czwartek, 6 maja 2021

kociokwik z hepiendem

 :))) kociokwik od rana, bo wyjście na matury, a w szkole  - jak to w swojej szkole - pięć spraw jednocześnie: tu szefowa, tam sekretarka, tu dzieci, tam protokół - i tak dopóki nad arkuszami nie usiedli. Jak już usiedli, a ja skoncentrowałam się na protokole, okazało się, że wzięłam do pisania wszystko oprócz swoich notatek :P. Notatki tajemniczo znikły, no pewnie w domu zostawiłam, myślę. 

Matura się przetoczyła, na punkt szczepień w końcu udało się dodzwonić (panie od szczepionek z rozczulającym uśmiechem twierdzą, że nie, żadnych wiadomości nie rozsyłają, bo jak trzy miesiące temu byłam na 9,00, to przecież rozumie się samo przez się, że teraz też. No ale ja właśnie dlatego dzwonię, że nie mogę być na dziewiątą. A to w sumie wszystko jedno na którą będę, byleby jak najwcześniej, bo panie chcą wyszczepić i iść do domu). Próba ogarnięcia zwrotu dzieciom kasy ze zbiórki na jakąś wycieczkę, co z przyczyn kowidowych nie doszła do skutku, spełzła na niczym, bo koperta z kasą jest, tylko listy, kto wpłacał, jakieś mętne. Do tego po odkażeniu rąk jak zwykle mam taki atak alergicznego kaszlu, że najbezpieczniej by było postanowić, że już nigdy rąk odkażać nie będę :P. 

Zakupy, wtarabaniam się na moje czwarte piętro, szukam najpierw notatek do protokołu, potem listy wpłat na wycieczkę, po drodze nabierając stuprocentowej pewności, że oba papiry dawno wyrzuciłam - i proszszsz... oto są. Notatki w innej torbie niż ta, którą w końcu wzięłam do pracy dziś, a lista na zupełnie innej półce niż mogłabym przypuszczać. Głębokie ufff i zaraz potem drugie głębokie ufff. Jutro kolejny dzień na maturach w mojej szkole, będzie można poprawić i pouzupełniać wszystkie braki z dzisieja...

Dla odreagowania - ogród.

Smardze na trawniku u sąsiada. 
U mnie morze barwinka.


Generalnie wszystko na ogrodzie spóźnione o dobry tydzień. Znaczy wszystko za wyjątkiem mojej pracy, bo ona spóźniona o dobry miesiąc. :P

Na ogrodzeniu przysiadł kos.


Pod pergolą - sądząc z kształtu liści - wybujał złotogłów. 

Dwa lata temu kupiłam cebulki w ogrodniku, ale wydawało mi się, że nic z nich. Może?

Na kwitnącej wiśni mazurek. Rozkosznie rozpirzony.

Ktoś o coś prosi, jeszcze coś trzeba zrobić, jeszcze, jeszcze, jeszcze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz