czwartek, 31 grudnia 2020

kormorany

 podeszłam dziś z drugiej strony. 


Światło bardzo kiepskie, woda bardzo brudna. 



Ale kormorany były. Co one widzą w tej wodzie?



Bardzo mnie intrygują te dwa po lewej, z szarym brzuszkiem i brunatne, nie czarne. Podobno samice kormoranów są praktycznie nieodróżnialne od samców, więc może młode? Tia, po przeguglowaniu internetu znalazłam informację, że młode kormorany czernieją jakoś po 3 latach. Więc młode. 


(Tak, nadal marzę o lustrzance z teleobiektywem, a co:).


Ten nietoperz to też kormoran.


Obiecuję sobie, że wybiorę się nad Wisłę przy pierwszej lepszej pogodzie, słońce powinno trochę pomóc możliwościom kompakta. 

Były też nurogęsi

 (te białe z czarnymi głowami to samce, a trochę z tyłu samiczka, szara z brązowym łebkiem)

no i czaple. 

(tak wiem, bardzo brudna woda)



Białej czapli dziś, niestety, nie upatrzyłam. Może odleciała?

Tia, naprawdę szczerze marzę o lustrzance z teleobiektywem. Albo dobrym bezlusterkowcu z teleobiektywem. Sam teleobiektyw do bezlusterkowca kosztuje więcej niż miesięcznie zarabiam...

A poza tym sylwester. Myślę, że nie jestem w mniejszości, jeśli wzdycham z ulgą, że 2020 w końcu dobiega końca. :P 2021 chyba nie może być gorszy :P (mooooże... - mruczy we mnie mój wewnętrzny optymista :P) - tyle zła stało mi się w tym roku. Nie chce mi się nawet wspominać. 

Miała być godzina policyjna - tymczasem za oknem do niedawna huczały i migały fajerwerki, przed 19.00 w bloku był ogólny  ruch, na szczęście wygląda na to, że większość blokowiczów gdzieś poszła, a nie zaprosiła gości do siebie... teraz zapadła cisza. I w bloku, i pod blokiem.

Odmówię kawał różańca, brewiarz, otworzę Biblię z uporem maniaka - Powiesz mi coś? Obiecasz? Miałam wznieść toast alkoholizowaną czekoladą :P, ale została u mamy... nie chce mi się już po nią iść. Obejdzie się bez toastu. Wysiadły mi (częściowo) lampki na choince, jeśli będzie przyszły rok i jeśli dożyję, muszę kupić jakieś nowe. A, z pozytywów tego roku :P: właśnie przyszło nowe naliczenie czynszu, uwzględnia dopłatę na budowę windy w bloku. Więc może kiedyś. 

No więc NORMALNEGO nowego roku wszystkim. 

środa, 30 grudnia 2020

ornitologicznie

 zaczęło się od sikorek w karmniku.  Fakt zamknięcia karmnika w klatce okazał się nie robić na sikorkach najmniejszego wrażenia.



W związku z czym - jeśli ktoś ma problem z kawkami, wronami, gołębiami czy innymi wyjadaczami większego kalibru - naprawdę polecam wykonanie klatki. :)))

Poza tym pojawiły się szczygły.


W dużych stadkach, czyli raczej przylotne niż nasze.


Są też dzwońce

czyżyki, których nie udało mi się zdjąć, bo za ciemno jest, i gile.
Tak, pierwsze w tym roku gile. Wprawdzie w parach, nie w stadkach, więc albo to początek, albo.... nasze.  Ale są.



Z większego kalibru - łabędzie


Parka z młodym-czarnodziobym.

I gawron. Przeuroczy z tym orzechem.

Wiewiórki konkurują o orzechy z gawronami.

Dziś ich było pełno, nie ruszając się z miejsca naliczyłam z pięć wiewiórek w zasięgu migawki.


A potem zaczął padać deszcz, a że godziny dla seniorów właśnie dobiegły końca, mogłam udać się w kierunku spożywczego. 

