środa, 31 marca 2021

no to mamy gista :(

 i w sumie tyle wiem z diagnozy u chrzestnej. Z tego co wiem gist jest jeden, bez przerzutów, niestety bardzo mocno wyrośnięty i krwawiący. Trzeba go wyciąć, ale stan pacjentki jest na tyle słaby, że (jeszcze) nie... i tak oto kolejne święta do d, pod telefonem, z czekaniem na telefon. Nie wiem, Panie, po kolei Będziesz mi Zabierał wszystko i wszystkich? Pomyśl chwilę, jak Się Czułeś po zdradzie przyjaciela, po opuszczeniu przez uczniów, bez rodziny?

Mam dość dzisieja - cały dzień w pracy, w międzyczasie i potem czekanie na wiadomość. I wiadomość wcale nie najlepsza. 

Z dobrych rzeczy, kilka florystycznych zdjęć z wczoraj.









wtorek, 30 marca 2021

jeden z was

 Powiedziałeś, Boże, żebyż tylko jeden...

Byłam rano na mszy, ostatniej przed białym tygodniem. Ograniczeń żadnych, zasad zero. Na osobę było może pięć metrów kwadratowych. Z przodu, w pierwszych ławkach, jeszcze jako tako, z odstępami. Tył pełen kolejki do spowiedzi, odchodzący od konfesjonału siadali jak popadnie w tylnych ławkach, bez żadnych odstępów. Konfesjonał niezabezpieczony, niedezynfekowany. Tyle że ksiądz wyjątkowo w maseczce. 

Naprawdę, chciałabym, żeby Kościół raz przemówił jednym głosem, a jego hm urzędasy wykazały się pokorą i posłuszeństwem. Jeśli to będzie głos brzmiący: nie ma żadnego koronawirusa, konsekrowane ręce świętych kapłanów nie zarażają, sakramenty z racji swej boskości nie przenoszą, wierzący nie chorują - ok. Ale wtedy żadnych ograniczeń nigdzie, żadnych maseczek, żadnych zabezpieczeń, a księży zapraszam z posługą na oddziały kowidowe. Bądźmy konsekwentni. Mówmy prawdę. Bo jak Kościół kłamie, to kto może mówić prawdę, tak? 

Do nieustającego rozgoryczenia naszych duszpasterzy spowodowanego udziałem w wiadomych marszach (nie wiem, kiedy oni się otrząsną z traumy na tyle, żeby na kazaniach przestać wyrzekać na błyskawice) dochodzi nowe rozgoryczenie: na tych, co na mszę świętą przychodzą _tylko_ po to, żeby liczyć ludzi i sprawdzać, kto ma maseczkę. Biedni, kontrolowani, upominani. 

A w tym samym czasie znalazł się i taki biskup, co powiedział: jeśli udajesz, że nie ma wirusa, uciekasz od krzyża. Jeśli ignorujesz ograniczenia, odrzucasz krzyż.

No to kto mówi prawdę, pytam? Mogę sobie wybrać? :(((
Nie chciałam dożyć do tego czasu, naprawdę. 


wieczorem, po ogarnięciu z grubsza nauczania zdalnego:

W przerwie zrobiłam sobie spacer z różańcem i aparatem. Nie że nie wiem gdzie, po parku miejskim. Drozd. 


Zięba


Dzięcioł średni


Dzięcioł duży



Szpak w nowej chałupie:


Sójka:


Kowalik:



Kos z rywalem, też kosem.


Jeszcze raz drozd.


i tadam, tadammmm!!!!








Dzięcioł czarny. 

poniedziałek, 29 marca 2021

nie wiem, czy to kwestia szczepienia

 ale w ostatnich tygodniach wszystkie łapane przeze mnie infekcyjki przechodzą stosunkowo leciutko po jednym dniu. Wczoraj była już druga w miesiącu taka infekcyjka, dziś nie ma po niej ani śladu, chociaż wczoraj - jak widać - czułam się paskudnie. W zasadzie to się cieszę, bo gimnastyka układu immunologicznego się odbywa - i dobrze. 

