środa, 30 września 2020

mokrość nad mokrościami

 i wszystko mokrość. Zaraz muszę założyć mokre buty i mokrą kurtkę, wziąć mokry parasol i wyjść na mokrą ulicę, by pośród wszechmokrości dotrzeć do drugiej pracy...

wieczorem
Praca od 8.00 do 17.30, w domu byłam na 18.30, głodna, z obolałą głową. Cały czas leje. Mam dość. Znowu mam ochotę tylko na siebie kląć, że musisz, q jedna, pracować za tych, co są na zwolnieniach i kwarantannach, musisz...

wtorek, 29 września 2020

Archaniele Michale

 znowu ci powierzam pod opiekę tych moich trzech, wszystkich. Jeśli ty ich nie wygrasz, to nikt. Proszę, wygraj mi ich dla Boga. 

Wczorajsza rozmowa:
Czemu w zasadzie zostałaś wtedy dyrektorką?
Bo myślałam, że On tego Chce.
I co?
I okazało się, że chyba nie Chce.
A teraz?
A teraz to ja już nie wiem, czego On ode mnie Chce.
Dzieci?
Tia, zwłaszcza te młodsze :P. 

Porażka. 


A teraz to mam katar, chce mi się spać, a przede mną kolejne ciężkie dni w pracy. Wczoraj pierwszy raz odezwało się do mnie dziecko z mutyzmem, które uczę od początku roku. 

Wio.


poniedziałek, 28 września 2020

praca, praca

 praca :P. 6 godzin w szkole, przygotowanie lekcji. Po drodze zakupy, jeszcze muszę coś tam wydrukować, przygotować, zejdzie mi do nocy... 

Czuję jakąś infekcyjkę :(, stan podgorączkowy, leciutki nieżycik górnych oddechowych. Teoretycznie powinnam dzwonić na teleporadę i nie iść do pracy :P. Problem w tym, że innych nauczycieli już nie ma i jak ja nie przyjdę, to zastępstw się nie da zrobić :P. No trochę to bez sensu. BTW. Ktoś dziś w pracy porównał teleporady lekarskie do sytuacji, kiedy w przypadku pożaru dzwonisz na straż, a miła pani w słuchawce ci tłumaczy, jak masz użyć gaśnicy :P.  I że do tej pory wydawało się nam, że lekarze właśnie powinni pracować w czasie epidemii... chyba. :P Ale licytację, kto tu ma gorzej, zdecydowanie przebiła jedna z koleżanek opowiadając, jak za teleporadę u ginekologa wybuliła ponad sto złotych, a wyszło na to, że "proszę się obserwować". :P No ja się obserwuję z rosnącą ciekawością, w końcu pierwszy raz w życiu przechodzę przekwitanie. :P Nie że mi do tego teleporada potrzebna, nie. 

Mama dziś poleciała na sąsiednią parafię, bo ona musi znaleźć księdza Iks, dać mu w prezencie książkę (chyba Wyznania św. Augustyna) i podziękować za całokształt. Poleciała, ale plebania zamknięta, księdza niet, nikt nie wie, chyba jest w szkole - oświadczyła Pani Ścierająca Na Mokro Schody. Nie wiem, mama w naiwności swojej (i chęci pozbycia się Augustyna, który, jak stwierdziła, do czytania się nie nadaje, ale wydany ładnie, w twardej oprawie i w ogóle) pewnie jeszcze parę razy tam poleci... 

Siostra na kwarantannie, objawów nie ma, w czwartek ma być test. 

Z dobrych (a przynajmniej ładnych, piękno jest dobrem :P) rzeczy: 

Prawie szron. Zgęstniała z zimna rosa.

niedziela, 27 września 2020

dzień w deszczu i w papirach

 najpierw zaspałam, potem nie mogłam oprzytomnieć, nieprzytomna oglądałam mszę, stukałam tabelki i święte oficjum, obudziła mnie dopiero druga kawa po obiedzie. Potem znowu stukałam tabelki i w zasadzie to wylazłam na prostą... chyba. 

Kwarantanna M. w toku, zorganizowanie jej w miarę wygodnego i bezpiecznego miejsca poza domem rodzinnym wymagało trochę czasu i zachodu - jej koleżanka, na przykład, musiała męża z dziećmi wysłać do rodziny na komorne, żeby sama w mieszkaniu zostać... no ale. Teraz czekamy. 

Neony poprosiły o wykrzyżykowanie kolejnej Trójcy, nie wiem czy podtrzymają zamówienie po mojej informacji zwrotnej, że to potrwa ze 3 lata? Co będzie za 3 lata, Panie? Dotrzymasz Słowa, Poprowadzisz Obietnicę? Chciałabym Ci ufać, chyba nie umiem. 


