wtorek, 30 listopada 2021

ani jednego dnia listopada więcej

 w tym roku!!!!!! Rzygam listopadem. 

wieczorem
zmęczona nieustającą pracą w debilnych warunkach zastanawiałam się przez chwilę, czy też nie pójść na jakieś zwolnienie, choćby i trzy dni. choćby dlatego, że ręka po szczepionce jeszcze trochę boli  i rumień jest :P. No ale jak pójdę na zwolnienie, to mama zacznie latać po wszelkich zakupach i jeszcze tego brakowało, że się w tej śniegoćlapie wywróci albo na wietrze zaziębi... 

Jest ciemno, ciśnienie katastrofalnie niskie. Zaczął padać śnieg, po niecałym kwadransie zmienił się w deszcz i dalej tak ćlapie. Udało mi się uchwycić pierwszy (incydentalny) opad śniegu w mojej części świata. Gdyby ktoś nie wiedział, po co mi był nowy aparat (tak, usprawiedliwiam się, jestem wewnętrznie przekonana, że na cholerę mi był nowy aparat, że wywaliłam kupę kasy w błoto, że nie należy mi się żaden aparat i powinnam spakować się w pudełko i wysłać w jakiś kosmos, naprawdę). Więc w ramach usprawiedliwiania porównanie dwóch zdjęć:



że to drugie z mniejszym zumem? To proszę z większym:



Nie, już tego śniegu nie ma. Jest tylko deszcz, moje zmęczenie i milion zadań do wykonania. 

83.

poniedziałek, 29 listopada 2021

przedstawiam Kodaka

 




już w moich łapkach i na moim biurku. 

Ciężki nie jest, radzę sobie ze zdjęciami na dużym zumie bez większych poruszeń. Ma dużo lepsze makro niż mój stary Canon.


Od razu uczę się fotografować wyłącznie na manualu :P, bez wchodzenia w żadne tam auto czy preprogrammed. 

Dla porównania: 
stary Canon





nowy Kodak:



Nie że stary był zły, zresztą widać. W porównywalnym oświetleniu i w standardowych odległościach zdjęcia są bardzo podobne. Większe różnice wychodzą na makro, bo powyższego wtyka amerykańskiego, który próbuje przezimować na moim balkonie, Canon nie umiał ustawić na ostro. 
Duży zum jeszcze do wypróbowania... ale to muszę nad Wisłę pójść. Przy lepszej pogodzie.

A pogoda generalnie beznadziejna, ciemno, zimno, tylko na okrągło spać. Do tego ręka po szczepionce swędzi, rumień nieco przybladł, ale ciągle wypełnia szczelnie wczorajszą długopisową otoczkę :). 

82.


niedziela, 28 listopada 2021

ani Smauga, ani Arcyklejnotu :(

 rozebrałam Górę i upchałam ją w pojemniki piernikowe.


Smok chyba zbiegł, bo jeśli nie smok, to co mi burzy moją piernikową choinkę? :)


Co wejdę do kuchni, to widzę części składowe choinki na blacie i/lub na podłodze. :P Więc jeśli nie smok, to kto? :P Włamyhobbit? :P Nie, hobbit by zeżarł, nie psuł. :)))


Poza tym dotarłam w końcu do spowiedzi - bez wrażeń. 

Gorączki nie mam, chociaż na wieczór łyknęłam apap, bo jak mam jeszcze coś do roboty, a podnosi mi się powyżej 37, to dyskomfort nie pozwala mi pracować. :P Ręka czerwona i trochę spuchnięta, mniej boli, bardziej swędzi. Obrysowałam se kółko długopisem po brzegach rumienia i widzę, że już się trochę zmniejszył. 

Większość dnia nad sprawami pracowymi: sprawdzanie, przygotowywanie, koncepcje klasówek, popraw, takie tam. 

A Słowo Twierdzi, że jeszcze trzy lata, jak liczy je najemnik (to ja) - i nie będzie Moabu (Iz 16,14). 

81.

