisielec, to nie święty. :P Teraz obowiązuje, zdaje się, wersja eufemistyczna, hm sakralizacja wisielców? :P Pozdrawiam tych, co przerabiają koszmarne piosenki z Hunger games na sacrosongi. Powodzenia. 

Boże, dzięki, że listopad w końcu się skończył. Naprawdę. 

773.

środa, 29 listopada 2023

w nocy spadł pierwszy porządny śnieg


Tak było rano.


Idąc do pracy zastanawiałam się, ilu dzisiejszych ludzi wie, co to jest ponowa. :P

Przyleciała do mnie sroka, siadła na moim modrzewiu.


Dwie sroki, stara i tegoroczne dziecko. Była trójka, nie wiem, co z pozostałymi.


Różowiutki landrynkowy listopadek. 




I w gratisie gawron dla miłośniczek gawronów :).



Kiedy wróciłam z pracy, było już w zasadzie ciemno. Właśnie na chybcika ogarnęłam lekcje na jutro, nie mam siły bardziej się przykładać. Wiem, w sumie najgorszy dzień z tych trzech właśnie za mną, chyba. 

Poszłabym spać, jak suseł albo przynajmniej jak wiewiórka. 

772.
 

wtorek, 28 listopada 2023

znowu pada śnieg

 


Po pracy przygotowania do pracy na jutro, trochę zamieszania z mamą, jakiś telefon, jakieś szycie - i tak minął kolejny za krótki dzień. Gołąb jakoś wpakował mi się do klatki karmnikowej i nie umiał wyjść. Postraszyłam go trochę, poganiałam po klatce tam i z powrotem, potem złapałam za ogon i łapy i przemocą wyjęłam z klatki - i wyrzuciłam przez balkon. :P Poleciał. Mam nadzieję, że wystraszył się na tyle, że prędko nie wróci. Następnym razem jak złapię, to jeszcze okręcę nim ze trzy razy młynek w powietrzu, zanim puszczę. :P Próbowałam tego z powodzeniem na pewnym agresywnym kogucie. Podziałało. Więc może podziała i na gołębie. 

Słońca dziś w porywach tyle:


Cierpię. 

Spotkałam dziś rudzika i pełzacza, ale w śniegu i w pośpiechu okołopracowym nie udało się wyciągnąć aparatu. Może kiedyś. 

Teraz czekają mnie trzy kolejne ciężkie dni w pracy....

Mama próbowała się zapisać do lekarza. Pierwszy wolny termin uwaga 22 grudnia. Lekarz rodzinny. Mama chciała się zapisać, bo doszła do wniosku, że ze samopoczucie jednak nie jest spowodowane jakością obiadów, tylko tym, że skończył się jeden z leków. No i trzeba było poprosić o receptę. O receptę poprosiła w rejestracji, po chwili dostała kod, poszła, wykupiła. Po co komu lekarze? :P

Aby do maja.

771.

poniedziałek, 27 listopada 2023

praca,

zakupy, dobieranie mamie aparatów słuchowych (w końcu są prawie dobrane i całkiem zapłacone, zdążyłam nawet oberwać, że za szybko zapłaciłam, powinnam poczekać... :P), gotowanie obiadu (po którym mama źle się czuje), szykowanie lekcji na jutro, łatanie spodni, zmagania z syfami na mordzie, takie tam radości. 

Jestem naprawdę strasznie zmęczona. W pracy mam zapowiedziane zastępstwa na czwartek... milusio. 

Na świecie coraz zimniej, śniegu nie ma, tylko mróz i przeszywający wiatr. Dokarmiam sikorki, ale nie mam czasu na nie dobrze popatrzeć. Pod blokiem z sikorkami latają dzwońce i rudzik. W powietrzu stada kwiczołów, chyba już przylotnych z północy. 

Zygokaktusy mają kolejne pączki, niestety, ten, co miałam nadzieję, że będzie żółty, okazał się różowy. Żółty mi najwyraźniej wziął i zdechł. Więc poluję na żółtego i ciemnoróżowego, i na każdy nietypowy kolor. Ale w kwiaciarniach ani w marketach ich w tym tygodniu w ogóle nie ma. 


Zastanawiam się, czy nie warto by zastąpić niemodnych kalendarzy czy zdrapek adwentowych jakim adwentowym czelendżem. 24 dni czelendżu, ot co.

770.

niedziela, 26 listopada 2023

zza szyby

 no kto tu rządzi, no kto :)


jak powiedział mi kiedyś jeden z moich ex-dyrektorów... :)))

Rządzą bogatki. Modraszki wślizgują się, kiedy tylko mogą.


