wtorek, 31 sierpnia 2021

no Wiesz co?

 znowu pada... dziś miało nie padać, przynajmniej do południa... a tu proszsz, deszczyk jak złoto. Rzygać mi się chce, jak patrzę za okno, Wiesz? Właśnie pooklejałam pięty (pierwsza rzecz, którą zrobił supermocny nieodklejający się tygodniami :P plaster żelowy, to odpadł, musiałam go przykleić zwykłym plastrem na wierzch... może też namókł w tej cudownej pogodzie, no). Jeszcze nie sprawdziłam, czy buty mi wyschły po wczoraju... zresztą. Jaki sens ma wysychanie, jeśli następnego dnia znowu pada? 

Muszę iść do roboty... jedne stacje pokazują deszcz cały dzień, inne dają szanse na dziurę bez deszczu między 10.00 a 12.00... jutro znowu cały dzień deszcz... 

Na budowanie arki chyba za późno? Zresztą, po jakiego grzyba cokolwiek ratować?


wieczorem
oczywiście znowu zmokłam, a pod żelowymi plastrami widać trzy wielkie, białe bąble. 
strasznie boję się o nasze Malątko, ma zapalenie płuc, a w dzisiejszych czasach to trochę zła diagnoza...

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

z dobrych rzeczy:

 udało mi się w tym roku nie dostać wychowawstwa. Mam niewiele godzin ponad etat (w pierwszej firmie, kiedy odezwie się druga?). Szefowa Pierwsza poleciła mi żelowe plastry na bąble na piętach i już je zakupiłam nawet. Magda zadzwoniła z wieścią, że oto istotnie zbliża się prawdziwy rok szabatowy. :)


Ciekawam, co mi ta ziemia sama wyprodukuje, no.

Z niedobrych rzeczy: cały dzień lało i dalej jest zimno. Przemoczyłam stare buty na amen, znowu zdarłam do krwi bąble na piętach, wpadłam do domu przemoczona, obolała, wściekła i zmęczona po poprawkach i po radzie, wrzasnęłam na Niego tak, że chyba sąsiedzi słyszeli :P - tia wiem, od jutra mam się szykować na przeskok hormonalny, no. Do tego nie ogarniam dziennika elektronicznego. 

Jutro idę do szkoły sprzątać. A pojutrze zaczynamy... Naprawdę, nie mogłoby być dwa dni cieplej i suszej, żebym mogła wygoić se te cholerne nogi, zamiast znowu co rano zakładać ocierające, mokre półbuty?

niedziela, 29 sierpnia 2021

to był ostatni dzień

 wakacji... jutro jak pójdę rano do roboty, tak nie wiem, kiedy wrócę :P. Ani z jakimi wieściami :P. 

Nogi dalej obolałe, pooklejałam się i polazłam na mszę, tyle było wychodzenia. Jabłka zawekowane, o. 

Na dzisiejszym kazaniu wielebny próbował nam robić rachunek sumienia z kolejnych przykazań, nie wiem, dla  mnie najbardziej odrealniony rachunek sumienia, jaki słyszałam... Że mam telewizor na pół ściany i on mnie uczy, jak mam myśleć, tiaaaa... albo że klikam w komórkę bezustannie. Ewentualnie że chciwa jestem, no jaaasne. Co druga kwestia dotyczyła nieuporządkowanego seksu, bo, jak ksiądz twierdził, to wszystko jest na porządku dziennym, acha. Pytanie otwarte (które miało obnażyć moją błędną hierarchię wartości) było o to, nad czym spędzam najwięcej czasu. Ja? Na pompejanki. Na drugim miejscu w kuchni, na trzecim z mamą. Jutro na pierwszym miejscu będzie: w pracy. A, i że do kościoła nie chodzę, a tu jeden z drugim ksiądz od rana do nocy harują w każdą niedzielę, żebym ja se mogła przyjść na godzinkę kiedy tylko chcę, a ja, niedobra, no przecież nie przychodzę, no. 

:P :P :P

Nic dodać, nic ująć. Jeśli taką ksiądz ma koncepcję osoby, która słucha jego kazań, to... gratuluję. Jesteśmy bandą seksoholików zagapionych w telefon albo w telewizor, a urlopy spędzamy na drogich zagranicach, gdzie, oczywiście, puszczamy się i nic więcej nie robimy (poza gapieniem się w telewizor i w komórkę)... Brakuje mi do pełni obrazka jakichś drobnych wzmianek o alkoholu. :P I byłoby super. :P :P :P Przecież nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam trzeźwa. :P 

No i wraz, Zobacz, nie spełniam oczekiwań pod  moim adresem, no. Mam wrażenie, że Oczekujesz, że zacznę używać karty płatniczej. No sorry. Nie pamiętam pinu, a na pewno nie udam się do banku w celu uzyskania nowego pinu, bo mi się zwyczajnie nie chce, Wiesz? A (zdaniem wielebnego?)  jestem taaaaką konsumpcjonistką, że bez karty przecież nie dam rady żyć... i nawet do jego oczekiwań, psiakość, nie dorastam. :P 

Tak, mam straszliwą tremę przed jutrem. 

sobota, 28 sierpnia 2021

Wiesz, Twoje poczucie humoru

 momentami mnie rozwala...

Nogi mam ciągle niepogojone, odważyłam się wyjść najdalej na osiedlowy śmietnik. Buty potraktowałam młotkiem, obcęgami :P i potem długim miętoszeniem ręcznym. W międzyczasie, zajęta intensywnym siedzeniem w domu, przerobiłam 4 kilo antonówek na tak zwane jabłuszka do ciasta, jutro będę wekować. Poza tym od wczoraj z nudów wywołanych koniecznością siedzenia w domu modernizuję, znaczy słonecznikuję, kuchnię. 

Do słonecznikowego czajnika


słonecznikowych pojemników na herbatki i słonecznikowej półki na przyprawy, zrobionej ze starego pudełka na pomidory :P


przybyły dziś pojemniki na artykuły sypkie. 



I wszystko byłoby pięknie-ładnie, gdyby nie drobiazg. :P Wracając z odleglej wyprawy na śmietnik zajrzałam do skrzynki na listy. Koperta z banku... okej, myślę, ale jak, przecież zakładając to całe konto elektroniczne, z którym btw nieustannie się użeram przy każdej próbie każdej transakcji, zastrzegłam, że nie chcę już żadnych papierowych wyciągów... otwieram tą kopertę i proszsz...