To ty odmawiasz tych różańców więcej niż ojciec Pio - usłyszałam dziś zdumiony komentarz :P. Tia, odśmiałam się w odpowiedzi, tyle że on ma lepszy PiaR :). I wiem, Panie - kolejny cukiereczek, którego wcale nie musiało być. Może taki maleńki jak te miniowocowe :), jak groszki z dzieciństwa, te z tuby... ale zauważyłam, wysysam słodycz do dziesiątego dna :P. Jak pszczółka na hipoglikemii :P.

sobota, 26 września 2020

a ta spowiedź to z jakiej okazji?

 wyskoczył na mnie spowiednik, inny niż ostatnio. Zdumiałam się. Po upewnieniu spowiednika, że nie mam problemów rodzinnych, starcza mi na życie, w pracy jak w pracy, słowem: norma, a do spowiedzi normalnie chadzam co miesiąc-dwa i żadnej okazji ani tragedii życiowej zaliczać w tym celu nie muszę, rozgrzeszenie przyjęłam. A za pokutę odmów sobie różaniec...nieeee... litanię może? no, jakąkolwiek modlitwę do Matki Bożej se odmów... :P 

Za pokutę umyłam dziś wszystkie okna w mieszkaniu po ciotce, a odmówię se Pod Twoją obronę :P. Generalnie mam wrażenie, że ksiunc miał mi za złe, że do spowiedzi poszłam. No rozumiem, jeszcze go koronawirusem zarażę i będzie. Przy komunii w końcu jaki taki porządek, większość pobożnej zawartości kościoła na klęczkach i do ust, ale pozwalają najpierw przyjąć komunię na rękę... zabijając jedynie spojrzeniem :P. Moja wredna natura zastanawia się, czy nie zacząć chodzić na msze powiedzmy raz w tygodniu poza niedzielą (u nas ciągle jest dyspensa), bo to tak miło swoim heretyckim widokiem podenerwować te nabożne panie... :P BTW: moja siostra od dziś ma kwarantannę. Mają to bydlę w pracy... nie wiem, co dalej, chyba nie chcę myśleć. 

Pada deszcz. Stukam mozolnie kolejne rozkłady materiału, zwane dumnie planami dydaktycznymi. Został mi jeden plus plan wychowawczy. A za oknem - no właśnie - pada deszcz. Stuka w szybę, w parapet, gra na ciszy.

piątek, 25 września 2020

i kolejny dzień

 który minął. Trochę pracy w szkole, trochę pracy w ogrodzie, kilka rozmów. Dzieci z kwarantanny maja przedłużoną kwarantannę do 4 października. Nic nam nie powiedzieli, ale z tego wynika, że jakieś zakażenie tam jest. Gdyby nie było, nie przedłużaliby kwarantanny. No ale mówić nic nie wolno. Generalnie obowiązuje zasada: wiadomości o covidzie ściśle tajne są. Żadnego wirusa nie ma, pandemia nie istnieje, a w naszej szkole to już na pewno nie, tia. Ciekawe tylko, dlaczego dostaliśmy polecenie umieszczania treści lekcji na klasrumie dla dzieci, które są na kwarantannie... A tymczasem dziś nowy rekord, chyba z 1200 zakażeń. Sanepid, który dotąd z nudów koncentrował się na szukaniu kurzu pod szkolnym kaloryferem, przestaje wyrabiać na zakrętach... nagle się okazuje, że wszystkie Ważne (jak kurz pod szkolnym kaloryferem) Sprawy, które mogły w linii prostej zaowocować zamknięciem placówki, są obecnie niewarte kontrolowania...

Mam coraz bardziej dość.

czwartek, 24 września 2020

dziś proszę za G...

 i naprawdę nie wierzę że cokolwiek Zrobisz, już nie roztrząsając: Kochasz czy nie. :P Wiem, ja nie jestem zbawicielem świata, Panie. Ale mój świat wcale nie wygląda na zbawiony... Tia, zawsze można powiedzieć: Postawiłeś mnie koło G., koło I. po to, żebym to ja zajęła się tym problemem. Tyle że ja nic nie mogę. A Ty????
Nie Chcesz?

To nie jest łatwy świat, Panie. To jest taki świat, że nie ma gdzie uciec, nie ma dokąd pójść. Świat poobijanych dzieci i zdezelowanych dorosłych. Bezradnych dobrych i bezczelnych złych. Wystarczy Ci, że Umarłeś za ten świat, i chwatit, tak?
OK.

Papierologia nauczycielska...
Podstawa programowa
Kompetencje kluczowe
Program
Podręcznik - do każdej klasy
Zeszyt ćwiczeń - do każdej klasy
Książka nauczyciela - do każdej klasy
Rozkład materiału - do każdej klasy
Przedmiotowy system oceniania
Zasady pracy z uczniem wymagającym dostosowań
Ewaluacja diagnozy na wejście - klasa pierwsza plus uczniowie, którzy doszli do pozostałych klas
Program naprawczy po nauczaniu zdalnym :P - do każdej klasy oprócz pierwszej
Procedury zapobiegania covid-19
Plan wychowawczy w klasie

Nie mam połowy :P. Kończy się wrzesień... Dziś dostałam podręczniki dla maturzystów, hurrra. 


wieczorem

wiesz, Jezu, naprawdę nie mam siły tego nieść... tak bardzo ich wszystkich kocham. i nic nie mogę zrobić. jak ich unieść? bez jakiejkolwiek możliwości pomocy, bez słowa zapewnienia, że będzie lepiej? jak unieść telefon nieuleczalnie pipczący bez realnego powodu w godzinach śródnocnych, kiedy dałabym dużo za dzwonek smsa, zasmarkana, zaryczana. jak unieść  tęsknotę za ojcem powracającą teraz falami przy każdej głupocie, spojrzeniu na głupi wtyk do słuchawek, teraz dopiero pamiętam, wiele lat temu kupowaliśmy go razem, sama nie wiedziałabym jaki...
nie mam do Ciebie pretensji za fakt jego śmierci. tylko za to, jak umierał, Rozumiesz? 

jest mi tak cholernie ciężko, Panie.
tak
cholernie
ciężko.
za.