Właśnie skończyłam dzisiejsze lekcje online na żywca, czeka mnie jeszcze cały ogromny (w łikend nie dałam rady nic ruszyć) stos sprawdzania i przygotowywania zajęć. Myślę, że odłożę sobie tą przyjemność do popołudnia i wieczora, teraz muszę zrobić zakupy i chyba wyskoczę na ogród na jakąś godzinkę, póki cieplej. 


wieczorem

Na onlajnowej mszy podczas czytania ewangelii ksiunc przeczytał: wzięła funt cennego olejku NARODOWEGO i namaściła nim stopy Jezusa. To dopiero patriotyzm... :))) Sam Bóg i Ojczyzna, no. 

zdjęcia z ogrodu:




Ze złych wieści: moja chrzestna wczoraj wylądowała w szpitalu, bez kowida, za to z jakimiś sprawami wrzodowymi układu pokarmowego i z krwotokiem. 

"Klerykalizm to perwersja", orzekł Papież eF. Cóż, znam gorsze i nie mniej powszechne. :( Może idące w parze. Czasem myślę (także w kontekście ostatnio nakładanych kar kościelnych), jakie to niesprawiedliwe, że jeden z drugim ma nieograniczony dostęp do liturgii i sakramentów. Podczas gdy limit wiernych w kościele wynosi. I dochodzą informacje, że dziś ktoś został niewpuszczony na mszę, na przykład. No, jutro rano ja będę próbować, i to pewnie będzie ostatnia próba (i może nawet msza) przed wtorkiem białego tygodnia. 

Urocze popołudnie i wieczór nad sprawdzaniem prac (włączał mi się młotek i wiertarka od sąsiada, a jakże). Nie sprawdziłam wszystkiego, może połowę. Reszta jutro. Zawiadomienie, że w Wielki Czwartek o 11.00 mam szkolenie. Nie zapisałam się :P. Jeszcze nie dostałam dwóch certyfikatów z dwu szkoleń z zeszłego tygodnia... 

Dobra, to idę piec ciasto. Kruche. Na spód pod mazurek. 

niedziela, 28 marca 2021

a dziś mi się nic nie chce

 rozwalona totalnie, siedzę w domu, przygotowuję lekcje, sprawdzać mi się też nie chce, kolejny dzień do niczego w sumie. 

sobota, 27 marca 2021

w ogrodzie i nad Wisłą

 





W żadnym roku dotąd nie miałam tylu przebiśniegów. 

Latały cytrynki

i jakieś rusałki, ale nie dały się złapać. 
Latały też olbrzymie klucze, chyba gęsi. 



Kosy śpiewały

Nurogęsi nurkowały...

\


... i tyle go widzieli :P.

Zmordowana jestem po obrobieniu ogrodu i uporządkowaniu wszystkiego na cmentarzu. Poprzestawiałam już zegarki i w sumie to mogłabym niemal iść spać... 

piątek, 26 marca 2021

wrrrrr

 po ciężkim tygodniu i nielekkim dniu wracam w klimaty remontowe u sąsiada. Jak zwariuję, nawet psychiatryk mnie nie przyjmie, bo kowid. 

czwartek, 25 marca 2021

do roboty!

 


W dniu świętości życia i zainteresowania życiem w fazie skakania życia przez jajowód zobaczyć taaakie hasło - padłam :P. Mamy katastrofę demograficzną, fakt. :P :P :P Samo się nie zrobi... hm jaki z tego morał? Jak spędzicie dzisiejszy wieczór, hę? :)))

Bo ja na szkoleniu o maturach...

Znowu mam za krótki dzień. Praca, zakupy (zakupiłam dwa wzajemnie niekompatybilne czekoladowe króliczki i muszę dokupić jeszcze jednego, bo dzieciaki powyrywają sobie nawzajem fryzury walcząc o jajko-niespodziankę), porządki na balkonie (w środku już nie zdążyłam), trochę czasu z mamą, potem czekanie na faceta z gazowni (sprawdzał szczelność instalacji), msza online i proszę - wieczór.