:P :P :P

Tylko co ja mam teraz z tą kartą zrobić? - sarknęłam, skoro tylko powiedziałam Mu dobitnie, co sądzę o Jego poczuciu humoru :P. Kiedyś miałam jedną kartę, leży gdzieś nie wiem gdzie, nie aktywowałam jej nawet. Nie prosiłam o wystawienie kolejnej. Wsadziłabym ją se w, ale trochę kanciasta... wystarczy, że pięty se pokaleczyłam ostatnio :P. Nawet pinu do karty nie pamiętam :P. A może ta ma jakiś nowy, który mam wziąć cholera wie skąd?

Na razie karta leży na biurku i pewnie skończy jak poprzednia, bez próby aktywacji. No na co mi karta, no. Czemu ten cholerny świat ciągle mnie ffffkurza, czemu z niczym nie umiem se poradzić? 

piątek, 27 sierpnia 2021

butów założyć się nie dało :(

 więc dzień przesiedziany w domu, a pogoda taka, że specjalnie nie płakałam. Rano przyszedł do mamy hydraulik, zanim do niej zeszłam, już było po robocie. Nie wiem, czy będzie umiała obsłużyć ten nowy prysznic, no zobaczymy. 

Na mailu wiadomość, że mam się zalogować na nowy dziennik elektroniczny. Loguję się, znowu wszystko inne. I telefon z pracy, od poniedziałku ruszamy na fula. I że ile lat temu to ja szłam do swojej pierwszej pracy? :) Tia, pamiętam jeszcze. Na sierpniowej radzie też odmawiałam wtedy różaniec :P. Ile to już lat, naprawdę nie wiem. 

W papierach jak wół wrzesień 1994. :P Czyli dwadzieścia siedem. Zaczynam dwudziesty ósmy rok pracy za biurkiem... się pozmieniało na tym biurku, nie powiem. Gdybyż można było odejść po trzydziestu latach pracy, no. Za półtora miesiąca świętuję pięćdziesiąte chrzanię, czterdzieste dziewiąte dopiero... :( urodziny. Przy dobrych wiatrach, jeśli ZUS nie zmieni przepisów, dopiero kiedy skończę 57 obejmie mnie pomostówka... będę wtedy pracować przy tym samym biurku ile, 36 lat? Kiedyś chyba za to jakieś medale dawali... a tymczasem chyba zacznę centymetry od metrów krawieckich odcinać :P 

Jeśli w ogóle dożyję, przy czym wcale, ale to wcale się nie upieram :P. 

czwartek, 26 sierpnia 2021

impregnat do butów

 pachnie jak lakier nitro. Albo jak dawny lakier do paznokci... nie że nie lubię tego smrodu, ale przed spaniem będę musiała porządnie wywietrzyć. Niestety. Bo zimno jest. 

W ogóle mam fatalny dzień (tia, Magdo, jak wczoraj rozmawiałyśmy - powinnam zacząć doceniać, że jak nie ma wielkiego łup w d*, to już jest Łaska i dzień jest dobry, prawda?). Dzień pod znakiem zimna, otartych do bąbli nóg (nowe  buty, cholera), a potem wekowania papryki i oczekiwania na hydraulika u mamy. Papryka jak papryka. Buty to epopeja. A druga epopeja to hydraulik.

Buty, jak nadmieniłam, zakupiłam wczoraj, bo poprzednie prezentowały pokaźne dziury w podeszwach i niewiele lepszy wierzch. :P Zakupione jeszcze przed kowidem (potem się nie wychodziło, więc po co komu  buty?), zajeżdżone po kowidzie (kiedy to z przyczyn przedszczepiennych całkowicie zrezygnowałam z usług komunikacji miejskiej i wszędzie latałam piechotą). Tak czy inaczej, stare buty nie nadawały się ani na deszcz (który zapowiadają przynajmniej na najbliższy tydzień codziennie), ani do kościoła (bo gdzie jak gdzie, ale w kościele widać dziury w podeszwach :P). Musiałam zatem wczoraj zakupić obuwie w trybie nagłym. 

Jako że nienawidzę zakupów :P , a butowych to już w ogóle (mam numer 36, małe 36, i najczęściej pasują na mnie urocze różowe buciki z brokatową kokardką z działu dziecięcego), weszłam do największego sklepu butowego z obsługą, kazałam sobie pokazać wszystkie czarne pantofle nr 36, jakie były na sklepie (uzbierało się tego z 5 par) i zaczęłam je po kolei mierzyć. Metodą eliminacji butów, które nie nadawały się do niczego oprócz zastosowania w charakterze broni miotanej, stanęłam w końcu przed wyborem jednej pary z dwóch. 

Para pierwsza z dwóch cisnęła w palce, druga z dwóch w pięty. :P Wychodząc z założenia, że piętę łatwiej zakleić plastrem, nabyłam tę drugą parę. I dziś wychodząc do kościoła (tryumfalnie w nowych butach) nie omieszkałam zakleić obu pięt. Niestetyż, nie przewidziałam, że te cholerne buty pierwsze co zrobią to zedrą mi z pięt plaster :P. I natrą urocze bąble. Jutro muszę zrobić megagrube opatrunki z pięciu warstw plastra na jedną sztukę pięty, poza tym nabyłam i zainstalowałam podpiętki, może co pomoże (a przynajmniej może będzie tarło w innym miejscu?). Do tego po seansie prognozy pogody przejechałam buty impregnatem, który niniejszym wącham. I tak oto kończy się część pierwsza epopei obuwniczej. 

Tia, pięty mnie nadal bolą jak cholera. Na szczęście na hydraulika mogłam czekać siedząc :P. Na bosaka. Hydraulika umawiała mama. Wczoraj. Miał być dziś po 9.00, pokazał się po 14.00, obejrzał cieknące krany, stwierdził, że w jednym można wymienić tylko kawałek, a w drugim trzeba zainwestować w całą nową baterię - po czym przyjął zlecenie zakupu nie najtańszej, tylko drugiej najtańszej (jak po polsku jest second cheapest???) sztuki w dowolnym sklepie hydraulicznym - i znikł. :P Obiecując jeszcze, że zadzwoni ze sklepu, podając cenę zakupu w celu uzyskania aprobaty. Pieniędzy, rozsądnie, nie dałam... Nierozsądnie musiałam siedzieć u mamy cały wieczór, bo poszła na ostatnią mszę. Oczywiście po hydrauliku ni śladu, ni znaku, ni telefonu. Ciekawam, czy się pojawi jeszcze kiedyś. Hydraulik jest w mieście powszechnie znany, pracuje m. in. dla kilku spółdzielni mieszkaniowych.  

No i tak...

środa, 25 sierpnia 2021

i dziewięć lat

 i co. Postarzałam Ci się, zbrzydłam, jeśli to możliwe. Tu strzyka, tam boli, tu nie mam siły, tam zabrakło entuzjazmu, tylko cynizmu jakby więcej. Parę poważnych rozczarowań po drodze, brak wiary ludziom, jazda na popłuczynach wiary Tobie. Tyle mam po tych dziewięciu latach. Może nie powinnam mieć nic,  może do tego konsekwentnie Dążysz. Nie wiem.