Zastanawia mnie, że nikt jak dotąd nie protestował, że jeśli planuje operację, to _musi_ poddać się szczepieniu na żółtaczkę. A jeśli chce jechać na misje  czy choćby na wycieczkę do krajów tropikalnych, to _musi_ przyjąć całą serię szczepionek, inaczej nie pojedzie i już. Nikomu to jakoś nie przeszkadzało... dotąd. Większość ludzi bez protestów szczepiła dzieci. Więcej: po Czarnobylu większość potulnie poszła do najbliższego ZOZu pić jodynę... chociaż jodyny się _nie_ pije, nie jest produkowana do picia. W przeciwieństwie do szczepionek, produkowanych po to, żeby się szczepić (jakie to niezwykłe). Teraz nie wiem, co ludziom odbija, naprawdę. Proponuję odstawić wszystkie leki i suplementy, bo też mają skutki uboczne, ojoj, jak się poczyta ulotki, to strach się bać. Poza tym wierzący w ogóle nie powinni przyjmować leków, bo Jezus Chrystus jest najlepszym Lekarzem, ot co. I Pan Bóg najlepiej Wie, kto ma chorować na grypę żołądkową, po co łykać stoperan, jak można poddać się Woli Bożej z pokorą...

Dobra. Trza iść do mamy, zobaczyć, co tam. Poza tym dziś imieniny świętej pamięci księdza Gie, może uda mi się wejść na mszę (i nie wyjść z nadmiaru ludzi). Nie wiem, czy po Tamtej Stronie jeszcze się pamięta ludzi z tej strony, czy ksiądz Gie ma już głęboko w du...szy czy ja się tu  modlę, czy nie, czy może z mną i moimi prosić, czy  wcale nie ma już na to ochoty... 

wieczorem
no więc byłam na tej mszy... bałagan i lekceważenie wszelkich norm takie, że postanowiłam nie wrócić do kościoła, zanim się zaszczepię, względnie jeden raz przed Wielkanocą, jeśli szczepienie nie nastąpi wcześniej.  Sorry, ale pro-life to oni nie są, cokolwiek opowiadają. Niczyje życie i żadne życie nie było dziś na tej mszy chronione w żaden sposób. Propagowano i chroniono co najwyżej wirusy, ale to się nie liczy jako pro-life, bo one nie żyją. 

wtorek, 29 grudnia 2020

łeb mi dziś pęka

 i nie wiem, czy to pogoda, hormony czy jeszcze coś. 

Wyrwałam się na spacer.














Pogoda taka, że szukasz na spacerze nie _cha_bazi :) tylko samych _bazi_... Może dlatego boli łeb. 
Dobranoc.

poniedziałek, 28 grudnia 2020

dwie godziny biegania

 z aparatem, a na koncie jeden dzwoniec (jedna dzwoniec?)


dwa łabędzie


i wiewiórka :P.


Drugą wiewiórkę wprawdzie przyłapałam na włamaniu na czyjś balkon na parterze, ale zdjęcia nie zrobiłam, niech ma zwierzątko jakieś alibi :P. 

Reszta dnia minęła na porządkowaniu plików na starym komputerze (to znaczy jak już włączyłam stary komputer). Zdjęcia szkolne, skany dokumentacji medycznej taty, zdjęcia mojego psa. Co wyrzucić, co zostawić. Do jakich ujęć ze szkolnego apelu na odzyskanie niepodległości ktoś mógłby ewentualnie się przyczepić. :P Najłatwiej byłoby wyrzucić wszystko - albo zgrać wszystko na jakiś dysk i nie zaglądać, może spadkobiercy wyrzucą z dyskiem :P. Głupia jestem, że trzymam te zdjęcia, przecież nikt nigdy o nie nawet nie zapyta. Po co komu kulig z 2009 roku, na przykład.

Myślę, że dzisiejsze święto ma w sobie sporo z teodycei. Płytka jest radość, że zabite koło Betlejem dzieciaki poszły prosto do nieba. Myślę, że każda z ich matek słusznie rozbiłaby jakiś porządny gliniany dzban na głowie każdego, kto by jej próbował tłumaczyć, że oto Pan Bóg Wyprowadził ze zła większe dobro, a ze śmierci życie... nie wiem. Może faktycznie dzisiejsze święto jakoś nieudolnie pokazuje, że to ma sens. Ale wcale nie pokazuje jaki. Możesz wierzyć albo nie. Twoja wiara, twój wybór. 