Na liście z ważnymi rzeczami do zrobienia ciągle nieskreślona cała masa rzeczy.  

środa, 24 marca 2021

jeszcze tylko różaniec

 za to cały :P znaczy sześć kółek i wieczorne oficjum... mam dzisieja dość. Zaczynając od budzenia się ze snu o tacie, który nie wiedział, że już umarł, i dzwonił do mamy codziennie. Mama też miała dość i oddała mi telefon. Tata dzwonił przekonany, że jest na jakimś wyjeździe w Krakowie czy Tarnowie, bodaj służbowo, i skarżył się, że wcale mu się tu nie podoba... 

W realu. Mama rano cała w nerwach, bo miała iść do hospicjum (_tego_ hospicjum, co trochę tłumaczy moje sny) z PITem do rozliczenia... Oberwałam. Bo zawsze mówię to samo i mogłabym już przestać. Dobra, przestałam, poszłam do siebie. Lekcje dziś częściowo w akompaniamencie wiertarki... Ledwie skończyłam, dzwoni szefowa. Bo jak ja mogłam powiedzieć dziewczynie, że ściąga prace. Bo ściąga. No bo ona jest taka nieśmiała i może dlatego nie chce zaliczać. Tia, jest taka nieśmiała, że nie odsyła prac pisemnych, myślę, ale szczegół. Czy mogłabym się z nią umówić na indywidualne zaliczanie. Tak, mogłabym, na konkretny termin i konkretne zadania, czekam na propozycje. Czy mogę jej podać swojego maila. Ale ona mojego maila ma od października, co miesiąc dostaje ode mnie mailem raport. Acha. 

Następnym razem jak powiem dziecku: znowu ściągasz, chyba powinnam się spodziewać telefonu z kuratorium? 

Nie minął kwadrans, dostaję maila od tej samej szefowej z zestawieniem terminów rad, wystawiania stopni, egzaminów klasyfikacyjnych... znowu wszystko mi się nakłada na wszystko. I za nic nie wiem, jak to się poukłada, jeśli. Nie wiem, zakładać nauczanie zdalne, czy że wygonią nas do szkoły? Dziś niemal jednocześnie minister zdrowia obwieszcza rekord 30 tysięcy zakażeń bez kilku i rekomenduje pracę zdalną, a minister edukacji tryumfalnie ogłasza, że 11 kwietnia wracamy do szkół. Dodając, że dzieci wirusa nie roznoszą. Podczas gdy jakiś internetowy doktor tego samego dnia publikuje artykuł o jakichś badaniach, co wykazały, że do większości rodzin kowida przyniosło dziecko. 

No nic. Wściekam się jeszcze nad terminem wszystkiego, co mi się nakłada na wszystko (będę musiała mamę wsadzić w taksówkę i wysłać samą do okulisty na kontrolę w kwietniu, niedobra, wyrodna córka) - puk puk do drzwi. Sąsiad z dołu. Bo oni już wprawdzie w zeszłym tygodniu wymieniali pion, ale krzywo, teraz będą poprawiać, prosimy o niekorzystanie z urządzeń wod-kan. I, oczywiście, natychmiast chce mi się siku :P. Muszę biegiem do mamy, potem umyć zęby też, babska fizjologia, rozregulowana na amen, daje do wiwatu - a tu proszą nie używać kibla. Ogarniam się jakoś, już (spóźniona o kwadrans w stosunku do normalnego czasu wyjścia z domu) wybiegam do drugiej roboty, a tu mama _koniecznie_ musi mi _teraz_ opowiedzieć, jaki sklep otwierają w lokalu po aptece na rogu. 

Wpadam na minutę adoracji do kościoła po drodze. Ledwie klękam i zdążam wypowiedzieć: Słuchaj, nie ogarniam, mam dość dzisieja, kto jeszcze mnie opieprzy? - w kieszeni warczy wyciszony telefon... wychodzę. Jakaś głupota, tyle że na zegarku kwadrans do rozpoczęcia pracy (a ja mam jakieś 20 minut drogi jeszcze). No dooobra, jak zwykle Masz rację, Kochanie. Zasuwam, zdążam. Druga praca. No, praca, nie relaks. Chodzą plotki, że mają nas zamknąć, może od poniedziałku? Co zdecyduje druga szefowa? Jak decyzja zapadnie, dzwońcie. 