Dziewięć lat temu tyle mi się wydawało, tyle się spodziewałam, tyle chciałam, w tyle wierzyłam, Wiesz? Gdybym miała Ci jednym słowem powiedzieć, co teraz dominuje, to rozczarowanie. Naprawdę, głupia, wierzyłam, że ten świat jest lepszy. Że ludzie. Że Kościół. Naprawdę myślałam, że Ty Masz w tym wszystkim więcej do powiedzenia... 

Nie wiem, czy mi Uwierzysz, że nigdy nie było żadnego innego. I nigdy nie chciałam, żeby jakikolwiek inny był. Pewnie nie Uwierzysz... 

Dobra, Chodź po te buty. Bo Ci baba będzie boso po deszczu jutro łazić, a nie wypada. :P

wtorek, 24 sierpnia 2021

zzzimno

 leje i nie mam butów na jesień. :( Dziś na maturach obmokłam tak, że potem nie wychodziłam z domu... i w zasadzie to spędziłam pół dnia na głupotach totalnych, jęcząc, że mi zzzzimno i mokro. Jutro muszę zakupić jakieś obuwie... 

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

leje i leje

 siedzę i kicham, i ziewam - na przemian. Posprzątałam trochę mieszkanko, napisałam (d)ewaluację wyników matur... jutro idę do pracy, siedzę na poprawkowej maturze... 

A dziś jeszcze, za jakąś godzinkę, jadę z mamą do lekarza do Lbl. Leje i leje, jak na nią czekać pod przychodnią? 

niedziela, 22 sierpnia 2021

oczywiście, że

 Eucharystia jest sprawowaniem żywej Paschy. Męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Jeśli w  tej celebracji rozróżniać etapy, to kazanie zdecydowanie jest męką :P. 

Fffkurzają mnie msze, podczas których półgodzinne kazanie mówi zaproszony gość, jakiś ksiunc-celebryta, wszechsławny i sprzedający po mszy książki swe.  A reszta mszy zamyka się w kilkunastu minutach na szybko, bo on się musiał wygadać. Bez względu już nawet na to, co gada, pokazuje całym sobą, kto w jego liturgii jest najważniejszy. 

Poza tym coraz wyraźniej widzę, że taki ksiunc stawia na to, że z Kościoła wypłoszy ludzi posługujących się ostatnimi szarymi komórkami, a zostawi sobie stadko wierne, spolegliwe, pokorne i głupie. I coraz mniej widzę dla siebie miejsca... i Panie, do kogóż pójdziemy, zaczyna brzmieć dramatycznie. 

Coraz częściej myślę, jak taki jeden z drugim ksiunc nie boi się odpowiedzialności, którą ponosi. Którą Kiedyś poniesie. OK, na pewno nie po tej stronie świata... 


wieczorem

kilka zdjęć niepospolitych:






sobota, 21 sierpnia 2021

wziął i zakwitł

 

widać? Pierwszy i póki co jedyny w tym roku. Dokładnie na imieniny.

Mój socjodebil jest zmordowany imieninami i związanymi z tym socjoobowiązkami...

piątek, 20 sierpnia 2021

czwartek, 19 sierpnia 2021

o córce Jeftego

 i najbardziej bezsensownej historii w całej Biblii. Bo tak. Jeśli Bóg Prowadził historię córki Jeftego (potraktowanej zresztą jak bydlę, bo nawet imienia nie ma, jest córka Jeftego, jak oślica Balaama :P), to patrząc z wierzchu Poprowadził najdurniej jak Mógł. Kwestia przypadku, że dziewczyna wyszła ojcu naprzeciw, mógł wylecieć baran. Albo koza. Czy Bóg zatem Jest Bogiem przypadków? Czy może Zachowuje Się jak niektórzy biskupi, co przyjmują marnotrawnych synów, choćby byli grzeszni jak Jefte (Jefte świetnie wiedział, że jest przykazanie nie zabijaj, i że Bóg nie Zgadza Się na ofiary z ludzi, według Tory należało taką ofiarę po prostu wykupić za pieniądze....), a istnienia dzieci zabijanych przez tych synów w ogóle nie biorą pod uwagę? Czemu autor Listu do Hebrajczyków podaje Jeftego za wzór wiary i świątobliwości, zupełnie nie biorąc pod uwagę, że zabił? Bo kogo zabił, jakieś coś bez imienia, coś, co nie jest (nawet marnotrawnym) synem?

Jeśli córki w Biblii istnieją tylko po to, żeby mieć swoich synów (a generalnie po to istnieją), to córka Jeftego słusznie płacze nad swoim dziewictwem. Mogłaby teoretycznie poprosić o rok zwłoki, nie dwa miesiące, i w międzyczasie próbować chociaż urodzić tego syna, no. :P. 

A  jeśli córka Jeftego, tak pokorna, że nie ma imienia, tak posłuszna, że z powodu grzechu ojca bez protestu idzie na śmierć, tak czysta, że aż to opłakuje dwa miesiące :P, a jeśli ona jest typem Tego, który Ma przyjść? 

A jeśli te nasze cholernie bezsensowne historie, w których jesteśmy ofiarą bez winy, ofiarą tak nieważną, że nie ma co o niej wspominać, będąc całym sercem zaangażowanym w przygarnianie marnotrawnych synów - jeśli te historie są Jego typem?

A jeśli te nasze cholernie bezsensowne historie, w których oczekują od nas, że damy się bez protestu zabić, aby tylko dać (sobą) obraz nieskalanej świątobliwości jednego z drugim (co z tego, żeś przez niego zabity)?

A  jeśli?

Gdzie Jest Bóg w historii Jeftego?
Czy Bóg Jest jego córką? 

A jeśli tak, co dalej z historią Jeftego, który w imię Boga zabił Boga? Czemu żył w pokoju jako sędzia Izraela do końca dni swoich? 

A jeśli tak, może niektórzy biskupi mają rację, przejmując się tylko swoimi marnotrawnymi synami, a mając głęboko w tych, którzy nie są ich dziećmi?

środa, 18 sierpnia 2021

z sukcesów

 to pierwsze imieninowe ciastka:


Poza tym dalej mozolnie maluję łazienkę, plewię ogród, przymierzam się do powrotu do pracy, fffściekam się, bo znowu nie umiem czegoś obsługiwać, albo znowu zderzam się z durnowatością systemu, wcale nie systemu operacyjnego komputera... 