A uzurpatorzy wydziobują resztki rozsypane na podłodze.



Czyli klatka działa. 

Z przyjemności to wyskoczyłam dziś na króciutki spacer po parku. 


A potem reszta dnia w papirach szkolnych... sprawdzanie, przygotowywanie, bez końca. Marzę, że będę mogła kiedyś zejść z tego diabelskiego młyna.

Zdaniem Wielebnego, który głosił kazanie, na świecie istnieją dwie kategorie ludzi świeckich. 1. tacy, którzy codziennie rano biegną do sklepu po świeże bułeczki i świeżą wędlinkę, zajmują się oglądaniem telenoweli, a na urlop jeżdżą na narty w Austrii (i to oni, oczywiście, są słuchaczami kazania) i  2. mieszkający po klatkach schodowych i śmietnikach i żywiący się odpadkami (którymi to słuchający kazania powinni się zaopiekować pod groźbą utraty wiecznego zbawienia). Zastanawiam się, z czego wynika taka święta eklezjalna niewiedza, prezentowana zresztą dość systematycznie. PT Wielebny nie wie, do kogo mówi, bo nie rozmawia z ludźmi? Bo tak mu łatwiej ułożyć kazanie? Bo sądzi według swoich znajomych, bo akurat takich ma? Słowo daję, nie wiem. Patrzyłam dziś po kościele na te w 60% panie w 80% ponad 60 lat i zastanawiałam się, która codziennie kupuje świeżą wędlinkę i jeździ na narty do Austrii. I że nawet te panie w większości już nie oglądają telenoweli, nie te czasy. No ale.

Chciałabym, żeby jakieś mądre kazanie pomogło mi ustalić, jak konkretnie ustawić Chrystusa w pozycji Króla na moim diabelskim młynie życia, kiedy wiecznie brakuje mi czasu i sił (tia wiem, módl się więcej, to będziesz miała więcej siły :P). Założę się, że jeśli w kościele byli ludzie przed emeryturą, też by ich to bardziej dotyczyło. Ale pewnie to nieciekawe dla emerytowanej większości...

Jakoś nie czuję powołania do karmienia ludzi śpiących na śmietniku, tym bardziej, że od chyba 20 lat żadnego takiego nie spotkałam. Śmietniki są teraz szczelnie zabudowane... no ale to też trzeba wiedzieć, tylko skąd, jak się śmieci nie wynosi? 

769.

sobota, 25 listopada 2023

moje nienapite hormony

 zawiadamiają mnie o rychłym przeskoku fazy cyklu. Wypiłabym dziś absolutnie każdą ilość wody. Znowu nie mogę sobie dać rady z syfami na pysku... sama już nie wiem, czy to opryszczkowe, alergiczne czy hormonalne. Nie działa na to nic. 

Dzień zapowiadał się słoneczny


I od rana balkon zaroił się od pierzastych głodomorów. 









Po godzinie pogoda się zepsuła i większość dnia padał mokry, paskudny śnieg. 

Z dokonań to zakupy, przygotowanie jedzonka dla fruwaczy


odbiór przesyłki z cebulkami (w śnieg mam je teraz wsadzić?)


przygotowanie podajnika na kawę do pracy



i przygotowanie ciasta na pierniki. 



nie licząc, oczywiście, drobnych domowych napraw i takich tam.

Jutro ostatnia niedziela...

768. 

piątek, 24 listopada 2023

mniej więcej

 tak wygląda świat, kiedy wychodzę do pracy, i kiedy wracam z pracy. Z tym, że rano tak wygląda na wschodzie, a wieczorem bliżej zachodu.


Bogatki obżerają karmnik aż się kurzy.


Wypróbowuję nowy akumulator do aparatu, chyba jest ok. 
Podobno od jutra wraca zima? Z zaległych zadań mam ogród, jutro w rozdzielniku cmentarz, ale raczej rozczynię (pod dachem) ciasto na pierniki... 

767.

czwartek, 23 listopada 2023

kolejny za krótki dzień

 poświęcony pracy, zakupom, mamie i jej aparatom (kolejna sprawa, w której nie daję rady), krojeniu bakalii już na pierniki 


i takim tam różnym, jak sprawdzanie klasówek, przygotowanie jutrzejszych lekcji i kilka innych. 

Śnieg zginął, za to straszliwie wieje wiatr. 

766.