środa, 23 września 2020

mam taką prośbę, Panie

 jeśli mnie Kochasz - nie Pozwól, żeby I. straciła pracę. Proszę. 

Zmęczona, z pracy wróciłam przed 18.00. Bardzo mi się nie podoba to, co się dzieje. :( Tyle, że udało mi się doprosić o pomoc w zamówieniu zestawu książek dla nauczyciela. I podobno już teraz mają przysłać. 

Prace sprawdzę już jutro, teraz się pomodlę i idę spać... Łeb pęka.

wtorek, 22 września 2020

jeszcze ciemnawo

 budzę się. Nawet nie sprawdzam godziny, jak na sępa licząc na budzik. Nawet nie znam jego melodyjki. Zawsze wstaję przed.
Nie, dziś nie wstanę, dopóki mnie nie Przytulisz.
I wiem, że będę musiała wstać i tak. Skląć się najpierw w żywe kamienie, żeby wykrzesać minimum złości, gniewu i siły, żeby pojechać na tym minimum do łazienki, do kuchni, do szafy, do pracy. 

Powoli się rozwidnia. Wstać, dopełznąć do łazienki. Do brewiarza.
Panie, jak w pracy napomknę przypadkiem, jak opiekowałam się ojcem, co robiłam, to wszyscy milkną... Tobie się to nie Podobało, tak? Za to oberwałam? No, to za co? Sam Pytałeś kiedyś; za który z tych czynów chcecie zabić. Że czyniłam się córką Boga, tak?
To ja przepraszam, więcej nie będę. :P

Słowo otwiera się na pieśni Sługi Pańskiego. Dałbyś radę na krzyżu miesiącami, nie kilka godzin? Może byś i Dał, Ty Jesteś Bogiem. Ja nie. 

Włączam laptop, sprawdzam plan na dziś. Matura, film, ćwiczenia gramatyczne, pisanie maila. 6 godzin. Kupić paprykę, zamarynować. Przygotować lekcje na jutro, napisać plan dydaktyczny, zapytać wydawnictwo, czy dostanę zestaw dla nauczyciela. Opracować wzór graficzny jakiegoś dyplomu. Zajrzeć w końcu do zajęć do drugiej pracy. Zaczynają w końcu przebąkiwać, że moje dzieciaki z kwarantanny zaczną mieć robione testy - ciekawe co wyjdzie i co zrobią dalej. 

Klikam na czytania na dziś. Serce jak strumyki wody, historia jak plastelinka w Twoich rękach, tak? Brokatowa, fluorescencyjna. Fajerwerki.

Gwiżdże czajnik. Zapomniałam wyjąc masło z lodówki. Już.
Trzy maseczki do koszyka. Kanapka. Wio.



wieczorem

I już po 21.00...
Sześć lekcji, poczucie totalnego wyplucia, trochę daremności. Dzieci do szkoły nie chodzą - pandemia daje świetny pretekst. Masz w grupie dziewiątkę, robisz sześć kserówek, obecnych troje :P. Na jutro kserówek nie zrobiłam, zobaczę, ile przyjdzie i odbiję, tak?
Oglądam z dziećmi Karate Kid, myślę o kulcie zwycięstwa. I zastanawiam się, jak to jest z chrześcijaństwem. Kult przegranej? Może tylko pozorny, bo i tak po trupach dążymy do sukcesu?  I że gdyby zmartwychwstanie jeszcze nie nastąpiło (podobnie jak jeszcze nie nastąpiło wybawienie mnie z kilku sytuacji, które mi się nie podobają) - czy chrześcijaństwo byłoby wiarygodne?
A jeśli warunkiem wiarygodności chrześcijaństwa jest w miarę szybka i wyraźna interwencja Boga w historię, to czemu w mojej historii Bóg nie Chce być wiarygodny?

Zakupy. Targam kilkukilowy wózek z papryką, chlebem (za drogi, powiedziała mama), cebulą, czymś tam jeszcze. Do tego szkolne rzeczy i kurtka. Wtachać to bez windy na czwarte piętro. Na obiad zupa odgrzana z wczoraj. I słoiki, i papryka, i ogromny gar zalewy, co nie chce się godzinami zagotować, potem pasteryzowanie tego po 4 słoiki, woda kipi, zalewa gaz, przestaje się gotować... 18.00. Za pół godziny w sieci zaczyna się ostatnia dziś msza. Jest Ci wszystko jedno czy zdążę, czy nie?
Zostawiam paprykę, gonię do laptopa. 10 minut... Trzeba podlać kwiaty na balkonie, zaraz będzie ciemno. Biegiem.

Szefowa Pierwsza znowu podsyła mi zadanie do wykonania, podczas gdy jeszcze nie zaczęłam zadań przesłanych poprzednio. :P Czuję się zawalona zadaniami, przytłoczona i niezdolna się ruszyć. O wykonaniu któregokolwiek z zadań mowy nie ma :P. 