1335-81= 1254. 1254:365=3 i  159 dni reszty. OK, 3 lata i pięć miesięcy. 
Zobaczymy. A jeśli Słowo nie kłamie, beware. 


sobota, 27 listopada 2021

pod tą górą ukrywa się Smaug

 


czyli dziś dzień spędzony na pierniczeniu, w najlepszym znaczeniu tego słowa.





Wieniec adwentowy w tym roku z piernikowego ciasta.



Gałązki na drzewko Jessego z podblokowej wiśni i forsycji - miałam drobny problem, żeby znaleźć forsycję, która akurat _nie_ kwitnie :))). 

A szlumbergera - niemal jak forsycje - żółta. I też w pełni rozkwitu :))).



80.

piątek, 26 listopada 2021

no i się zaszczepiłam

 trzecią dawką, a mimo to ciągle nie odbieram wi-fi na zębach. Może dlatego, że nie mam plomb z amalgamatu? :P

Strasznie zmęczona jestem. Zaraz idę spać. 

79.

czwartek, 25 listopada 2021

póki co, naprawdę

 jest żółta.





I naprawdę jestem ciekawa, czy jej tak zostanie.

A poza tym mam dość tego tygodnia. Boli mnie głowa, w pracy trudne sytuacje, zaczęte sprawy wcale nie posuwają się naprzód, w perspektywie jutrzejsze szczepienie, a ja rozpaczliwie potrzebuję łikendu :P. Już nie musi być czarny, no. Swoją drogą, wydatki w sklepach ogólnospożywczych wzrosły ostatnio katastrofalnie. 

I naprawdę cieszę się z całego serca, że większa część mojego życia nie przypadła na aktywność społeczną współczesnej młodzieży :P. Toż to strach się tego bać... Porozbijani, niedojrzali, niesamodzielni, niedouczeni, niepraktyczni, niekontrolujący swoich działań, zdumieni i zszokowani niesprawiedliwością świata, jeśli ponoszą jakiekolwiek konsekwencje swojej głupoty, noszeni przez emocje gdzie emocje zapragną, nieodpowiedzialni. A to dopiero początek listy. 

Na poprawę humoru: przeczytałam gdzieś w sieci tekst, że paulini nie zgłaszają swych zmarłych współbraci do procesów beatyfikacyjnych, bo bycie paulinem zapewnia świętość per se. Niech tam  paulini wszyscy będą święci, ok, ale sorki, sam fakt bycia paulinem niczego jeszcze nie gwarantuje.... mam nadzieję. Bo potrafię sobie wyobrazić najgorsze szuje w paulińskich habitach, czemu nie. I co, i za habit mają iść prosto do nieba, bo paulinami są?
Znowu widzę pod przykrywką, tym razem białą, choć bez czarnego krzyża, iście krzyżacką butę. My, paulini. Reszta niech się schowa. Razem z tymi swoimi nędznymi kandydatami do beatyfikacji. My jesteśmy ponad, bośmy paulini, tak?
Ciekawi mnie tylko, czy paulini robią się święci dopiero po śmierci, czy już za życia. A jeśli za życia, to czy nie należałoby zacząć odmawiać jakich nowenn i palić kadzideł do żyjących paulinów, wszak świętymi są. Bo są paulinami. Logiczne.

Wątek można by ciągnąć dalej, ale litościwie nie będę. 

78.

środa, 24 listopada 2021

w karminku

 oprócz sikorek...


dzięcioł-cwaniak :).


Czyli mam w klatce dzięcioła dużego. Samczyka.