Nie wiem, czy Widzisz, że ryczę, udając, że rozmawiam przez telefon. :P Naprawdę nigdy nie będzie normalnie??? Ja to ja, ja mogę dostawać w d* i od rana do wieczora, albo i na okrągło, nie ma sprawy. No trudno. Ale czemu nie mogę nic wyprosić dla? 

Zobacz, inne mogą :P. Jakimkolwiek swoim kosztem, mają z tego coś. A tu?

Jeśli nie Chcesz nic z tym zrobić, to Mógłbyś przynajmniej to skończyć... 

wtorek, 17 sierpnia 2021

nie wiem co

 z dziś... tyle, że to na pewno nie jest łatwy dzień. chciałabym wsadzić w niego dużo więcej dobra, Wiesz? 

a potem zniknąć. :P

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

pomiędzy deszczami

 bo od rana padało, a teraz jest duchota, ponoć idzie następny deszcz? - w każdym razie wzięłam się dziś za uporządkowanie zacieków na łazienkowym suficie. Rozgotowałam szare mydło w wodzie, wymyłam dwa razy do czysta cały zacieknięty kawałek, przyniosłam z piwnicy jakąś przedwieczną farbę i na dniach zamierzam spróbować to zamalować. 

Mama poszła do lekarza od chorób pokleszczowych i jak poszła na 13.00, tak siedziała do 16.00. Telefon, oczywiście, leżał na biurku... nie mam już siły normalnie. Będę chyba mieć nowe hobby, łazić z kąta w kąt i zastanawiać się, czy zadzwonią ze szpitala, czy z policji :P 


wieczorem
Panie, Wiesz, jak cholernie ciężko jest nie mieć z kim pogadać, wyżalić się, wypyszczyć?
Wiesz, jak bardzo nie mam już na to wszystko sił, jak nie mam ochoty na życie?

niedziela, 15 sierpnia 2021

nie wiem, czy gdziekolwiek

ktokolwiek dziś usłyszał, że ta Niewiasta to najpierw Kościół, potem każda ludzka dusza, a dopiero potem, w bardzo szerokiej interpretacji, Maryja. :P W zasadzie to teologiczna kolejność zaczyna się od duszy, przez Kościół, do Maryi. No ale, jak słusznie zauważyła Kawa-z-m., Apokalipsa jest opowieścią o Kościele. Stąd zmiana akcentów.

Natchnione wypowiedzi Pisma świętego odnoszące się ogólnie do matki-dziewicy, czyli do Kościoła, odnoszą się również i do osoby Maryi Dziewicy; te zaś, które mówią o Maryi, Dziewicy i Matce, rozumie się w ogólności o dziewiczej matce - Kościele. W wypowiedziach Pisma oba te znaczenia przenikają się wzajemnie, tak że prawie bez różnicy to, co powiedziano o Matce Bożej, odnosi się też do Kościoła i na odwrót.
Podobnie i każda dusza wierna jest oblubienicą Słowa i matką Chrystusa, Jego córką i siostrą, jest dziewicza i płodna. Ten, który jest Mądrością Boga i Słowem Ojca, tak się wyraża o Kościele, a w szczególny sposób o Maryi, tak też mówi o każdej wiernej duszy. Jest też powiedziane: "W dziedzictwie Pana zamieszkam". Dziedzictwem Pana jest Kościół, w szczególny sposób Maryja, ale także i każda dusza wierna. W świątyni łona Maryi Chrystus przebywał przez dziewięć miesięcy, w tej świątyni, jaką jest wierzący Kościół, trwa aż do skończenia świata, ale w świątyni duszy, przez poznanie i miłość, trwać będzie po wieki wieków.

Błogosławiony Izaak ze Stella, tekst z Liturgii Godziny czytań, sobota II tydzień adwentu, tom I brewiarza, str. 235, jakby ktoś mówił, że herezja. Najważniejszy dla Boga, mam nadzieję, jest człowiek, z duszą i z ciałem, i jego zbawienie. Wieczne. Potem, proszę Kościoła, Kościół, istniejący w tym kształcie, który niektórym w Kościele baaaardzo się podoba, zaledwie do końca świata. A Maryja jest w tym wszystkim "tylko" ikoną Kościoła. I "aż" człowiekiem, doprowadzonym do pełni zbawienia.

Tia, mam problem, żeby widzieć Kościół w znaku Niewiasty na niebie. Tia, widziałabym go w Apokalipsie, tylko nieco gdzie indziej :P. Tia wiem, nie ja pierwsza. Może kiedyś to Odsiejesz, Przetopisz, Wyczyścisz. Nie wiem. Tak, jak to widzę teraz, mam wytrwać i modlić się, choćby i bez wiary. Głupia, uparta baba. Co ci z tego.
Nic.

sobota, 14 sierpnia 2021

mieniak na śliwce

 konkretnie to podżera mi renklodę...


Na obiad kozaki smażone z makaronem. 


Po obiedzie bukiety na jutrzejszą Zielną.




Trzy. Dla mnie, dla mamy i dla ciotki-neonki. 

Podczytuję dalej wiadomą karmelitańską książkę, ale mam wrażenie, że kompletnie nie rozumiem już, o co kaman. Nie wiem, może Autorka chce pisać o modlitwie, a ja chcę czytać o życiu :P. Generalnie wydaje mi się, że książka nie bardzo jest dla konkretnych ludzi żyjących w konkretnym świecie, bardziej dla klauzurowych zakonnic, tych od kamienowania popkornem :P, przejmujących się drobiazgami i umierających na umartwienie, bo którejś nie w tej tonacji szeleści habit :P. Nawet bym nie wpadła, że powinnam się zastanawiać nad niektórymi kwestiami poruszanymi w książce na kilka akapitów... są rzeczy ważniejsze, naprawdę. Przy tym wszystkim wydaje mi się, że Autorka idealizuje karmel (i niektóre karmelitanki) - jako odskocznię od "tego paskudnego Kościoła, w którym no, sami wiecie...". 

Jeśli celem książki było opisać drogę (albo może zaprowadzić mnie gdzieś), to ja się zgubiłam w trzecim rozdziale. 

piątek, 13 sierpnia 2021

wieści z parku

 niedawno (niedawno jest pojęciem względnym, wiem) w parku pojawiły się pawięta.




a także paw-albinos, wyglądający poniekąd na białego indyka :P. Na zdjęciu zaintrygował bażanta bananowego, z którym go zasąsiadowano.


Podobno docelowo ma wyglądać tak


ale to w połowie zimy najwcześniej. Na razie zamknęli go w klatce i utuczyli...