Po drodze znów wpadam na chwilkę adoracji, ale trzeba się wynosić, ludzie się schodzą na nabożeństwo jakieś. Zapłacić rachunki na poczcie (technodebil ciągle nie ma e-konta ani karty płatniczej, stąd nieodmiennie bawią mnie systematycznie otrzymywane maile od pożal się Boże hakerów twierdzących, jakoby włamali się na moje konto i żądają okupu...), sprawdzić, gdzie na placu stoi kontener na nakrętki (stoi, jutro muszę przynieść worek nakrętek po mleku) (o, jak ślicznie kwitną krokusy...) - w końcu do domu. Nienienie, ani jednej sprawy więcej dziś. Kobiecość znowu o sobie bardzo boleśnie przypomina (czy ja w końcu mam w domu działający kibel?). Przechodzę pod oknem ciotki - jeszcze widno,  nie wiem, czy się świeci, miała dziś jechać pod opieką któregoś swojego dziecka na szczepienie gdzieś do jakiejś wsi pod Kock, bo w Puławach nie da się zapisać na żaden rozsądny termin. Ciekawe, czy wróciła. Jutro zadzwonię, niech dziś śpi... Jeszcze po drodze przypominają mi się kolejne drobiazgi, które mimo niechęci muszę po drodze zrobić. Zachodzę po drodze do mamy, odwiedzam na wszelki wypadek WC - i dobrze, bo u sąsiada ciągle wiercą i stukają. Włączam onlajnową mszę. Mętnie tłucze mi się między uszami, że jeszcze ten różaniec... Amen. 

W wiadomościach wspólna prośba rządu i biskupów o zachowywanie jednak na parafiach jakichś tam  norm sanitarnych, yhyyy. Podobno każdy proboszcz ma pismo ze stosownym poleceniem od biskupa dostać. Yhyyy. Zastanawiam się, ile pism utknie na biurkach w kuriach, ile na biurkach proboszczów, a ile rozbije się o upór jednego czy drugiego wierzącego wikarego. Wierzącego w Boga, nie w wirusa. 

Muszę jeszcze do mamy, zapuścić do oczu krople, próbować za dużo nie mówić ani się zbytnio nie powtarzać - a potem już tylko różaniec, oficjum i spać. Może jutro będzie jakiś lepszy dzień?

Jakie dobro w takim życiu, Panie?

wtorek, 23 marca 2021

więcej wycisnąć z dzisieja

 nie dam już rady... Do spania dotarłam koło północka, koło czwartej obudził mnie telefon, co się akurat zaktualizował, bo zapomniałam mu sieć odłączyć, koło siódmej wstałam na poranną mszę. A potem już zaczął się cały cyrk. Praca, mama, praca, praca, obiad, praca... wyrwałam się w końcu na poszukiwanie wiosny. Do parku. 

O, proszę. Dereń. 

Były też grzywacze - dużo grzywaczy. Ogruchiwały terytoria albo demonstrowały posiadanie drugiej połówki.


 Parkę łabędzi uchwyciłam osobno. Najpierw ona...


i zaraz potem on:


Gągoły postawiły na nowoczesność - ot, jaki trójkącik. Nie wiem, czy bywają poligamiczne. Może.


Ale jakie tam były podkurczania szyjki

i wyciągania szyjki...




gonitwy....


i wyciągania łapek...


No popatrz, popatrz, popatrz na mnie, jedna z drugą, ty. Gągolico. 



:))) 

Tymczasem na parapecie eksplozja rukoli w toku.


A za szybą, no cóż - ciągle ziąb. Nie wiem, co zrobię z tym grochem, który namoczyłam, jeśli nie da się go za parę dni posadzić...