sobota, 31 października 2020

miałam być dziś na cmentarzu

 ale byłam w ogrodzie.

Trochę egzotyki.


Niebieskie krokusy po raz wtóry


Rozmaryn po raz kolejny, po prostu mnie zachwyca.


No i jesień bez fiołków nie ma racji bytu przecież, no.


Kwiatki dla wszystkich za zamkniętymi drzwiami, dla bolejących nad obecną sytuacją po którejkolwiek ze stron, dla świętujących Dzień Reformacji, dla heroicznie trwających w Kościele katolickim, dla próbujących rozpaczliwie reformować cokolwiek, dla próbujących rozpaczliwie zachować niezmienione to, co zawsze było. 

Na stronie kurii pojawił się przedruk rozporządzenia o zamknięciu _wszystkich_ cmentarzy. Na stronie parafii nieodmiennie wisi ogłoszenie to samo co wczoraj. Sąsiednia parafia zorganizowała Wieczór Świętych i zaprasza wszystkich do udziału. A mi chodzi po głowie, że cmentarza parafialnego fizycznie _nie da_ się zamknąć, chyba że ktoś ostatniej nocy powstawiał bramy, furtki i zamki we wszystkie przejścia i wejścia. A, i podwyższył mur z wysokości do kolan na wysokość człowieka. 

piątek, 30 października 2020

i zamknęli cmentarze...

 jednak. Co ciekawe, w naszym mieście miały być msze na cmentarzach i różaniec. I co teraz. Znowu walka z Kościołem, tak? Litościwie już nie napiszę, kto na którym cmentarzu miał kwestować i zbierać na wypominki :P.  Ciekawi mnie, czy zamkną tylko państwowe cmentarze, czy parafialne też, ale sprawdzać tego jakoś nie zamierzam. Może teraz manifestacje i protesty przeniosą się pod cmentarne bramy?

Minęły właśnie 3 godziny od ogłoszenia, że cmentarze mają być zamknięte. Na stronie kurii cisza (chociaż w międzyczasie pojawiła się zajawka o rozważaniu na Wszystkich Świętych, czyli ktoś w stronie grzebie). Na stronie parafii ciągle to samo ogłoszenie z niedzieli (kiedy już od tygodnia byliśmy w strefie czerwonej):


OK, może w parafialnej stronce nikt nie pogrzebał. A może czekają aż kuria się wypowie :P. 


W płomiennym wstępie do onlajnowej mszy św. dziś usłyszałam, że kobiety powinny odkryć swoją godność na wzór Miriam, bo wielkość i godność kobiety zawiera się w macierzyństwie. Dzięki za odarcie mnie z resztek podejrzeń, że jakąś wartość i godność posiadam. 
Nie wiem, czy kiedykolwiek mam szansę wyleczyć tą ranę, pewnie nie. Nie wiem, co Ty na to - czy Stajesz po stronie Swojego Kościoła, czy może jednak mnie Obronisz kiedyś. Pewnie nie.

Po przedpołudniowych zajęciach (też online) uciekłam znowu do ogrodu. Krokusy jeszcze nie rozkwitły.


Za to nasturcja w pełni rozkwitu:


Dokwitają ostatnie marcinki


i rudbekie

a także... fiołki :)))


czwartek, 29 października 2020

wczoraj

 zasnęłam na niepościelonym łóżku i dospałam tak do rana. Nie miałam siły ścielić. Dziś na wszelki wypadek już pościeliłam - wcześniej.

Do południa zajęcia zdalne, przygotowywanie, sprawdzanie, takie tam. Dzieciaki kantują nałogowo, przesyłają nie swoje prace, mail niekoniecznie na temat, ale podobny, bo taki w sieci był... Rozwala mnie ta kultura kłamstwa. Wszędzie, nie tylko w szkole.

Dziś udało mi się zjeść absolutnie całe jedzenie, jakie miałam w domu :P - w zasadzie to wybierałam się na zakupy już w poniedziałek, tylko jakoś nie mogłam się wyrobić, ani w poniedziałek, ani we wtorek, ani w środę. A dziś rano po prostu wypiłam do reszty mleko, zjadłam cały posiadany chleb, ostatni plasterek wędliny i sera. Warzyw nie miałam od dawna. :P Więc doczekawszy końca godzin dla seniorów dopadłam najbliższego supermarketu - i znowu nie zamierzam wychodzić na zakupy przez co najmniej tydzień. :P Przy okazji. W supermarkecie przestawili ustrojstwo do dezynfekcji rąk i... nie znalazłam go, chociaż mało się o nie nie przewróciłam. Po prostu jak miałam sobie wyobrazić, jak ta machina wygląda z boku? :P Zobaczyłam ją dopiero wychodząc, kiedy ustawiłam się do niej z odpowiedniej strony :P. Kłopoty spektruma. 