W sumie to czuję się trochę jak utuczony indyk też, bo ledwie się zmieściłam we wcale nie małą kieckę, którą zamierzałam ubrać na ślub ostatniego brata... nie wiem, co mam jeszcze robić. Niejedzenie nie działa, biegam dzień w dzień na ogród i z powrotem, wszędzie poruszam się piechotą, a i tak tylko tyję. Tia wiem, pewnie Wolałbyś mieć jakąś w miarę dekoracyjną babę, nie takie coś. Ale co ja Ci poradzę. 

Najśmieszniejsze  (i okrutnie ironiczne) bywa, kiedy takiej brzydkiej babie insynuują niewiadomojakie romanse. Jakby kiedykolwiek ktokolwiek chociaż jeden ktoś mnie chciał. :P Gdybym miała wybór, byłabym ładniejsza :P. Że już nie wspomnę, że gdybym miała wybór, byłabym facetem, niekoniecznie specjalnie dekoracyjnym, bo to się nie opłaca. :P 

czwartek, 12 sierpnia 2021

o Słowie o poranku

 Słuchałam tego Jozuego i proszę:

Po tym poznacie, rzekł Jozue, że Bóg żywy jest pośród was i że wypędzi z pewnością przed wami Kananejczyków. Oto Arka Przymierza Pana całej ziemi przejdzie przed wami Jordan. Skoro tylko stopy kapłanów niosących Arkę Pana, Boga całej ziemi, staną w wodzie Jordanu, oddzielą się wody Jordanu płynące z góry i staną jak jeden wał. 

Pewnie, że chciałabym poznać, zobaczyć, że Bóg żywy Jest w historii i że Wypędzi, kogo Ma wypędzić, że nie przed nami, tylko może po nas, to akurat szczegół. :P I teraz jaki będzie znak, hm. 

Problem w tym, że to Chrystus Jest Arką. Arką, która pierwsza, przede mną, weszła w Jordan, w życie, w śmierć, w Paschę. Innego znaku, cholera, niet. Nie budiet. To koresponduje z zapowiedzią "znaku Jonasza", jedynego danego znaku, znaku Paschy - i jednocześnie znaku głoszenia Słowa i wzywania do nawrócenia. Bo jeszcze tylko 40 dni i po Niniwie. 

To akurat optymistyczne :P.

I teraz tak. Arka Przymierza, Chrystus, który jako Pierwszy, Pierworodny spośród, Wszedł i Przeszedł. I Arka, która Stoi w wodzie, dopóki nie przejdę. I że nie widzę, że Stoi, i że usiłuję jakoś przepłynąć przez te muliste, śmierdzące wody. Bo nawet rzeki Damaszku są lepsze :P. 

I to jest dokładnie to. Nawet jeśli Bóg Jest, jeśli Arka naprawdę Jest w mojej historii, to Jordan płynie se w najlepsze, jak zawsze płynął. Tak samo mulisty i śmierdzący. Chyba że. 

Chyba że ten mur z wody, to niemożliwe, to przebaczenie. :P 

środa, 11 sierpnia 2021

policzyłam

 ile mam z grubsza gatunków zapisanych na birdwatchingu, wyszło mi około 75 różnych gatunków ptaków, które sama sfotografowałam w ciągu kilku ostatnich lat, generalnie siedząc w mieście. Tylko w tym roku dodałam, lekko licząc, dziesięć nowych gatunków. W porządkowaniu zdjęć jestem w czerwcu, może mi się uda dotrzeć do dnia bieżącego niebawem. Zastanawiam się, co zrobić w celu uatrakcyjnienia tego ptasiego bloga... oprócz tego, że służy on mi jako baza danych :P, oglądalność ma niewielką, no bo fakt, trzeba świra, żeby oglądać zdjęcie po zdjęciu przez parę godzin i jeszcze tym się cieszyć :P. Może kiedyś wykorzystam tę bazę danych do stworzenia czegoś ciekawszego niż sznurek suszących się zdjęć do oglądania jedno po drugim... 

Między jednymi a drugimi kroplami dobrnęłam dziś na ogród, poplewiłam trochę. Widziałam chyba bociany, chyba już się zbierają...




Szkoda. Wszędzie widzę już końcówkę lata... i znowu strasznie nie chce mi się wracać do pracy. Spodziewam się, że będzie ciężko. Raczej stawiam, że w połowie października znowu przejdziemy na zdalne... Mozolnie ogarniam bankowość internetową i te im tam nowoczesne środki dydaktyczne między innymi do pracy przez internet. Nie podoba mi się to w ogóle, ale cóż. Jeszcze 6 lat, o ile dożyję do emerytury, tia. 

Poza tym kolejny raz czytam dzisiejszą ewangelię i zastanawiam się, do kogo Mówisz. Czy do apostołów i ewentualnie ich następców, czy do wszystkich/całego Kościoła. Pojęcie "do swoich uczniów" nie jest w tym momencie sprecyzowane. Kwestie są trzy: upominanie, związywanie/rozwiązywanie i wysłuchanie modlitwy. Wygląda mi na to, że wszystkie trzy kwestie Poruszyłeś jednym tchem, zatem wnioskuję, że wszystkie trzy elementy tej wypowiedzi są skierowane do jednego interlokutora. A zatem są możliwe dwie opcje:

a. Mówisz do apostołów, a zatem tylko ich następcy = hierarchia mają prawo upominania, związywania i wysłuchania modlitw

albo

b. Mówisz do wszystkich, a zatem każdy ochrzczony (a nawet, o zgrozo, każda ochrzczona - swoją drogą, czy baby to w ogóle powinno się chrzcić? :P) mają wszystkie trzy powyższe prawa... 

I coś mi się tu nie zgadza, w zasadzie dwa cosie. 
O upominaniu szkoda gadać, bo każdy głupi świecki w Kościele wie, że żadne prawo upominania mu nie przysługuje i tyle. 
Pierwszy coś to prawo związywania i rozwiązywania. O ile wiem, prawo z gruntu dotyczy tylko hierarchii, może za wyjątkiem sakramentu małżeństwa. 
Drugi coś to prawo spodziewania się, że Wysłuchasz modlitwy, jeśli jest zanoszona zgodnie przez dwóch lub trzech w sprawie godziwej. Widzisz, z całego mojego życiowego doświadczenia wynika raczej, że ja takiego prawa nie mam, bo jakoś wysłuchanie nam się nie zdarza... 

A zatem czy Mówisz tylko do apostołów i tylko hierarchów Zamierzasz wysłuchiwać, o ile będą się modlić parami? :P Hm, może stąd moda na koncelebrę? :P 

W każdym razie: naprawdę nie wiem, czy mam prawo do tego Słowa, wydaje mi się, że nie. 

wtorek, 10 sierpnia 2021

klękajcie, tolkieniści :P

 zaczęłam czytać Silmarillion :P. Niezwykły :P.


Ten Silmarillion składa się z dwóch tomów i powstał jako wydanie fanowskie.