środa, 22 listopada 2023

i znowu walnęłam łbem w życie

 i znowu mam totalnie dość. I znowu, oczywiście, chodzi o mamę. I o jej aparaty słuchowe. W ogóle to może by było dobrze, gdybym mogła 100% swojego czasu i energii poświęcać na sprawy mamy, wtedy bym była na bieżąco, mogła z nią wszędzie pójść, gdzie i kiedy tylko sobie wymarzy, i być może udałoby mi się jej nie urazić...

W poniedziałek byłyśmy razem na badaniu słuchu, którego z powodu zalepionych uszu nie dało się wykonać. Mama dostała wizytę u laryngologa na dziś na 10.00. Ok, mówię, ale ja jestem w pracy, więc pójdziesz sama. Z panią od badań umówiłam się, że zadzwoni do mnie i mi opowie o tych aparatach wszystko, co powinnam wiedzieć. Zaproponowałam wprawdzie, że zajdę i wypytam osobiście, ale oświadczyła, że w środę to ona na pewno nie ma czasu. 

Dobra. Nadeszła środa. Jeszcze zdążyłam odebrać telefon, że mama ma przyjść na 10.20, nie na 10.00 - przekazałam, poleciałam do pracy. Wracam przed 15.00 - mamy nie ma. Na stole kartka o treści: poszłam dowiedzieć się więcej szczegółów o aparaty słuchowe. Jestem w tym gabinecie.

Acha, myślę. I co teraz? Iść do niej? Ugotować jej obiad? Czy co? Ponieważ mama się nie pojawiała, odpisałam: a ja jestem w tej kuchni i nie wiem, o której wyszłaś i czego ode mnie oczekujesz, a twój telefon leży na twoim biurku. 

Przyszła, przeczytała i ciężko się obraziła. Ano. Taki już mój los chyba i raczej się to nie zmieni... a poczucie winy będzie mi jeszcze w grobie towarzyszyć. Że za dużo miejsca zajmuję i zatruwam środowisko, na przykład. 

A w szkole dzień też do najłatwiejszych nie należał. 
A pani od aparatów słuchowych pracuje do 17.00 i pewnie już dziś nie zadzwoni.
A mama będzie na mnie obrażona z tydzień. 
A ja będę się czuła winna aż do następnego razu, kiedy znowu coś narozrabiam i zdobędę nowy powód do czucia się winną. 

A za oknem cukier puder śniegu


i grubodziób na modrzewiu.



I naprawdę mam szczerze dość.


PS. Mama się pogodziła, bo zginęły jej okulary i ktoś ich musiał poszukać :P. 

PS2. Jest 21.49, właśnie skończyłam dzisiejszą porcję współpracy z korektorem książki... Korekta jest tak samo męcząca jak praca nad tekstem. A bardziej fffkurzająca, duużo bardziej. Nieraz mi się chce powiedzieć: gościu, wyluzuj, nie czepiaj się głupot. No ale facet chce uczciwie zarobić swoją kasę...  i tyle.

765.

wtorek, 21 listopada 2023

w związku z zimą :)

 która sobie zaczyna o nas przypominać i demonstruje to coraz bardziej na biało,




po pracy posprzątałam balkon, tak naprawdę zimowo



i ustawiłam w końcu skończoną klatkę antygołębna i antykawczą nad karmnikiem. Dziś miałam na balkonie całe stado gołębi...


Skompletowałam też zestaw kwiatków nacmentarnych. Pewnego dnia trzeba będzie je zawieźć.


Przy okazji kupiłam mamie prezent na mikołaja - półtoralitrowy garnek z przykrywką, ze stali nierdzewnej. Czasem gotuje sobie jednego kartofla albo dla nas dwóch litr zupy. Będzie jak znalazł. Przed mikołajem kupię ze dwie gruszki i ze dwa jabłka, wsadzę do środka, zawiążę kokardkę i będzie. 

Korzystając z wolniejszego popołudnia, robię szkolenia. Potem mi się nie zechce. 

A poza tym nastają coraz krótsze i coraz ciemniejsze dnie. Podejmuję różne akcje w celu podniesienia uszu i nastroju, dziś były zakupy. Zamówiłam następną górę cebulek kwiatowych i zapasowy akumulator do aparatu, bez pewności, czy będzie pasował, bo trochę inne parametry niż oryginał... napięcie się zgadza, a co do reszty cóż - zobaczymy. Jakieś prezenty mi też się w końcu należą, a mama da mi pieniądze i każe coś se kupić - no to kupiłam. 

764.

poniedziałek, 20 listopada 2023

kiedy wchodzę do domu

 czuję zapach kardamonu, cynamonu, anyżu, imbiru i czego nie jeszcze.