Msza. Za oknem już ciemno, zimno. Bogu niech będą dzięki, skończyć podlewanie kwiatów, skończyć paprykę. Kolacja. Lekcje na jutro. Szukając maila do konsultanta z wydawnictwa przypadkiem na stronie znajduję informację, że nie respektują zamówień na papierze, tylko trzeba onlajn. I że muszę się zalogować. Loguję się, po zalogowaniu znika mi formularz. Technoidiotka.
Znaleźć mail do konsultanta, wysłać pytanie, co ja mam w zasadzie zrobić, żeby widzieć ten formularz po zalogowaniu. Przecież technika ułatwia życie, czyż nie. 

Uprać maseczki, przy okazji spódnicę. Zaplanować zajęcia w drugiej pracy. W międzyczasie był telefon o zmianie planu. I już 21.30, jutro od 8.00 do 16.30. Pompejanka nie ruszona. Zależy Ci? W ogóle robi Ci to jakąś różnicę? A może Wolałbyś, gdybym się nie modliła i Miałbyś ze mną spokój?
Naprawdę nie wiem. 

Spakować się, wyłączyć komputer, pompejanka. Do północka zdążę.

niedziela, 20 września 2020

grzyby są mityczne

 znalazłam dwa.

:))))

No ok, ok, dwa takie:


Tak czy siak szału nie ma, w lesie już sucho, a ludzi tym razem więcej niż pajęczyn. Grzyby za to nieliczne. 

Tyle, że las.



Łikend uważam za zakończony... i idę do papierów. W odróżnieniu od grzybów, papirologii zawsze dostatek.

Szefowa dzwoniła, że źle się czuje i boję się bać. Bo jeśli. A wczoraj siedziała ze mną na tej samej sali przez 7 godzin szkolenia. :P Już pomijając wszystko, same rozkosze kwarantanny. Druga praca. Takie tam. A wczoraj pierwszy raz dobowa liczba zakażeń przekroczyła tysiąc, umarł też młodszy ode mnie kapucyn z Lbl, bez chorób współ. Musi był niewierzący, przecież wierzący kapłani ani nie umierają, ani nie roznoszą :P. 


I czytam tak to Słowo i myślę, że u mnie w życiu to jest jakoś tak na odwrót... bierna to ja nigdy nie byłam, na rynku czekając nie stałam, tylko robiłam w tej winnicy aż łeb odskakiwał, nie że za denara, tylko dlatego, że chciałam u Niego pracować, tak? A przy pierwszej wypłacie proszę bardzo, kopa w.
I co? :(((

sobota, 19 września 2020

po szkoleniu

Szłam dziś rano do pracy z uczuciem bliskim temu, co może odczuwać wierzący żyd z przekonaniem, że gwałci szabat :P. Wykład na temat autyzmu i pochodnych trwał od 9.00 do 16.00 i spokojnie mógłby trwać dalej, bo Pani Prelegent wyczerpała słuchaczy, a nie temat. Według Pani Prelegent ja mam raczej NLD niż ZA. :P Może. Zresztą, cytując: każdy z nas ma w sobie jakąś formę autyzmu, kwestia tylko w tym, ile procent :P. 

Pani Prelegent zresztą generalnie opowiadała o kiepsko funkcjonujących autystykach, przypadkach ze szkół specjalnych i z oddziałów psychiatrii, nie ze szkół - i raczej o chłopcach. Według niej typowa dziewczynka z ZA to płaczliwa ciamajda... no nie wiem. O autyzmie wysokofunkcjonującym Pani Prelegent nie wypowiadała się wcale, jak też i o technikach stosowanych przez przeróżnych spektrumów autystycznych, by zdemaskowani przez społeczeństwo nie zostali... widocznie jeśli sobie radzą, to problemu nie ma. :P 

Zastanowiło mnie też, ile egocentrycznych zachowań zupełnie zdrowych dzieci można by spokojnie sklasyfikować jako zachowania typowe dla spektrumu. Według tego, co Pani Prelegent mówiła, sporo. BTW, Pani Prelegent podważyła spory procent opinii i orzeczeń dzieci z naszej szkoły jako zrobione niefachowo i kwalifikujące się do rediagnozy. I że czemu jeszcze 40 lat temu nie było spektrumów? Bo u nich aspekt kognitywny dominuje nad społecznym, ok, a 40 lat temu szkoła zwracała uwagę głównie na aspekt kognitywny, na społeczny mniej. Więc szkoła problemu nie widziała, więc problemu nie było. To są teraz, mówiła Pani Prelegent, nasi naukowcy, profesorowie uniwersyteccy, prawnicy. Same spektra. :P

Zmęczona jestem strasznie.

piątek, 18 września 2020

ciasto w piecu

 i może nawet wyrośnie... na jutrzejsze szkolenie i pojutrzejsze nagrzyby :P Wracając z pracy po całym ostatnim tygodniu, jakoś w okolicy 14.00, najszczerzej przepowiadałam, że za miniony dzień składamy dzięki na początku nocy :P. 

Rozbawiło też dziecko, które na lekcji (tworzyliśmy rodziny wyrazów) do słowa "czarny" dopisało wyraz pochodny "węgiel" :P. Rozbawiła też modlitwa powszechna na onlajnowej mszy, żeby Bóg sprawił, byśmy tak kochali rodziców, jak święty Stanisław Kostka :P. Yhyyy.