Skombinowałam i zjadłam obiad, i umknęłam do ogrodu. Żeby uciec od. I proszę:



o mój rozmarynie... Podobno jest legenda, że jak święta Rodzina uciekała do Egiptu, to po drodze gdzieś na postoju Miriam powiesiła płaszcz na krzaku rozmarynu - i od tego czasu rozmaryny kwitną na niebiesko. Wcześniej ponoć miały kwiaty białe.

Oprócz grzybów przyniosłam też liście ogórecznika i w wyposzczeniu roślinnym swym :P zeżarłam jeden cały na raz. Jeszcze żyję. :P

Mama kłóci się ze mną, ale z bratem jeszcze bardziej. Broni rządu i decyzji jego piersią własną. Ty za ten rząd nie umieraj, prosiłam, bo ty zdrowie stracisz, a oni nawet się na ciebie nie obejrzą, wiesz? Ale gdzie tam. Dzwoni do brata i zamiast pytać o zdrowie, choćby naszych ukoronowanych, to woli się wykłócać, czy lepsza wyborcza, czy nasz dziennik. 

Tymczasem dziś ponad 20 tysięcy zakażeń, 300 zgonów. Nieoficjalnie znów podejrzewają możliwość lockdownu, trochę się boję - no ale ja nie jestem Panem historii w tym towarzystwie, tak? Jeśli Prowadzisz, to będzie miało sens. Jeśli nie, to i tak nic nie ma sensu. Dixi.

Chciałabym, Żebyś mnie Kochał... bardzo tego potrzebuję. 
Za oknem pada deszcz. Ciągle nie mogę się pozbierać po zmianie czasu. Przede mną jeszcze trzy kółka różańca i wieczorne oficjum. A jutro nowy dzień. Którego już nie mam siły podjąć :P. 
OK, za. 

środa, 28 października 2020

znowu cały dzień w pracy

 od 9.00 do 18.00. Dobrze, że  rano msza przez internet, że oficjum. Dobrze, że dostałam wypłatę, chociaż o umowę to już się chyba wcale nie będę upominać... 

Zdjęcia z wczorajszego parku:









No. 
Myślę, że najbardziej pro-life jestem, kiedy promuję życie, zaczynając od piękna życia czysto biologicznego - roślin, ptaków, robali. 
Myślę, że najłatwiej być pro-life, kiedy umiera ci ukochane domowe zwierzątko. Wtedy cała twoja istota jest przeciwko śmierci. Nie ma tłumaczeń o zbawieniu czy lepszych światach, nie zasłonisz się wolą Bożą, nie masz wielkiej nadziei na spotkanie gdzieś Tam. Umiera ci zwierzątko. Cały jesteś pro-life. Trochę tak się czuję, kiedy zdycha mi hodowany na parapecie kwiatek...
Myślę, że najtrudniej być pro-life patrząc na niektórych ludzi. Na zasadzie: jak patrzę na jednego z drugim (epitet), to zaczynam rozumieć tych, co są za aborcją :P. Że czasem trudno być pro-life patrząc na swoje życie. No, bo po co ono komu, tak?
Myślę, że dziś bycie pro-life to noszenie maseczek, dezynfekcja rąk, unikanie zgromadzeń. Jak zaczniesz roznosić koronę, babo, to zabijesz więcej ludzi niż podczas aborcji przez całe swoje życie... tylko o tym mówi się jakby mniej. A to wcale nie jest mniejsze zło. 

U moich koronowanych nie jest lepiej. I zaczynają chorować dzieci. 
W skali kraju prawie 19 tysięcy zakażeń dziś, 236 ofiar. 

W ramach przygotowania godzin wychowawczych zdalnie :P zrobiłam na Filipinach :) podstronkę o szyciu maseczek, zaczynając kurs od tego, gdzie na nitce wiąże się supełek i dlaczego igłę wbija się od lewej strony. Dzisiejsi dwudziestolatkowie płci dowolnej tego nie wiedzą... 

Z serii absurdy świata tego: na pewnym uniwersytecie zorganizowano konferencję pod hasłem "świat _po_ pandemii", ale z powodu trwającej pandemii przeprowadzono ją zdalnie... Lol.

wtorek, 27 października 2020

jesień z balkonu widziana

 wczoraj nie wychodziłam wcale, nie miałam chwili, żeby głowę znad laptopa podnieść. Dziś do tej pory też... 