To tegoroczna przyprawa do pierników. Zamknięta szczelnie w torebce czeka na dzień pieczenia. Hmhhhhhmmm.

Z innych dobrych wiadomości to w końcu pokonałam zaległe papiry szkolne i dopóki nie powstanie zapotrzebowanie na stos nowych, mam 15 minut spokoju :P. OK, 15 minut to przesada. Ale już jutro będę mieć stos klasówek do sprawdzania.

I na tym koniec tych dobrych. Z mniej dobrych - mama była na badaniu uszu, okazało się, że uszy ma totalnie zalepione woskowiną (sprejów do uszu nie lubi, bo są tłuste) i zanim pogadamy o badaniu słuchu, trzeba te uszy jakimś cudem przewiercić, najlepiej u laryngologa. Prywatna wizyta pojutrze. Już się cieszę. Tia wiem, jak byłam cholernym małym bachorem, mama ze mną też latała po lekarzach. Nie jestem tylko pewna, czy po dwóch lekarzach tygodniowo. OK, niech będzie, że tak.

Z innych mniej dobrych - próbowałam ściągnąć mObywatela na telefon, bo nigdy nie mam przy sobie dowodu, i nie umiem. Zrezygnowałam za czwartym razem, w połowie tworzenia profilu zaufanego. OK, ja bez mObywatela na pewno do samej śmierci dożyję. Nie wiem, co szanowne Państwo uczyni z moim założonym do połowy profilem, może wyrzuci w cholerę. 

Z ostatnich mniej dobrych - już któryś raz próbuję znaleźć jakąś niewielką okazję do zrobienia czegoś dobrego i potrzebnego. I któryś raz szukam jakiejś akcyjki, znajduję którąś z kolei reklamującą się jako "prostą, łatwą i dla wszystkich" - i po przeczytaniu okazuje się, że albo jest pełna niejasności i przekrętów, albo oczekiwania osób wymagających (sic) pomocy kilkakrotnie przekraczają moje możliwości pomocy. O, lodówkę im kup, nówkę nofrost z kostkarką, najlepiej czterodrzwiową. Bo biedni są. Więc dziękuję bardzo i wychodzę z kolejnej strony internetowej z kolejną charytatywną akcją. I pewnie już permanentnie zrezygnuję z jakichkolwiek kolejnych potencjalnych charytatywnych akcji. Zniesmaczyłam się tylko.

Zresztą. Powodów do zniesmaczenia mam więcej. Jakbyś, Rivulet, miała jakieś złudzenia co do wczorajszego pierwszego czytania, to pytanie, któż znajdzie dzielną niewiastę, jest pytaniem czysto retorycznym. Przecież nie znajdzie nikt. Bo przecież dzisiejsze kobiety to lenie, zdziry i egoistki, i na dodatek żadna dzieci mieć nie chce, o. Jakoś tak było wczoraj na kazaniu.  Z ciekawostek, wczoraj usłyszałam też (w ramach ogłoszeń parafialnych) niezwykle słodką historyjkę na temat ofiarowania bodaj trzyletniej Najświętszej Maryi Panny na służbę do świątyni jerozolimskiej, z kategorii tych historyjek, co leżały zaraz przy opowiastkach o trzyletnim Jezusku lepiącym z gliny żywe ptaszki. Ornitologiczne ptaszki, dla wiadomości tego idioty-seksomaniaka, co tu zagląda. I tak se myślę cichutko, że oni sami się proszą, żeby się nie przejmować tym, co mówią, bo jak ktoś plecie tydzień w tydzień podobne dyrdymały, to na własne życzenie nie będzie traktowany poważnie. No a potem się dziwią, no.

Ech.

763.

niedziela, 19 listopada 2023

czapla o wdzięcznym imieniu

 

czyli - pomimo dojmującego zimna - krótki wypad nad Wisłę.


Było całe stado nurogęsi

jakaś duża mewa





i pełno zimorodków, co by chyba implikowało nadejście zimnej zimy. W ostatnią, ciepłą, zimorodków nie stwierdziłam. 



A to jeszcze Celinka. :)





Poza tym kalendarz przedadwentowy się powoli otwiera


Zebrałam składniki na przyprawę do pierników, jak się da, jutro ją zmielę.


Z pracą ciągle jestem o jeden papir do tyłu :P i nie dałam rady tego ogarnąć przez łikend. I - jak zwykle - mam milion absolutnie genialnych pomysłów na różne rzeczy i ani chwili czasu na ich zrealizowanie :P. 

762.