Kilkoro dzieci mamy aktualnie na kwarantannie, zakażenia jeszcze nie było, ale myślę, że kwestia dni. 

Powiadomienia wyciszyłam tak skutecznie, że teraz nie widzę już chyba absolutnie żadnych :P. Całkiem nowy telefon oddam gratis :P, byleby mnie nie męczył, ktoś chce? :)))

czwartek, 17 września 2020

no zastrzelę

 ten mój telefon... Powiadamia mnie w środku nocy o cholera wie czym i nie wiem, jak to  wyłączyć, bo nie wiem, o czym mnie powiadamia i czemu znowu pipczy o 3.00 :P. Pipczy jak na powiadomienie, nie pokazuje żadnego komunikatu. :((( Ja też, cholera, zacznę pipczeć z tego wszystkiego i świat już wtedy zupełnie ze mną nie wytrzyma... Do tego burza przeszła rano i nie dała spać już do reszty. A na laptopie nie trafiam w klawisze i nie panuję nad kursorem. Że nie wpiszę mu literki wu w nazwę, temu kurrr....sorowi jednemu. :P

Bolą mnie wszystkie zęby. Zwinęłabym się w kulkę i znikła. Dziś po pracy planuję słodkie popołudnie w papirologii, może uda mi się zrobić ten tekst dla Magdy, maile do rodziców muszę porozsyłać... w sobotę całodzienny kurs. Stacjonarnie. Prowadzenie lekcji, niech już nawet z przygotowaniem, to tylko część tej durnowatej roboty. Plany, sprawozdania, tabelki, zawiadomienia, potwierdzenia, zestawienia, dostosowania, diagnozy, ewaluacje, pierdolety. 

Wio.

środa, 16 września 2020

w kosmosie :)

 

szczygiełek w kosmosie, znaczy.


I moje ulubione okno w całym mieście, póki jeszcze stoi.



Co chwila coś zmieniają na tym blogerze, teraz inaczej zmienia się wielkość zdjęć niż jeszcze wczoraj, nie lubię tak. :(((( Generalnie strasznie  nie lubię, kiedy coś się dzieje :P.

wtorek, 15 września 2020

Wiesz, kiedyś

 w takiej sytuacji jak teraz złapałabym różaniec i pobiegła na dwór się modlić. Dziś siedzę przy laptopie i przygotowuję lekcje... zaraz zacznę sprzątać dom, prasować maseczki. Widzisz różnicę?
Naprawdę nie wierzę, że mogłabym cokolwiek dobrego wymodlić. Nie wierzę, że cokolwiek dobrego może się jeszcze w tej historii stać. Jest o trochę ponad tydzień za późno, już cuchnie. :P Zastanawiam się raczej nad motywacjami paru zmian i jestem strasznie nieufna. I myślę, że jednak się mną Bawisz. Poważny Człowiek tak nie postępuje, Wiesz?

Jeśli Chciałeś mnie połamać i stracić, to właśnie Ci się udało. Ze mnie już nic dobrego nie Będziesz Miał. Jest o trochę ponad tydzień za późno.
Naprawdę nie Rozumiesz?

poniedziałek, 14 września 2020

godzinę przed budzikiem

 się budzę. Panie Jezu, wraca piskiem, dlaczego. Czy Ty w ogóle Widzisz, jak próbuję ze wszystkich sił pakować dobro w to moje życie? I co? Wiem, nie zbawi mnie. Czy Ty Byś mnie Kochał, gdybym na przykład była trochę ładniejsza?
Czy, jeśli Jesteś, Mógłbyś mi Dać jakiś jeden wyraźny znak, że Jesteś, że Cię Obchodzi moje życie i to, co się w nim dzieje? Co ja złego zrobiłam? Popatrz.
Wraca cała historia, cała w ranach, w porażkach, w odrzuceniu - przez Ciebie i przez Twoich, przez tych najbardziej Twoich, nie przez jakiś abstrakcyjny pogański świat. I co? Patrz, to było ze względu na Ciebie. I to, i tamto, i tak po kolei - do dziś. Do teraz. Nie podobało Ci się to wszystko i dalej nie podoba, tak? Boże, ile bólu. Ja naprawdę dla Ciebie. Wiesz?

A Ty? Gdzie Jesteś, jeśli Jesteś? Kto rządzi tą historią? Czemu jest tak? Czemu na pierwszy rzut oka widać, że z grzechem łączy się pomyślność i błogosławieństwo, a za dobro dostaję w d*, za każdym razem, coraz bardziej?

Zapłakana, zasmarkana zwlekam się z łóżka, rysuję na sobie krzyżyk, wędruję do łazienki, wyjmuję z zamrażalnika ćwiartkę masła - trzeba będzie kanapki do pracy zrobić, dziś 6 lekcji i zebranie... A, i do drugiej szefowej muszę się odezwać. Wracam do pokoju, włączam laptop, szukam mszy. Jeszcze kwadrans. Więc wyciszam, otwieram brewiarz, godzina czytań. Zaczyna się. OK, jutrznia będzie po, zaraz. 

