poniedziałek, 3 maja 2021

mam dość tej zimy :(

 dziś nie bardzo się dało nosa wysadzić z domu, ziąb, wicher, co chwila deszcz. Wczoraj zerwało mi flagę i poniosło w siną dal (była przymocowana drutem do kija, ale co tam drut, skoro całkiem niedaleko ode mnie, pod Biłgorajem, ludziom domy porozwalało)... Dziś mama znalazła pod blokiem, ale nie z mojej strony, jakąś zwianą flagę, twierdzi, że to moja - nie wiem, ale postanowiłam ją adoptować. Tyle, że przed listopadem jej nie wywieszę, a i to pod warunkiem, że nie będzie wiało. 

Ostatni dzień kolejnej pompejanki i jak zwykle urwanie głowy (chociaż niekoniecznie od wichru). Od rana do tej pory siedziałam nad sprawami pracowymi - ostatnie tabelki mojej klasy, sprawdzanie prac klas nie moich, zaniedbanych przez ostatnie tygodnie, skoro moją trza było klasyfikować i podliczać - nawis się był utworzył, no pokonałam go dzielnie. Do tego plan zajęć bez klasy trzeciej na wypadek, gdybyśmy istotnie wrócili do stacjonarki. Przerwa na gotowanie obiadu i mszę w onlajnie - i tyle. A różaniec w lesie, znowu będę do drugiej w nocy odmawiać...

Jutro matury, siedzę na komisji, pojutrze też i potem codziennie, cały tydzień. Tyle dobrego, że se kolejną  pompejankę będę międlić. Dziesiątą z dwudziestu ośmiu, które (na razie) mam na liście. A co, wojna to wojna. :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz