z rozmeblowaniem, umeblowaniem i zabudową przedpokoju.
Co do rozmeblowania: próbujcie przekonać moją mamę, że dwudziestoletnie meble z płyty nie są nowe i nie zasługują na pozostawienie na kolejne 30 lat (mam nadzieję, że potem to problem moich spadkobierców). Mama do wczoraj miała nadzieję, że te meble komuś sprzeda, bo przecież wszyscy chcą mieć takie ładne meble. Minęły dni ogłaszania w internecie i na mieście, nic. Mama niezrażona obdzwoniła swoje koleżanki i kilka dni czekała na odpowiedź, że któraś umiera z pragnienia posiadania takich mebli, a tu... nic. :P Potem mama oświadczyła, że ona te meble weźmie do siebie, a wyrzuci swoje - wprawdzie jakieś 30 lat starsze i oglądowo brzydsze, ale przynajmniej z porządniejszej płyty. Co z tego, że w moich meblach nie chodzą szuflady i parę miejsc się sypie - są ŁADNE. :P Postawiłam mamę naprzeciw meblościanki i zadałam kilka pytań: ok, gdzie tu schowasz swoje książki? Gdzie tu pomieścisz swoje naczynia? itp. Nie da się.
Zaczęłam szukać kogoś, kto za niską opłatą wyniesie mi meble na śmietnik. Nikt nie chce. Dawanie ludziom pieniędzy za darmo, za fakt istnienia, posiadania dzieci czy bycie biednym jakoś nikogo specjalnie do pracy nie zachęca.... Po tygodniu któraś z firm zgodziła się, że dziś wieczorem mi to wywiezie, nie nie nie, nie za darmo, za parę stów. Na co mama: a może oni sobie te meble wezmą? No. Myślę, że szukałaby chętnego na meble do przyszłorocznej zimy, gdyby nie to, że się fffkurzyłam, wzięłam młotek, śrubokręt i kombinerki, poodkręcałam, co się dało i wyniosłam osobiście na śmietnik. Może nie przyniesie. :P
Tak czy inaczej, czekam na wywiezienie szkieletów meblościanki i chcę dziś złożyć zamówienie na nowe łóżko i parę szafek, bo od kilku nocy śpię na podłodze. Mój kręgosłup odmówił dalszego tolerowania wgniecionej kanapy. Oczywiście mama tą kanapę chce. Firma przeprowadzkowa hopefully wyniesie od niej jedno łóżko, chyba ze czterdziestoletnie, a wstawi moją wyleżaną dwudziestoletnią kanapę. OK, jak musi, niech ma. Nie życzę żadnemu gościowi, żeby go na niej położyła, może się uda. A łóżko mamy faktycznie dużo lepsze nie jest.
Co do przedpokoju - po kilku bezskutecznych rozmowach już byłam zdesperowana, szukałam różnych firm i takie tam. No ale był jeden pan i obiecał, że we wrześniu mi to może zrobić, ma się odezwać co i jak. Może się odezwie.
Może firma wywozowa zabierze dziś meble. Może zamówię nowe. Może pan od przedpokoju dotrzyma słowa.
A póki co - dalej nie wiem, gdzie co mam, poginęło mi masę rzeczy, podejrzewam, że część mama gdzieś powysadzała. Torebka, na przykład, której potrzebuję głównie wychodząc na niedzielną mszę (poza tym nienawidzę wszelkiej maści torebek), a której mama wcale nie widziała i na pewno ja ją muszę gdzieś mieć, znalazła się w poniedziałek między torebkami mamy. Bo ona akurat uwiellllbia torebki i ma ich ze dwadzieścia. :P
Poza tym zaczynam mentalnie wracać do szkoły. We wtorek siedzę w komisji, potem poprawki, rada, wio, patataj. Napływają zaproszenia na konferencje, ale na razie je konsekwentnie ignoruję. Wypalony nauczyciel to zły nauczyciel. Puśćcie mnie na emeryturę. choćby po trzydziestu latach pracy.
Ten rok szkolny będzie dwudziesty dziewiąty. Solidnie, fizycznie przy biurku, żadnych tam urlopów ani nic - większość tych lat pracowałam z kodeksu, nie z karty. I naprawdę mam dość.
16 sierpnia 342
17 sierpnia 343
18 sierpnia 344
19 sierpnia 345