Chciałabym mieć więcej czasu na warowanie przy karmniku, patrzenie i robienie zdjęć. Tymczasem większość dnia zajmuje praca, w tym przygotowanie na jutro i sprawdzanie z dziś (nauczycielka-stażystka spytała onegdaj ze zgrozą w głosie: to ty się ciągle jeszcze przygotowujesz do lekcji??? Tiaaaa... Pomyśl, dziecko, co cię czeka przez najbliższe 30 lat...).A starsze nieco, aczkolwiek młodsze ode mnie koleżanki dziwią się, że marzę o emeryturze. Te w moim wieku już się nie dziwią. :)

Poza pracą jeszcze są zakupy, mama, ogarnianie jej domu (znajdź śrubokręt, rozstaw drabinę, obadaj, jak działają zawiasy, dokręć je tak, żeby się otwierało i zamykało), korekta pewnego doktoratu (z posiadanej porcji tekstu zostało mi jeszcze kilkanaście stron, ale z reguły na trzeciej stronie sprawdzanej jednego wieczora zasypiam :P), prasowanie, pranie i szycie maseczek, z prozy życia przygotowanie jedzenia i zjadanie go, w międzyczasie jakiś telefon, za oknem od dawna ciemno, zasyyyypiam. 

Dopada mnie totalnie beznadzieja, nie oczekuję już, że coś dobrego wydarzy mi się w tej po**** historii. Finalnie i tak Zrobisz co Zechcesz, a na razie Zachowujesz Się jak polityk: Gadasz i Gadasz, a konkretów żadnych. Zawiadamiam Cię, że zwątpiłam. Niniejszym. Nie zamierzam już niczego dobrego się spodziewać, a Ty Rób Se z tym cholerstwem co Chcesz. Jest Twoje, nawet do oplucia, zmięcia w kulkę i wrzucenia w szambo. Jeśli Chcesz. Ja w każdym razie zrobię swoje do końca. 

Poniał?

A poza tym, na fali optymizmu, zastanawiam się, czy Nasza najnowsza szlumbergera jest genetycznie żółta, czy raczej tylko farbowana z białej/jasnoróżowej. 


77.

wtorek, 23 listopada 2021

zdjęcia zza liścia pelargonii

 



Była też sójka, ale zwiała. 

Poza tym spadło dziś kilka pierwszych płatków śniegu. Śnieg po kilku minutach zmienił się w deszcz, ale zawsze coś. :P 

Poza tym zagniotłam ciasto na pierniki, leży i fermentuje. 

Poza tym u mamy odmówił posłuszeństwa zawias w szafce. Ostatni sąsiad, który się znał na takich rzeczach, zszedł był na kowida i w sobotę go pochowali. Zresztą mama odmawia wpuszczenia do domu kogokolwiek, bo zarazę przyniesie. Więc wychodzi na to, że muszę sama uzbroić się w śrubokręt i zrobić coś z tym zawiasem... ciekaaaawe, co jeszcze będę musiała sama zrobić. Z braku chłopa. :P

Jakoś od 4 klasy podstawówki robię w domu i przy domu i za chłopa, i za babę. :P A co się przy tym nasłucham.... :P

Mama czuje się lepiej, ale jeszcze nie na tyle dobrze, żeby jej szukać szczepienia od grypy. Na szczepionkę musi całkiem zdrowa być, no. 

76.

poniedziałek, 22 listopada 2021

ufff posprzątałam

 w końcu ogród. Czyli wyrobiłam się w listopadzie. Czyli przed grudniem :P.





Pobiegłam na ogród zaraz po pracy i zawijałam do zmroku. 
A poza tym - w pracy mało i uczniów, i nauczycieli (ale szkoła pracuje stacjonarnie, cóż że ma 4 lekcje dziennie dla dwóch osób z klasy?). Lekcje na juro normalnie trzeba przygotować, wypracowania sprawdzić, płyty zgrać, testy odbić. Choćby te dwa razy.

Mama ciągle nie jest zdrowa, więc szczepienie na grypę aktualnie odpada. Ciotka wstaje po kowidzie, zaczyna wychodzić z domu. 

Zaczynam się zastanawiać, czy dies irae nie ma czasem nic wspólnego z tą całą zarazą. I myślę, że powinien mieć :P. Generalnie to powinien szlag trafić cały ten nasz świat. 

75.

niedziela, 21 listopada 2021

sznur kormoranów

 


U nas kormorany nie rosną na drzewach :) i nieraz mnie to dziwiło, że na drzewach nie siadają. Odpoczywają na piasku albo wystających z wody kamieniach. 