Wio. Za. G* z tego, ale za. 


po południu, przed zebraniem

technodebil znowu (ciągle?) nie daje sobie rady z tą (epitet) komórką.
:(((((((((((((((((((((

niedziela, 13 września 2020

Mroczna Puszcza

 pełna pająków

grzybów

i wąwozów


I że w mojej hierarchii wartości najwyżej stoi wierność. I nic na to nie poradzę. 

I że nie wystarczy mówić prawdy ustami, tylko trzeba mówić prawdę w swym sercu. A to dużo więcej. Boli, cholera, kłamca jeden z drugim, tchórze w kolekcji tchórzy, wiem, niewarci, żeby (przy całym głodzie miłości i akceptacji) żałować, że nie kochają ani nie akceptują...

I że współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu Panu wszystko, co zaszło. Wtedy Pan, uniósłszy się gniewem, kazał wydać go katom. Tia, zasmuciłam się, płaczę, boli mnie to, ok? Idę, mówię Panu. I nie chodzi mi naprawdę o wydanie katom, tylko żeby Zareagował jakkolwiek, Zrobił coś.
Bo wydaje mi się, że On też w tym wszystkim Promuje model: słudzy widząc, co się dzieje, zasmucili się troszeczkę, ale po podliczeniu zysków i strat nic nikomu nie powiedzieli i nakazali milczenie wszystkim innym dookoła. A Pan Udawał, że nic się nie stało...

sobota, 12 września 2020

nie wiem, czy już

 runęłam i czy mój upadek był wielki, chociaż wydawało mi się, że buduję na Skale... czy dopiero jestem w trakcie runięcia :P. Robię rachunek sumienia w te i wewte, nie widzę zła :P. Może tylko cholernie naiwną wiarę. Absolutnie tak, realizującą  się w (według dekalogu i katechizmu dobrych) uczynkach. Zresztą. Teraz są już chyba tylko uczynki :P. 

No strasznie mnie to boli, tak?
Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć tej historii.  Za co obrywam? Czemu na to Pozwalasz? Czy to się kiedyś zmieni albo skończy? Czy z nieznanych mi przyczyn Chcesz mnie zniszczyć?

Mama wczoraj wieczorem zrobiła akcję pod tytułem jelitówka, trochę się bałam ją zostawić na noc, rano zachodzę, a jej już nie ma, kartki na stole też nie ma, domyślam się tylko, że pojechała na ogród :P. 

 

wieczorem

no cholernie ciężko jest. to też się dla Ciebie nie liczy? 

piątek, 11 września 2020

Panie Boże, czy

 to możliwe, że Ty mnie w ogóle nie Słyszysz?




wieczorem

zdjęcia z ostatniego tygodnia:

Czerwone kozaki z osinowych krzaków za płotem ogrodu. Środa.


Sesja zdjęciowa zimowitów:



jeżówka


kosmos


i pająk na plaży z aksamitkowego liścia.



czwartek, 10 września 2020

sens życia, tia

 rzadko (mi?) się zdarza, żeby ktoś zapytał wprost: jaki sens ma _twoje_ życie. Nie jaki sens ma życie według katechizmu czy podręcznika do religii, nie jaki sens ma abstrakcyjne życie, tylko takie życie jak ty masz. 

Wydaje mi się, że sensem mojego życia jest żyć tak, żeby na Koniec móc spojrzeć Bogu w oczy. I móc wtedy usłyszeć, co On mi (od)Powie, o co Mu w zasadzie z tym wszystkim chodziło. Tyle.


Właśnie zaczął się kolejny trudny dzień po nocy, która obiektywnie była za krótka, a subiektywnie i tak nieprzespana :P. Wczoraj do 23.00 międliłam plan, do po północy międliłam pompejankę, szczęściem lekcje przygotowałam już wczoraj, tylko prace dalej nie sprawdzone leżą w kwarantannie... a potem nie mogłam zasnąć, a potem obudziłam się po dwóch godzinach i miałam dość :P. Ciało zachowuje się dziwnie :P, ale ciągle jeszcze mam nadzieję, że wiekowi reprodukcyjnemu powiedziałam do widzenia :P. W edukacyjnym środowisku krążą wieści o nauczycielach z sąsiedniej szkoły, co zarazili się koronag* w czasie badania okresowego u laryngologa... Siedzą w domu, szkoła kwarantanny nie ma. I tak. W każdym razie żeby iść do lekarza, trzeba mieć poważniejszy problem niż geriatria :P. 

 Znowu mam ochotę się skląć na dobry początek dnia, żeby mieć siłę do czegokolwiek. :((((

środa, 9 września 2020

chyba nie z powodu

Syna Człowieczego, tylko po prostu tak... więc na błogosławieństwo się nie łapię... wiem, nie jestem prorokiem ani nie chcę być. Po prostu - życie jest ze swojej natury trudne i tyle.
I już kolejny dzień. Wio.

Tia, oczywiście, że to wszystko jest nieważne :P.

wtorek, 8 września 2020

Panie Boże

ile można wiecznie dostawać w d*?
Wstaję, rozmyślając nad predestynacją i czy jeśli tak (a właściwie czy jeśli nie), to czy już jest wszystko jedno. I nad zmiażdżonym sercem Boga. W Eucharystii, na krzyżu, w ludzkich historiach.
Że znowu jak zwykle kocham Kogoś, kto ma mnie w. I że wystarczająco to boli, jeśli tym kimś jest człowiek, tak? Że naprawdę więcej bólu już nie trzeba. Że, cholera, chciałabym, żeby raz ktoś jeden jedyny na tym świecie mnie kochał. I że naprawdę wolałabym, żebyś to Był Ty.
I jak mi Spojrzysz w oczy, jeśli w tym dochowam Ci wierności. Nawet bez wiary.