Zdjęcia z balkonu:




Do tego sójka w barwach ochronnych:


Ponieważ prawie już się obrobiłam, a jest zaledwie piętnasta, zaraz się ubiorę, zamaseczkuję i ucieknę na godzinkę z różańcem do parku... nie wytrzymam. :P 

poniedziałek, 26 października 2020

jak nie masz pomysłu na życie

 zostań nauczycielem, najlepiej katechetą :P, nie starczy ci życia na przygotowanie się do lekcji i po problemie, co dalej z tym życiem. Parafrazuję Afro

W każdym razie ja dziś tylko pracowałam. Z drobnymi przerwami na fffściekanie się i wycieczki do kibla. Bo po porannej sytuacji (przestawienie mi planu bez mojej wiedzy) znowu skurczyło mi wszystkie babskie mięśnie i znowu czułam się jak jedna krwawa kiszka... Naprawdę, kobieto, jeśli planujesz ciążę i nie planujesz poronienia, nie bądź nauczycielem. Tym mniej katechetką. Ciekawe czy te na ulicach o tym wiedzą. Po co wam te aborcje, możecie mnie (albo Afro) na jeden dzień w pracy zastąpić... 

W każdym razie po przeprowadzeniu porannych lekcji i wykłóceniu się o plan eeee ustaleniu planu przygotowywałam jeszcze zajęcia na jutro, przy okazji ucząc się konwersji plików cda na mp3. I w zasadzie tyle. 

W świecie... oprócz wiadomych protestów podobno Librus padł, ciekawe dlaczego :P. Może też miał skurcze mięśni macicy i właśnie się wykrwawia...

W tle jeszcze mama i jej wyjazd  - jutrzejszy - do Lbl na kontrolę. Nawet mi się nie chce opisywać sytuacji, bo tylko bardziej skurcza :P. Idę się modlić - za nauczycielki, za katechetki, za protestujące na ulicach, za użytkowników Librusa oraz za wszystkie inne beznadziejne przypadki. Auć. 

niedziela, 25 października 2020

mgła, cmentarz i ptaki

 mgła, mgła, tuman...




Mgła przez kropelki rosy na pajęczynach



Świat przez kropelki rosy na pajęczynach







Rosa osiada na moich włosach, na brwiach, na owocostanach powojnika.



Cmentarz.

Niedługo już ich nie będzie, wymurują błyszczące, granitowe.



Wracam. Mgła opadła. 


Fruwają gołębie

dzikie gęsi

łabędzie


mewa.

Na orzechu kowalik



na rzece kaczory.


Oglądam jesień w ostatnich kroplach mgły na pajęczynie.


sobota, 24 października 2020

większość dnia

 przesadzałam paprotki (znowu są wymięte i obolałe) i sprzątałam balkon. Najchętniej bym już poszła spać...

Media donoszą o koronawirusie u miłościwie nam panującego. Moi koronowani w Warszawie mają po 38 stopni gorączki, poważne osłabienie i generalnie objawy ciężkiej infekcji. Dziś w nocy podobno przechodzimy na czas zimowy. Na klatce schodowej pojawił się tymczasem plakat informujący, że pandemia nie istnieje, a śmiertelność na kovida wynosi pół setnej promila, zatem należy nie zgadzać się na przymus noszenia maseczek, ponieważ jest on łamaniem wolności obywatelskich i czegoś tam jeszcze. Więcej aktualności nie pamiętam...

Zastanawiam się, czy umieszczanie orła na krzyżu zamiast postaci Jezusa nie jest przypadkiem poważnym wykroczeniem na granicy profanacji symbolów religijnych. Podobnie jak wszelkie sojusze tronów i ołtarzy, zbyt często owocujące usadowieniem cesarzy na ołtarzach. 

piątek, 23 października 2020

ostatnia (prawie) dzika rzeka w Europie...

 



Wisła.

Z kluczami dzikich gęsi


ze stadkami kaczek

ze strzelistą figurką czapli na brzegu.

Po zajęciach zdalnych pomaszerowałam dziś przez Wisłę na cmentarz - brat nie przyjedzie, w rodzinie potwierdzili covida. Więc oprócz aparatu złapałam dwie torby półfabrykatów wieńców nagrobkowych i środków ogólnoczyszczących - i pomaszerowałam na piechotę. Czeka mnie jeszcze przynajmniej jedna taka wyprawa. Jeśli cmentarzy nie zamkną. 

Dziś ponad 13 tysięcy zakażeń, znowu ponad setka ofiar. W sumie umarło już ponad 4 tysiące ludzi... jeśli dobrze liczę, w ciągu ostatnich 5 dni w Polsce zachorowało więcej ludzi niż wynosi liczba wszystkich mieszkańców mojego miasta... 

Nie potrafię odczytać tego znaku, jeśli to rzeczywiście jest znak :P. Chciałabym, żeby to była zapowiedź Końca, obawiam się jednak, że nic z tego...