Czaple przede mną uciekły, została mewa. Srebrzysta. Z kropką na dole dzioba.


Kiedyś były śmieszki, teraz chyba srebrzyste je zwyczajnie wygoniły. Swoją drogą, pamiętam, że mewy srebrzyste widziałam pierwszy raz w życiu w zoo w Chorzowie. I bardzo mi się podobały. 

Poza tym stada kwiczołów, chyba już przelotnych, a może przylotnych :).


Jak widać, dzień ciemny, szary i ponury, jak przystało na listopad. 

Pół niedzieli odsiedziałam nad sprawami szkolnymi - wychodzi mi, że jeszcze się tydzień nie zaczął, a już robię zastępstwa za czterech nauczycieli... 

Poza tym ruszyłam z adwentowym kalendarzem AD 2021. Link po prawej. 

Poza tym, kurcze, chciałabym, że to Twoje Królestwo jednak _było_ z tego świata. Wiem, widzę - nie jest. Na każdym kroku, w każdej przestrzeni życia. Patrzyłam w kościele na czerwone pelerynki takich niektórych rojalistów, miałam nieodparte skojarzenia ze strojem i butą krzyżaków. I mam wrażenie, że na tym to Królestwo się kończy - tam, gdzie powinno się zaczynać. Na pobożności. Już niekoniecznie manifestacyjnej, ale skoro nie mają innej, niech im tam. 

74.

sobota, 20 listopada 2021

mrrrrrhoczno, kwieciście

 i w strrrrasznym zapracowaniu. 

Najpierw wzeszło słońce. Tak hm klimatycznie nieco dziś.



A potem już pooooszło. Mycie ostatniego okna u mamy. Zakupy. Sprzątanie. Kolejne pralki prania. Kolejna grządka w ogrodzie uwolniona od nadmiaru liści, pod którymi byliny już zaczynały gnić. Powiesić firanki. Powiesić pranie. Przygotować sikorkom słonecznik w smalcu w łupinach kokosa, bo podobno idzie mróz. No i tak zeszło do wieczora. 

W nagrodę kupiłam sobie kolejną szlumbergerę, po pączkach sądząc, takiego koloru jeszcze nie mam. Niby różowy. ale różowy taki, jaki mam, stał obok i miał zupełnie inne pączki.


Zobaczymy, co z tego zakwitnie, jeśli. Może chociaż pozwoli zobaczyć, co to za kolor... Widzę też już, że paprocie z mezozoicznej dżungli zaczynają żyć. Przynajmniej dwie z czterech. 

Z gorszych wieści - mama ciągle ma kłopoty z zapaleniem jamy ustnej i języka, z migdałów chyba chwilowo zeszło. Malątko znowu chore, boimy się, czy to nie w związku z kowidem u kolegi z pracy mamy Malątka. Wczoraj prowadziłam lekcje (albo nie prowadziłam) przy frekwencji w jednej z klas jedna osoba obecna, w drugiej zero obecnych. Jeden z nauczycieli, szczepiony dwa razy, trzeci tydzień leży w domu z kowidem. Ale szkoła działa, jak 99,99999% szkół w tym kraju. Nic się nie dzieje, nie ma potrzeby wprowadzania nauczania zdalnego, szkoła działa bez zakłóceń, tak? Umarł też na kowida ksiądz, który przygotowywał mnie do I Komunii... 

Koniec gorszych. 

Zaczynamy przedadwent, jutro Chrystusa Króla, ostatnia niedziela (znaczy więcej niedziel już nie będzie :P). I może w końcu jednak Przyjdziesz? Proszę. 

73.

piątek, 19 listopada 2021

Wiesz

 jestem tak zdegustowana tym wszystkim, że nie chce mi się dziś gadać... myślę, że ciągle jestem głupia, naiwna idealistka. I ciągle cierpię, kiedy mój naiwny idealizm rozbija się w kolejnym zderzeniu z kolejną rzeczywistością. Myślę, że najłatwiej byłoby się zamknąć w jakichś bezpiecznych murach i nie wychodzić ze swojej twierdzy, na przykład udając, że jest oblężona :P. To całkiem wygodna wersja, no. 