Wio, cholera.

poniedziałek, 7 września 2020

chcę Ci tylko powiedzieć

że bardzo bym chciała, Żebyś Się za mną Ujął, jeśli Jesteś.
Nie mam już siły. Nie mam już wiary.
Nic już nie mam.

niedziela, 6 września 2020

zdjęcia, zupa i podsumowanie

smutnej wrześniowej rzeczywistości... :P

Wczoraj przyniosłam z ogrodu przerośniętą megacukinię i pęk mięty wyrwanej z zagonka truskawek (sic, mięta wybujała, truskawki nie wyrosły :P). I ugotowałam zupę cukiniowo-miętową. W garnku gotuje się zwykły wywar jak na zupę (z kartoflami), a w patelni obok na podsmażoną cebulkę wrzuca się pokrojoną drobniutko marchewkę, kawałek cukinii w dużych kostkach i posiekaną drobniutko miętę w dużej ilości (czubaty talerz do przekąsek :P), podlewa odrobiną wody i dusi na wolnym ogniu, aż cukinia się ugotuje i przejdzie miętą. Potem wrzuca się duszonkę do wywaru, gotuje razem parę minut, podprawia śmietaną, doprawia do smaku (sól), przed samym wyłączeniem ognia wrzucić jeszcze całą gałązkę świeżej mięty (przed podaniem wyjąć). Zupa świetna z dodatkiem dużej ilości posiekanego koperku, zestawienie koper-mięta jest mniam.

Co do zdjęć.
Park, któryś z pierwszych dni września.

Powojnik, traveller's joy :), piątek.

Nad Wisłą, piątek.

Dąb po piorunie chyba??? rozłupany z góry do dołu. Piątek.

Pani tygrzyk z góry i z dołu na moim rodzinnym grobie.


Dwa cienie (nie tej samej) mewy. Ciągle piątek.

Młody, tegoroczny dzięcioł. Sobota.

Mój pełny wrzos, który jednak nie zdechł. Sobota.

I że już zimowity. Sobota.

Kwiczoł na jarzębinie. Niedziela, dziś.

żółciak siarkowy wyrastający z ziemi na miejscu, gdzie rósł jesion. Dziś.

Kowalik obżerający cis. Dziś.

I całe morze dzielżanu...

 I że jutro znowu do pracy. Za.

W Dęblinie szkoła już na zdalnym, to niedaleko, autobusy miejskie od nas jeżdżą. Nauczyciel ma wirusa. Postulaty, żeby lekcje skrócić do 30 minut, bo im szybciej, tym bezpieczniej. OK, tyle że coś mi się zdaje, że to świetna okazja, żeby  obciąć nauczycielom pensje... I w tym kontekście jakże śmieszą długaśne wystąpienia polityków i niekończące się homilie wygłaszane do zgromadzeń dużo liczniejszych niż największa klasa....

Dobra, jeszcze pół pompejanki przede mną na dziś. :P
Tak, modlę się. Naprawdę.

sobota, 5 września 2020

no miałam rację

z tym cudem... plan zaakceptowany nie został. Naprawdę, mam już najszczerzej dość. Chcę na emeryturę, chcę do piachu, mam gdzieś to wszystko. Mam dość. Nie chcę więcej.

Oglądałam jakąś nabożną mszę, której kazanie można by streścić w dwóch zdaniach: ludzie, miejcie jak najwięcej dzieci i chodźcie do kościoła. Kto nie ma dużo dzieci i kto nie chodzi do kościoła, ten postępuje wbrew woli Bożej i prawdopodobnie zostanie potępiony. Nie wiem, czy mam gdzie wracać, jeśli chodzi o Kościół. Mam doła.

To był kolejny bardzo ciężki dzień, nadrabianie wszystkiego, czego nie zdążyłam zrobić przez cały miniony tydzień (bo chodziłam do pracy, a po południu przygotowywałam lekcje na jutro) - a i tak nie zdążyłam poodkurzać, nie mam już zwyczajnie siły. Mama jak zwykle, sama nie odpocznie i nikomu nie pozwoli :P.

Dobra. Dopóki żyję, mam pompejanki do odmawiania. Papa. 

Naprawdę, mam większe poczucie grzechu dlatego, że rozniosłabym swoją szefową i że złośliwie nie zamierzam jej powiedzieć o błędach w jej wersji planu, niż że nie chodzę do kościoła. O dzieciach lepiej nie mówmy.

piątek, 4 września 2020

rzeczy niemożliwe od ręki

ale na cuda trzeba jednak trochę poczekać... Ułożyłam plan (bez okienek), teraz pora na ten cud (że mój plan zostanie zaakceptowany :P)

naprawdę, jestem zmęczona. Za.

czwartek, 3 września 2020

zmęczenie

i obawa, że na łikend dostanę zadanie niemożliwe :P czyli zrobić plan :P

Od rana do popołudnia w pracy, potem tabletka od bólu głowy i spacer na dotlenienie, przygotowanie lekcji, msza onlajn, różaniec, brewiarz, nastawić budzik, spać.