Jestem jego szczęśliwą i niezasłużoną posiadaczką od kilku lat... podczytywałam go kawałkami, ale teraz (sic - teraz dopiero, co już samo w sobie ukazuje, jak bardzo niezasłużoną posiadaczką jestem...) zaczęłam czytać od początku. Jest szansa, że dobrnę do końca przed Paruzją :P. 
Tia, figuruję gdzieś tam pośród Szacownego Grona Tłumaczy. Obawiam się tylko, że kompletnie nie pamiętam, co tłumaczyłam :P. 


Czyta mi się, jak na razie, nadspodziewanie dobrze, i już pokonałam kilka fragmentów, które w kanonicznym Silmarillionie przyprawiały mnie o natychmiastową potrzebę zaśnięcia :P. Wydaje mi się, że tekst został złożony dużo lepiej niż wersja kanoniczna. W paru miejscach zazgrzytało mi tłumaczenie (być może także i moje). Appendices i prefaces pomijam zupełnie, zgodnie zresztą z zaleceniem Tolkiena, który uznał to za "very properly", nie pamiętam gdzie. 

Niestety, nie jest to książka napisana dla lajkoników, wyraźnie jest to publikacja fanowska dla tych, co Tolkiena znają, a poza Hobbitem, Władcą i kanonicznym Silmarillionem przeczytali kiedyś przynajmniej kilka tomów HoMe. A szkoda. Fajnie by  było wydać taki właśnie Silmarillion dla lajkoników - po wypolerowaniu tłumaczenia, z odnośnikami tłumaczącymi fachowe słownictwo, typu feä, na przykład. Oczywiście, że jest to niemożliwe, i że będzie niemożliwe przez najbliższy tysiąc lat... co nie stanowiłoby może większego problemu dla elfów, dla nas, cóż...


Poza tym. Czytam też, Kawo-z-m., tą mistyczną książkę rodem z karmelu. Nawet robię notatki (na karteczkach), niekoniecznie dobrze świadczące o moim hm poziomie religijnym. :P Bo ja bym wcale nie ruszała tyłka z pierwszej komnaty (czy też, jak chce Autorka, wyspy). Pytanie brzmi: czy ludzie, którzy nie ruszą dalej, mogą być zbawieni? Jeśli tak, to od***cie się ode mnie, ja się nigdzie nie ruszam, mam naprawdę dość... To jest to, co napisał dziś Lómendil o św. Wawrzyńcu -  czy zbyt mało było, że był dobrym człowiekiem, diakonem, jałmużnikiem, czy musiał jeszcze iść na ten grill? Czy męczennik jest w Niebie więcej wart i godzien większej chwały? 
Jeśli można być zbawionym nie będąc męczennikiem, to czemu gloryfikuje się męczeństwo? Po co iść gdzieś dalej, jeśli można tak normalnie, z pierwszej komnaty, z pierwszej wyspy? 

I druga refleksja. Wbrew temu, co pisze Autorka, książka wydaje mi się w dużej mierze być oparta na mgle :P. Właśnie na tych uczuciach, doświadczeniach i całym subiektywizmie, który Autorka tak mocno potępia u Świętych karmelu... Sama poezja. Wyspy, mosty, bajki, nawet Ziemiomorze (ciekawe zestawienie z mistyka katolicką, hm....) Konkretu zero. Ja lubię Boga, który Mówi w faktach. Taka neońska pozostałość :P. Jakie fakty z życia świadczą o tym, że masz iść na kolejną wyspę? U Wawrzyńca to był wybór między wiernością a męczeństwem, ok (chociaż wyobrażam sobie niezadowolenie Kościoła, jak już rozdał całą jego majętność, hm, może w tej sytuacji jedynym wyjściem była jednak śmierć? :P) 

Bo ja się na przykład nie dam ruszyć z bezpiecznej pierwszej wyspy tylko dlatego, że coś mi się wydaje, że czuję :P. I już.


No i wyszły mi z dzisieja dwie recenzje książek, nic więcej... Męczy mnie dalej faza hormonalna, w połączeniu z upałem, kroplami mamy co 4 godziny i paroma innymi rozrywkami typu prasowanie (nie lubię prasować) dzień z głowy. 

poniedziałek, 9 sierpnia 2021

po wyprawie

 do Lbl z mamą na zastrzyk... żeby było ciekawiej, dostała gorączki. Posadzili, poczekali, w końcu zastrzyk dali. A ja zmagam się z hormonami (błe) i z bólem głowy. I z paroma innymi. OK, za. 

Chciałabym usłyszeć jedną dobrą wiadomość...

niedziela, 8 sierpnia 2021

a może

 wynajmie pani to mieszkanie eM? - doradzała onegdaj mojej mamie któraś nabożna niewiasta. Przecież eM ma swój dom po rodzicach - zaoponowała mama. Taaaak - ciągnęła nabożna niewiasta - ale - dodała bez cienia zakłopotania - ona tam nie ma już ani wody, ani prądu, ani gazu. Trzeba ją poratować. 

Obawiam się, że jednocześnie parsknęłyśmy śmiechem, mama i ja. Znaczy, eM (córeczce innej świętej pamięci już nabożnej niewiasty, która to córeczka w życiu nie splamiła się pracą, a żyje z jakiejś renty) odcięli wszystko za niepłacenie rachunków, to teraz trzeba jej wynająć, znaczy sprezentować, kolejne mieszkanie, żeby dalej nie płaciła? I teraz tak: mama powinna jej fundować mieszkanie, światło, gaz, wodę i całą resztę, bo jak nie, to znowu jej odetną, i nabożna wspólnota będzie niezadowolona? :P

To ja już wolę, żeby nabożna wspólnota była niezadowolona z tego, że mama eM. mieszkania _nie_ wynajmie. :P Tia wiem, okropna jest. Jak można nie wynająć mieszkania tak nabożnej niewieście, córce innej nabożnej niewiasty?

Swoją drogą, skąd w nabożnych ludziach bierze się oczekiwanie, że jeśli są wystarczająco nabożni, to inni (mniej nabożni) powinni ich utrzymywać? Może płacenie rachunków jest poniżej godności nabożnej baby? Bo przecież to Bóg ma się o takie drobiazgi zatroszczyć, prawda? 

Zaczynam coraz mocniej przekonywać się do tezy, że z nabożnymi ludźmi lepiej w żadne układy nie wchodzić, bo kto jak kto, ale nabożny na pewno cię wykiwa. Jednak mało nabożni są bardziej przyzwoici. Zwyczajnie, po ludzku, bardziej przyzwoici. Uczciwsi. Mniej zakłamani. Zarabiający na siebie własną pracą. Spłacający rachunki, dotrzymujący zobowiązań. OK, pewnie to nie dotyczy wszystkich nabożnych, ale nie mam ochoty szukać kosztem własnego tyłka tego 1% nabożnych, którzy mimo to są przyzwoitymi ludźmi...

