Poranek w pracy. A., ciągle nie mam twoich prac, proszę mi je przesłać, bo podam do zagrożenia. Ale sorko, ja wysyłałem, prawie wszystkie. A ja zaglądam na klasrum i widzę cztery (na dwadzieścia dwie od połowy października do dziś). Ale ja wysyłałem. To wyślij jeszcze raz, bo nie doszły. Ale one mi znikły, jak je wysłałem. :)))
Lol.
No jak ci znikły - tu nie wytrzymała któraś z koleżanek z klasy, rozmowa toczyła się na micie :) - jak wysyłasz na klasrumie, to masz te prace w wysłanych. No ale mi znikły - upierał się delikwent - ale ja je mam, wszystkie, w zeszycie, tylko ja nie wiem, która jest która. OK, to przyślij mi wszystkie jeszcze raz na maila - nie wytrzymałam. Mój adres masz? Nie mam.
Podałam adres. Jak dotąd dostałam JEDNĄ pracę na zupełnie inny adres :) i jest to przesłana drugi raz jedna z tych czterech prac, które już wysłał na klasrum.
Tia, będzie zagrożenie. I pewnie jedynka. Zupełnie niesłusznie, znęcam się, dręczę, molestuję.
Po lekcjach zabrałam mamę na ogród. Mama zachowuje się coraz bardziej jak kilkulatek, marudzi, tu jej za gorąco, tam za zimno, w ogóle cierpi przeze mnie strasznie (nie od dziś, chyba od mojego urodzenia albo i wcześniej zresztą, chyba powinnam zacząć się przyzwyczajać...). W każdym razie udało nam się do spółki zgrabić resztę liści, oberwać koraliki z resztek łzawicy i nawet wyczyścić z grubsza domkową rynnę, bo już zdążyły w niej wyrosnąć spore siewki sosny. Sosenki posadziłam pod dużymi sosnami, w rynnie została jedna, której w żaden sposób (przy akompaniamencie marudzenia mamy, bo akurat było jej zimno) nie mogłam już dosięgnąć.
Poza tym ciągle nie umiem pisać na tym laptog**nie, kursor mi lata jak chce, nie trafiam w klawisze, a jak już udaje mi się trafić, to przy włączonym przypadkowo kapsloku :P. Muszę kasować i pisać na nowo, po literce, całe fragmenty tekstu. Nienawidzę tego komputera, nienawidzę tego telefonu, nienawidzę tej technologii, nie radzę sobie, nie chcę sobie radzić, nie ogarniam. Ten idiota kursor znowu teraz mi za przeproszeniem stanął trzy linijki wyżej. Chyba powinnam zamurować czymś taczpada, może by pomogło.
Marzę, żeby zniknąć.