Ale każdy, kto zamknął się w takiej twierdzy, już przegrał. Bo ani nikt nie zechce go oblegać, ani nikt do niego nie przyjdzie, ani czasy twierdz nie wrócą, tak? 

Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak Ty to wszystko Prowadzisz ani dokąd. Ja mam po prostu dość. 


Mama dostała jakieś środki przeciwgrzybicze na to gardło i bardzo dobrze, bo już od dłuższego czasu mi się ten widok nie podobał. Podobno infekcji bakteryjnej i/lub wirusowej raczej tam nie ma. 

72.

czwartek, 18 listopada 2021

mama ma

 ropne czopy na migdałku i paskudny język. Wysyłam ją do lekarza, ale nie wiem, czy pójdzie. Umyłam dziś u niej przedostatnie okno... W ogóle ten tydzień mam taki, że ciągnę milion pozaczynanych spraw, ale żadnej nie udaje mi się póki co skończyć. Zabrakło mi dziś gumki do maseczek, jutro muszę dokupić, bo nie sfinalizuję tej serii. Okno zostało jedno do sfinalizowania mycia okien u mamy. Opłaty nie porobione, bo nie przyszły jeszcze faktury za gaz. Wszystko inne opłacone, ale nie można odhaczyć zadania jako wykonanego :P. 

Usiłowałam dziś pójść do spowiedzi... poszłam na parafię w godzinach teoretycznie dyżuru w konfesjonale. Oba konfesjonały puste, PeJeden kręci się po prezbiterium. Pokręcił się, poszedł do łazienki, myślę - może jak wróci, to pójdzie spowiadać. Tymczasem na tyle kościoła zaczyna się formować kolejka chętnych do spowiedzi. PeJeden pojawia się znowu, ale znika tym razem w zakrystii. Nie czekałam dłużej. Spróbuję jeszcze kiedyś... nie lubię spowiadać się podczas nabożeństw, bo nic nie słyszę, konfesjonał zdecydowanie powinien stać w innym pomieszczeniu niż grające organy i zestaw kilkunastu głośników. No ale, jak widać. Nie wiem, czy trudniej znaleźć miejsce na szczepionkę, czy księdza w konfesjonale podczas dyżuru... :P

Poza tym miałam kilka rozmów z kilkoma osobami bardzo rozczarowanymi kondycją świata tego oraz instytucji w nim działających... no i co ja mam im powiedzieć, że w 80% się z nimi zgadzam? :P Ale Zauważ, proszę, że dzielnie broniłam dziś Twojego Tyłka. :P  Za nikim nie stanęłam, tylko za Jednym Tobą. :P

Nie wiem, co Zrobisz dalej. W ramach rachunków przedspowiedziowych wyraźnie widzę, że mam do Ciebie ogromny żal... za tyle historii, które nie powinny _tak_ wyglądać. Naprawdę. Ostatnio ten sąsiad. Zaczęłam się za niego co dzień modlić, jak zobaczyłam anytkowidową karetkę... i co? 
Chcesz mi powiedzieć, że tamta druga osoba, za którą również się modlę, też umarła? Jaki, Panie, w tym wszystkim sens? 

Czemu to cholerne życie nie może być prostsze? Łatwiejsze do wytłumaczenia? 
Wiesz, kiedy kładę się spać, zasypiam z myślą, że przez najbliższe 7 godzin będę udawać, że nie istnieję :P, Coś jakbym usiłowała naprawić Twój błąd :P. Nic Cię to nie obchodzi?

Na pociechę: zakwitł mi stary dobry zygokaktus. Jeszcze sprzed epoki, kiedy zygokaktusy nazwano szlumbergerą. 