Pamiętam, ile razy mnie to bolało, w takich zwykłych sytuacjach. Umawiasz się z dziesięcioma osobami, że coś. Dziewięć przychodzi, robi, bo obiecało. Dziesiąta, z kręgów ściśle kościelnych - nie pojawia się wcale, zawala sprawę na całej linii, ewentualnie jako jedyna z tej dychy żąda zapłaty od każdej minuty poświęconego mi czasu... Jak mnie to zawsze cholernie bolało. Wszystko jedno, czy chodziło o jakąś szkolną papirologię, czy o pomalowanie płotu, czy o przekazanie komuś jakiejś rzeczy, czy o pokazanie się gdzieś w celach reprezentacyjnych, czy o cokolwiek... No zawsze mnie cholernie bolało, że to mój Kościół, i czemu tak. 

Możecie mi mówić, że to duperele, ok. Że oni są do rzeczy wyższych. Może jak trwają w ekstazach, to nie zauważają, że są głodni, albo że im ogrzewanie odcięli, ok. Tylko czemu ja mam ich w tej sytuacji karmić i ogrzewać? 

No fffkurzyłam się tak, że z tego fffkurzenia zrobiłam twardy reset telefonu... na ogół jak się strasznie ffffkurzę (albo jak wypiję o jedno piwo za dużo) to robię potem coś, co chciałam zrobić od dawna, ale się bałam :P. Udało mi się skopiować kontakty i ściągnąć je z powrotem, poleciały wszystkie pięć zdjęć z galerii :P i jeszcze parę nieistotnych drobiazgów, gorzej, że trzeba było to ustrojstwo ustawiać od nowa... I jakoś nie wierzę, że zadziała. :P Jak piiii***ę tym telefonem któregoś dnia przez okno, to będę odpowiadać, że walnęłam przechodnia w łeb. :P 

sobota, 7 sierpnia 2021

skończyło się zimno

 przynajmniej mam nadzieję... dziś mam plany na wyjście z domu. :P Niestety, od tych zmian i huśtawek boli mnie łeb. 

Tak se patrzę na to, co się na górze, cywilnej i kościelnej, dzieje, i mam wrażenie, że albo ktoś z kimś się znowu o coś pokłócił, albo dwa ktosie chcą bardzo znaleźć jakiś temat zastępczy, żeby gmin czegoś nie zauważył :P.  Generalnie mam wrażenie, że oglądam dzieci z piaskownicy, ok, niech już ubrane w garniturki albo i w co innego, i kopiące piach telefonem komórkowym. :P Albo te dzieci, o któryś kiedyś Mówiłeś, że przygadują swoim rówieśnikom na temat tańca i przygrywania. 

Nie wiem, może niektórzy chłopcy nigdy nie rosną. Szkoda tylko, że tacy chłopcy lądują właśnie w takich miejscach... nawet jeśli kopią ten piasek naprawdę wypasioną komórką. 

Poza tym dalej przeglądam zdjęcia, teraz już z marca :P. Może do końca wakacji zdążę uzupełnić zaległości z ostatniego roku. Zwykle folder z jednego miesiąca zawiera ponad 500 fotek, z czego po wstępnym odsianiu zostaje ponad 300, po dokładniejszym odsianiu około 200, a z tych 200 to już jedno w drugie bym publikowała :P bo ładne. Na razie głównie ptaki, bo zdjęcia z zimy - i zdumiewa mnie, ile rzadkich ptaków udało mi się widzieć, nie wychodząc z miasta... jastrzębie, dzięcioł czarny, nawet bielik. Jak zaktualizuję, policzę, ile mam gatunków na liście ptasiego bloga. Teraz już marzec, więc powoli zaczną się rośliny... 

A tymczasem temperatura dosięgła aż 18 stopni :))) - prawda, że to niezwykle na sierpień? - trza się zbierać. 


wieczorem:

do mojego ogrodowego wodopoju przychodzi wiewióra. 



piątek, 6 sierpnia 2021

Z Benedykcjonału editio prima:

 dla zainteresowanych.








Nie wiem, czy uda nam się dotrzeć do Justynki (pozdrawiam!) i poprosić o zezwolenie na wykorzystanie tekstów w editio altera. 

Dla Szanownych Niepamiętających: pierwsza wersja Benedykcjonału, zapoczątkowana przez Magdę, powstała w 2018 roku w lipcu. 

czwartek, 5 sierpnia 2021

między deszczem a lenistwem

 czyli jednak meteopatia była po coś :P - załamanie pogody nastąpiło, u nas nie tyle groźne, co upierdliwe. Jest zimno, nie dochodzi do 18 stopni, i wszechmokro. O dyssamopoczucie oskarżałam też hormony... ale to się okaże na dniach. :P

Na razie siedzę w domu, porządkuję zdjęcia (zapraszam na blogi fotograficzne, zwłaszcza ptasząt przybyło :klik: ). Póki co pokonałam prawie pół tysiąca zdjęć ze stycznia... Łapię się też na tym, że muszę przejrzeć te swoje blogi i sprawdzić parę rzeczy, pewnie też poprawić kilka błędów rzeczowych, może coś uszczegółowić. I to chyba dobrze, bo mimo wszystko jeszcze się rozwijam, skoro wiem więcej niż dwa lata temu, tak? :P Jednocześnie narasta uczucie rozczarowania płytkością paru książek, do których zdarzyło mi się dziś zajrzeć. OK, może to są beletrystyczne gawędy skierowane do czytelnika-lajkonika, a nie konkretne pozycje popularnonaukowe, do jakich jestem przyzwyczajona i jakich mi bardzo brakuje (i jakich potrzebuję, i jakie z chęcią czytam do kawy, tia, ostatnio do kawy zdarzyło mi się czytać encyklopedię o bezkręgowcach :P). Odnoszę wrażenie, że pierwsza wspomniana kategoria robi się coraz modniejsza i coraz bardziej chwytliwa. Może dlatego, że i czasy płytkie, powierzchowne, i wiedza, może i ludzie...

W temacie kupowania nołtbuka prowadzę aktualnie mailową przepychankę z Panem Sprzedawcą i odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że ja bardziej wiem, co chcę kupić, niż on wie, co ma na sklepie :P. Po ostatnim mailu, w którym uzasadniałam, dlaczego nie chcę sprzętu z ogromnym dyskiem a kiepską baterią, chyba Pan się mnie lekko przestraszył, bo zamilkł :P. Podejrzewam, że potrafię ze specyfikacji wyczytać rzeczy, które jemu hm umykają. A Pan, być może, nie jest przyzwyczajony do obsługiwania klientek, które nie dadzą sobie wcisnąć pierwszego laptopa, którego Pan im poleci, zwłaszcza jeśli ów laptop jest akurat w modnym różowym kolorze :P.