środa, 2 września 2020

pierwszy dzień

zajęć i już ktoś nie przyszedł - telefon: mogłem/mogłam mieć kontakt z osobą, która jest zakażona. Najśmieszniejsze, że wprowadzono nakaz milczenia o sprawie, ktoś jest po prostu nieobecny, a nikt nie ma prawa wiedzieć, dlaczego. Nie wolno powiedzieć: Iksa nie ma, bo boi się, że miał(a) kontakt z covidem.
Co dalej, zobaczymy.

Zmęczona, gardło drapie po pierwszych pięciu lekcjach od pół roku. Kto nie wierzy, niech stanie przed lustrem i głośno i wyraźnie gada do niego niech od 8.00 do 12.00, a potem niech napisze, jak się czuje :P. Teraz przygotowuję lekcje na jutro, też 5, ale z okienkiem, będzie chociaż kiedy herbatę wypić. W zasadzie robimy jeszcze raz nauczanie zdalne, tyle że szybko.

Boleśnie wchodzę w nowe ramki. We wstawanie o 6.30, w poranny brewiarz, w śniadanie, kiedy wcale jeszcze nie jestem głodna (ale potem aż do 13.00-14.00 nie mam chwili, żeby zjeść), w mszę onlajn po południu zamiast rano (nie zapomnieć, że rano nie włączyłam mszy...) Ciało protestuje, psychika wrzeszczy, technodebilizm kwitnie. Muszę kiedyś spróbować podpiąć laptopa pod drukarkę i sprawdzić, czy ją widzi... trochę się boję, że nie zobaczy, i co :P.

Boję się dwóch opcji: 1. że znowu z dnia na dzień wyślą nas na zdalne i nie będzie chwili, żeby to ogarnąć albo 2. że będą do upadłego udawać, że u nas zakażeń nie ma i będziemy pracować stacjonarnie do ostatniego zdrowego człowieka :P, a nikt nie będzie mógł powiedzieć, co się dzieje, bo to nie po linii. :P No ale.

Myślę o tych, co są pomocnikami Boga, i o tych, co są Bożą rolą. Jeśli tak jest, to Boża rola nie ponosi za siebie żadnej wielkiej odpowiedzialności, za to pomocnikom Boga odpowiedzialności nie zazdroszczę...

wtorek, 1 września 2020

no i mam katar :P

według procedur mam nie iść do szkoły, tylko ubiegać się o L4. :P Jest zimno i mokro, pewnie z połowa nauczycieli i 2/3 uczniów ma taki problem dziś...

Myślę (w kontekście odnawiania ślubów czasowych), że ja odnawiam śluby co rano, zanim zwlokę się z łóżka: Panie Jezu, ja wiem, że w ich oczach jestem k*, ale wszystko Twoje i dla Ciebie. Wolę być Twoją k* niż ich świętą. Nie chce mi się podejmować tego życia, nie mam siły z tym walczyć, wstaję tylko dla Ciebie, amen.
Może tylko wtedy ma to sens, jeśli śluby - czy wieczyste, czy czasowe, czy te, których nie pozwolili ci (jeszcze) formalnie złożyć - odnawiasz co dzień, co rano, nawet jeśli hm rota ślubu nieco niekanonicznie brzmi...

Wczorajsza rozmowa z mamą:
Wiesz, mój znajomy po Tolkienie, M., zetknął się w kościele z koronawirusem i siedzi na kwarantannie.  Nie wychodzi z domu. Na co mama wielce zgorszona: no jak, do pracy też nie chodzi? :P
Pokolenie komuny. Rabotaj, w tym twoja siła, piękno i zasługa. I cały sens.
Tymczasem mama powoli przestaje w istnienie wirusa wierzyć i boję się, że drogo za to zapłacimy. No ale i tak lepiej, jak ona złapie, niż gdybym ja złapała i jej przyniosła. :P No wola Twoja, tyle, że ja nie chcę za to odpowiadać. I zastanawiam się, ilu wierzących, słuchając dziś Pawła o niestosowaniu się do mądrości świata, odrzuca (choćby w kwestii wirusologii) podstawowe zasady bezpieczeństwa w imię mądrości wiary, tia. OK, jestem człowiek zmysłowy, to wystarczająco blisko k*.

Tak, myślę, że jak na siebie wrzeszczę i wyklinam się od, to potrafię pozbierać więcej siły. Może po prostu: zebrać jakieś siły. Wio.


wieczorem
Po rozpoczęciu roku... Kilka osób w maseczkach, niewiele. Odległości żadnych, powitania przez obściskiwanie :P, tymczasem kilka szkół już w kwarantannie. I sanktuarium w Łagiewnikach też.
Opracowałam procedury, jutro rozdam. Większość większego sensu nie ma... :P

Uaktualniłam też dziś stronkę szkoły, męcząc się straszliwie - część rzeczy mam już na laptopie, resztę na starym, nie wiem co gdzie, szukam. Na laptopie nie mam żadnych haseł :P, mozolnie je odzyskuję ze starego, przenoszę, konfiguruję laptopa. Jutro 5 lekcji... wyciągnęłam zeszyt od nauczania zdalnego, nie mam złudzeń, rok szkolny trzeba zacząć od omówienia tego jeszcze raz :P.