71

środa, 17 listopada 2021

sąsiad z dołu

 ten, co mieszkał dokładnie pod moją mamą, umarł na kowida. Miał 51 lat. Nie wiem, czy był szczepiony. W szkole kolejne dziecko z gorączką. Wystarczy, żebym od razu poczuła się chora. :P  Wydobywam ze szkolnych archiwów nr telefonu do szpitala, gdzie szczepili nauczycieli. Dzwonię. Kiedy mogę się zaszczepić? Wie pani, u nas to punktu szczepień właściwie już nie ma, a zaszczepić to się można jutro. Nie, w poniedziałek, oj nie wiem. Nie wiem, oj niech mi pani teraz d* nie zawraca, ja na intensywnej teraz pracuję, niech pani zadzwoni przed 20.00. Ocho, myślę, pani doktor? pani pielęgniarka? robi na dwa etaty na raz, na intensywnej opiece medycznej i na rejestracji szczepień?

 Lecę zaraz po pracy do przychodni, tej, co to do 15.00. Tak, mogę się zaszczepić, najbliższy termin? Dziesiąty grudnia. Nic wcześniej nie ma? Ależ proszę pani - pani w okienku jest zdegustowana moim pytaniem - przecież my szczepimy dwa razy w tygodniu po 100 osób. Bo pani wie, jak są szczepienia, to jednego lekarza trzeba na cały dzień tylko do szczepień oddelegować... Kiwam ze zrozumieniem głową. Który lekarz da się na cały dzień oddelegować tylko do szczepień, jeśli nieoddelegowany pracuje jednocześnie w trzech miejscach? :P

Jeszcze nie zdążyłam dojść do domu, dzwoni koleżanka, że zapisała się właśnie przez internet na szczepienie w tą sobotę w Gniewoszowie, to taka mieścina w mazowieckiem, jakieś 20 km od nas. Po zachodniej stronie Wisły. Biegnę do domu, półżywa odpalam komputer, trzy razy wyrażam wszelkie potrzebne zgody, klnąc autora stronki, co ewidentnie tak to wszystko zaprojektował, żeby się czasem za szybko nie zalogować. Tym razem system e-rejestracji nie twierdzi, że nie może mnie wpuścić, hm, w końcu pojawiłam się w systemie czy co? Ale w Gniewoszowie na najbliższe 2 tygodnie miejsc na szczepienie już nie ma. Mam do wyboru Nałęczów za parę dni albo... Puławy 26 listopada. Do Nałęczowa musiałabym jechać busem... Nie chcąc ryzykować, że listopadowa data za minutę zniknie, a ja się do szpitala wieczorem nie dodzwonię, albo że po dodzwonieniu okaże się, że pani w zapracowaniu całym daty się pomyliły, a pierwszy wolny termin po świętach, zapisuję się więc na 26.11. Z niejakim zdumieniem, bo to ten sam punkt szczepień, w którym byłam wczoraj, a w którym raz mi proponowali połowę grudnia, drugi raz 2 grudnia, a tu, patrzcie państwo, listopad... na pewno bieżącego roku? :P Niby tak... A system pokazuje, że w przyszpitalnym punkcie szczepień na najbliższy miesiąc wcale już nie ma miejsc.

Odbieram sms z potwierdzoną datą i godziną rejestracji. I czuję się jakbym pokonała smoka :P. Bynajmniej nie bursztynowego Jantarka z mezozoicznej dżungli w słoiku, a bezlitosnego Smoka Systemu. 

70.

wtorek, 16 listopada 2021

totalny bajzel, czyli o polowaniu na szczepionkę

jak wam będą mówić, że do otrzymania trzeciej dawki szczepionki przeciw sars-cov-ileśtam wystarczy zgłosić się do najbliższego ośrodka zdrowia z dowodem i zaświadczeniem o dwóch poprzednich, to nie wierzcie. Na pewno nie na wschód od Wisły w każdym razie. Posłuchajcie.