Upiekłam wczoraj to ciasto, smak jest ok, ale muszę popracować nad konsystencją. Jest wyraźnie za mokre i rozciapuje się podczas prób krojenia czy wyjęcia z blachy. Więc na razie jemy łyżeczkami leguminę biszkoptowo-jabłkową z nutką kokosa, nie fantazyjną szarlotkę jakąśtam. Zdjęcia się nie da zrobić, wygląda jak coś, co morze wyrzuciło na brzeg podczas przypływu. :P 


PS. Dziękuję Teodoksji za nieoceniony wkład w tworzenie Benedykcjonału :klik:.
Jednocześnie nieustająco zapraszam Wszystkich Szanownych do współautorstwa.

środa, 4 sierpnia 2021

tak wiem, marudzę

 nie mam ani migren trwających kilka dni, ani kleszcze mnie nie obsiadły, ani nic innego. Po prostu jestem meteopatką :P i potwornie chce mi się spać, i generalnie nie mam na nic ochoty. Ani siły.

Przyszło wreszcie ochłodzenie, podobno ma padać, więc dziś (i bodaj jutro) robię pauzę od ogrodu. Za to mozolnie sklejam mamie kolejną parę butów. Zaraz chyba wypiję kolejną kawę, tym razem prawdziwą, Kawo-z-m. :), po czym przesadzę sansewierię, bo w tej doniczce mi chyba prędzej zdechnie niż zacznie rosnąć, spróbuję trochę uporządkować zdjęcia na twardym dysku, upiekę pewnie ciasto, pobiję się jeszcze trochę z myślami, czy kupować tego nołtbuka i jeśli to którego, i co zrobić z tym cholernym telefonem, bo dalej się tnie... chciałabym, Żebyś raz mi Pomógł. Ja jestem baba, czyli technodebilka, technoimbecylka i technokretynka w jednym, Dajże mi święty Spokój tymi maszynami! Sam se to Kupuj i Obsługuj i Naprawiaj, jeśli Chcesz.  

Przerasta mnie to wszystko, naprawdę. Mam fazę na "schowaj się w kącie i rycz jak idiotka bez powodu". 

wtorek, 3 sierpnia 2021

ogród

 po dwóch dniach wytężonej pracy zaczyna wracać do stanu hm względnej normalności ogrodów w stylu angielskim :P. Dotychczas był w stanie hm intensywnego zapuszczenia... 






i zdjęcie tygodnia :)


Poza tym pogoda deszczowo-senna, piję kawę litrami. Poza tym mój dość już wiekowy brat zadeklarował chęć zalegalizowania swego długoletniego związku, a zatem chyba mam niebawem weselisko...

Poza tym nieustająco zapraszam do współtworzenia benedykcjonału :klik:, który nieustannie się rozrasta. 

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

trochę chłodniej

 i właśnie przed chwilą zagrzmiało... a ja dziś oprócz zmagań z ogrodem i paru innych zmagań mam na głowie zmagania z mamą. Dwa razy przyszedłszy do niej zastałam kartkę, z której wynikało, że wróci za 20 min-pół godz., za każdym razem wracała po ponad godzinie. Telefon, oczywiście, leżał na biurku. Za pierwszym razem pobiegła do przychodni w sprawie kleszcza (jakże można wytrzymać do środy, skoro nie puchnie i nie czerwieni się?) - dostała antybiotyk i uparcie twierdzi, że ma w miejscu po kleszczu "twardą gulkę", chociaż i ja, i lekarz jednomyślnie usiłujemy jej wytłumaczyć, że naprawdę nic tam nie ma... w środę oczywiście do lekarza też pójdzie. I ma jeszcze skierowanie do poradni chorób zakaźnych. W sprawie, a jakże, kleszcza. 

Za drugim razem poszła jeszcze tylko do sąsiadki, która chciała jej ofiarować kartofle, bo ktoś jej przywiózł ze wsi i za dużo ma. Szczęśliwie mama wykazała się asertywnością. Już miałam wizję siaty z kartoflami w przedpokoju... i kartofli na każdy obiad przed najbliższe półtora tygodnia. :P BTW, muszę sprawdzić, co zostało z dwóch siat warzyw, jakie mama dostała przed tygodniem, mam wrażenie, że są jeszcze jakieś buraki. Dynie prawie hokkaido zjedliśmy, mamie smakowały na tyle, że jak dziś przyniosłam z marketu prawdziwe hokkaido, skomentowała: o, kupiłaś tą _dobrą_ dynię? :)))

Chciałabym, cholera, Żebyś mnie Przytulił. Naprawdę, po całym dzisieju. Wiem, pewnie nigdy tego nie Zrobisz, ale co mi tam. Odmówię Ci i tak grzecznie wszystkie paciorki i pójdę spać, a jutro kolejny dzień. 

niedziela, 1 sierpnia 2021

lewy dzień

 wszystko mnie bolało, syndrom dw urósł do rozmiaru porządnej wołowej szynki :P, nic mi nie chciało działać, znowu wróciłam do walki z zawieszającym się telefonem, dzieci w kościele się darły tak, że zagłuszyła je dopiero syrena o 17.00... (te dzieci to chyba upośledzone są, za moich czasów trzylatki umiały zachować się w kościele...) Na domiar złego mama złapała kleszcza. Wyjęłam, zdezynfekowałam, rumienia niet, na środę jest zapisana do lekarza, więc powie. 

Studiowałam dziś temat owadów, osobliwie ważek.






Niżej pokrzywnik.


Teraz u nas to rzadkość, aż dziw pomyśleć, że za mojego szczenięctwa pokrzywnik był jedynym kolorowym motylem, jakiego znałam... I zupełnie nie wiem czemu, do dziś kojarzy mi się jednoznacznie z jedną z moich sióstr. To połączenie żółtego, czerni i rudości jakoś.

Pragnę zwrócić uwagę, iż trzecia ważka od góry zajada prehistoryczny las:




Tymczasem wiewióra zajada trochę późniejszą historycznie szyszkę


a makolągwa też coś zajada, ale nie mam pojęcia, co.



Jerzyki zajadają raczej komary.


To jerzykownik, taki wieżowiec-apartamentowiec dla jerzyków. Podglądałam, jak karmią młode.




Młode wygląda z budki obok, widać?



A poza tym czekam na burzę. Mam już naprawdę dość tych upałów, burz, wyładowań, napięć, zakłóceń i podobnych atrakcji...