Prolog historii wierni czytelnicy znają: tydzień temu zapisywałam i zaszczepiłam mamę, ale siebie nie mogłam zapisać, bo nie było mnie w systemie, aczkolwiek od dawki drugiej minęło dni 185. No nic, odczekałam tydzień i dziś po pracy, około godz. 15.00, walę na znajomy punkt szczepień. Zamknięte. Na drzwiach nie ma żadnej kartki o godzinach szczepień, tylko żeby się rejestrować pod nr telefonu ... lub internetowo. Dodzwonić się nie idzie, nikt nie dobiera. No kto ma odbierać, jeśli w punkcie nikogo nie ma, myślę - chyba logicznie? Więc idę na rejestrację ogólną w tej przychodni. Rejestracja mieści się w nieco innym budynku, na szczęście niedaleko. Po odstaniu niewielkiej kolejki dostaję się do okienka. Tak, zapisać się na szczepienie mogę, na połowę grudnia. Pani nic nie poradzi, takie kolejki. Mogę próbować w innych przychodniach. 

Próbuję. Sąsiednia przychodnia punktu szczepień nie ma. Kolejna jest filią tej, w której byłam jako w pierwszej, otrzymuję do zapisu nr telefonu ten sam, który mi od kilku dni nie odpowiada. Bo to trzeba dzwonić wieczorem - instruuje mnie kolejna pani z okienka - nawet i około 20.00. I tu mnie olśniewa. Jasne, przecież punkt szczepień otwierają dopiero po godzinach pracy w innych miejscach, czyli próba dotarcia do punktu lub do telefonu przed 17.00 mija się z celem... Tymczasem tupię do kolejnej przychodni. Pani w rejestracji o niczym nie wie, ona informacji nie udziela, mam przyjść przed 15.00, bo wtedy będzie koleżanka. Zastanawiam się, po co pani tam siedzi, nie wiem, może jest sprzątaczką, a siadła odpocząć? Po drodze ostatnia przychodnia, zamknięta. Kartka na drzwiach oznajmia, że dziś czynne do 15.00. 

Tymczasem już po 16.00... olśniło mnie, że może otworzyli mój punkt szczepień. Rzeczywiście, otwarty, w środku niezły tłumek. Walę do pani w rejestracji. Tak, mogą mnie zaszczepić, pierwszy termin 2 grudnia. że inny niż podawała mi pani w rejestracji z tej samej firmy, ale z drugiego budynku? Cóż. Czy są wcześniejsze terminy? Nie ma. Mogę podzwonić po innych przychodniach albo sprawdzić w internecie, przez konto pacjenta może?

Wracam do domu, wchodzę kolejno na strony internetowe kolejnych przychodni. Żadna nie ma widocznej informacji na temat trzeciej dawki szczepień. W kilku w ogóle nie udało mi się do żadnych informacji dokopać, w jednej podają numer telefonu (ten, który milczy), w innej każą się rejestrować przez konto pacjenta. Dooobra. Za godzinę mam założone konto pacjenta, wchodzę na stronę z domeną gov, dłuższy czas szukam jakiejś zakładki dotyczącej szczepień. I co? 

I g*o.


Zgadnijcie, czemu Lubelszczyzna ma tak niski odsetek zaszczepionych...

69.

poniedziałek, 15 listopada 2021

brrr, śnił mi się

 M. Jako pracownik jakiegoś marketu budowlanego. Byłam tam nie wiem po co, przeciskałam się między stosami desek, belek, worków i innych budowlanych utensyliów, a M. obsługiwał jakiegoś klienta. Nie mogłam go ominąć, mogłam najwyżej się wycofać, ale uciekanie nie leży w mojej naturze, nawet w snach :P. Więc bezczelnie przeszłam koło niego, mało go nie rozdeptując, jakby go tam nie było. On, oczywiście, zaczął rozmowę, jak to zawsze on, pierdupierdu, kłamstwo na kłamstwie, jednocześnie przecież nic się nie stało, nic nie zrobiłem, samo dobro, i wyrazy współczucia, jak on to ciężko przeżywa, jak płacze. Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam: ja cię nienawidzę, ale Bóg niech cię błogosławi. I nie miałam siły podnieść ręki, żeby narysować krzyżyk. 

U sąsiada zadzwonił budzik, 5.10. Nie słyszałam dzwonka, ale wibracje zatrzęsły całym żelebetem, każdą komórką bloku z wielkiej płyty, i każdą moją komórką. Zastanawiałam się przez chwilę beznamiętnie, czy naprawdę nienawidzę M. I że po ludzku to będę zmiażdżona w tej historii, że będziemy zmiażdżeni, nic nie uratuje. I że ja ciągle wierzę, że Ty Możesz. Ale nie wiem, czy Chcesz. 

Kolejny dzień. Wio.


wieczorem

nie, chyba zbyt gardzę, żeby nienawidzić. :P

68.

niedziela, 14 listopada 2021

ufff koniec

 długiego likendu. Założę się, że analogicznie powiem po końcu świata :P. Ufff, koniec.

Jest bardzo zimno, w powietrzu zmrożona mgła, nie chroni przed nią żadne ubranie. Pojechałyśmy z mamą na zawiślański cmentarz, nie było jak wrócić, pół godziny czekałyśmy na autobus, zmarzłyśmy na kość. reszta dnia podzielona między rozgrzewanie się pod kocykiem a przygotowanie lekcji na jutro. W międzyczasie telefon od szefowej - kolejna klasa na kwarantannie. A teraz będzie śmiesznie, uwaga. Klasa na kwarantannie jest dlatego, że jeden z uczniów ma kowida. Złapał go od swojej mamy, która zachorowała już wcześniej. O chorobie jego mamy mieliśmy wiadomość 3 czy 4 listopada, uczeń ostatni raz był w szkole 5 listopada. Klasa chodziła do szkoły 8,9,10 listopada normalnie, chociaż od 8 listopada już wiedzieliśmy, że uczeń jest pozytywny (i czekaliśmy na jakiś sygnał z sanepidu). Sygnał przyszedł dzisiaj, klasa ma jeden dzień kwarantanny. Tylko jutro. 

Ja się pytam, czy to jest kabaret? Naprawdę, z przedmiotu działania pozorowane powinniśmy dostać szóstki plus. Czekam na telefon z sanepidu oznajmiający, że klasa  miała kwarantannę, która skończyła się przedwczoraj, tylko oni zarobieni są i nie zdążyli powiadomić. :P 

A Papież eF do klarysek asyskich powiedział co następuje: noście na sobie problemy Kościoła, jego bóle i grzechy, także grzechy biskupów, kapłanów oraz osób konsekrowanych, przynoście je do Pana i wstawiajcie się za nimi, prosząc o odpuszczenie i przebaczenie win.
Poważnie się obawiam, że tyle mi zostało z zamiaru zostania klaryską, ile w tym apelu papieża. Że to jest moje miejsce w Kościele i moje powołanie, że innego dla mnie nie ma.

67.

sobota, 13 listopada 2021

czarno-białe

 








Zdjęcia kormoranów i mew robione przez szerokość Wisły. Jakiś kilometr od obiektywu. 

Poza tym - naprawdę nie wiem, Panie, jak Ty to Przeprowadzisz. Siedzę między Migdol a Morzem i nie mam żadnej koncepcji, jak to przejść. Po ludzku się nie da. 
Tobie zawierzam. Jeśli Chcesz dotrzymać Słowa, to Dotrzymasz. Jeśli nie, to nic już nie ma znaczenia. Ale ja Ci to wypomnę wobec całego Nieba, Zobaczysz. 
Nie rozumiem, po co tak Prowadzisz mi historię. Czy nie można było łatwiej, bardziej przygłaskanie, idealistycznie, w większej miłości i szacunku do. W jakimś poczuciu misji, zadania spełnianego przy aprobacie. A nie tak. Bo ja naprawdę nie wiem, jak Ty na to Patrzysz. Czy tak jak ja parę lat temu, w idealizmie i szczerym pragnieniu, czy tak jak oni w całym majestacie i autorytecie swym. 

Cholernie mnie to boli i boję się o. Bo mimo wszystko, naprawdę lepiej być ofiarą niż krzywdzicielem. 

66.