Prawie jak ze szczepionką. 
Kolejni wielcy (w tym kolejni biskupi katoliccy) publicznie wyrażają wolę i zamiar przyjęcia szczepionki na kowida. Wolę i zamiar, których nie wykazuje większość moich prywatnych znajomych, na przykład. Część dlatego, że jest wierząca, część z obawy przed powikłaniami, część dlatego, że wypada się nie szczepić. Różni mędrcy, nie ze Wschodu, tylko z różnych wschodniopolskich uniwersytetów, w sieci przekonują, że Pan Bóg po to Stworzył człowieka, żeby wirus miał co jeść, więc szczepić się nie należy, żeby Boże stworzenie nie umarło z głodu. Ot, taka teoryjka ekologów o równowadze biologicznej. Nabożni autorzy felietonów tymczasem piszą, że Jezus Chrystus jest szczepionką na wszystkie nasze słabości (jak wszystkie, to z kowidem włącznie chyba). Trochę mi to przypomina klasówkę, gdzie na pytanie o jakąś angielską gramatykę dziecko wpisało: Jezus Chrystus. Bo pani na religii twierdziła, że On Jest odpowiedzią na _wszystkie_ pytania, więc chyba i na to pytanie z angielskiego też. 
Twoje zarazki, twój wybór. 

Wczoraj obiło mi się o uszy, że ktoś tam przewidział koniec świata na najbliższego Sylwestra. Zdaje się, że nie jest to taki nowy pomysł, Papieżu Sylwestrze. Ale Daj nam Boże, amen. 

Rząd już mięknie, godziny policyjnej na sylwestra, oczywiście, nie będzie, tylko delikatne wskazanie, żeby między 19.00 a porankiem nie wychodzić z domu i nie grupować się na imprezach. Nawet jeśli impreza połączona jest z intensywnym odkażaniem od wewnątrz. 

A o wewnętrzności pisząc: moje hormony ciągle nie mogą dojść ze sobą (i ze mną) do ładu, wypryski na twarzy mam jak nastolatka, cykl robi co chce (nie wiem, na jakim etapie jestem ani co teraz), dziś kilkakrotnie byłam z siebie naprawdę krańcowo dumna, bo nie zareagowałam na odzywki mamy. Normalnie, znaczy przy normalnym poziomie hormonów, na pewno bym zareagowała…  Tia wiem, duperele. 

Tak czy siak, ja poproszę ten koniec świata. Bardzo bym chciała Cię zobaczyć. 



To jest obrazek z linka Agai z komentarza :)))) enjoy.



niedziela, 27 grudnia 2020

to nie jest tak, Panie

 że ja Cię nie uznaję za Godnego wiary czy że nie wierzę, że Mocen Jesteś spełnić obietnicę. Nie Ciebie kwestionuję, tylko siebie. Czy to, co uważa(ła)m za Obietnicę w moim życiu, nie było czasem wytworem mojej wyobraźni i _moją_ koncepcją, a z Twoim Obiecywaniem naprawdę nic wspólnego nie miało? Słuchałam wczoraj, Kawo-z-m - tego przedwigilijnego raportu o stanie świata. Tam było między innymi, że siła nadziei leży w pamiętaniu dobra. Że beznadzieja (i piekło) polega na tym, że nie potrafię przyznać, że to, co było, było dobre - nawet jeśli teraz jest ewidentnie źle. OK. Tyle że naprawdę nie wiem, czy obiektywnie to było dobre - to, co było, co szczerze uważałam za dobre wtedy. Minęło kilka lat, na jaw wychodzi kolejne zło za złem, zło dokonywane właśnie wtedy, kiedy nie wiedziałam i rozpływałam się w zachwytach. Wątpię w przeszłe dobro (?) nie dlatego, że wątpię, tylko dlatego, że zaczynam widzieć, o czym nie wiedziałam wtedy, w entuzjazmie. Czy Ty w ogóle Mogłeś mieć coś wspólnego z tym syfem, który się wtedy (za moimi plecami) dokonywał?

Tak samo z Obietnicą. Czy to w ogóle była Obietnica, czy wytwór moich fantazji, projekcja moich pragnień, krótko mówiąc: czy to naprawdę Ty, czy może ja i nic więcej?

Pragnienia były (i są) wielkie, i tia - pewnie ciągle idealistyczne. Ponad miarę realu. Tyle że chyba już w nie nie wierzę. Albo coraz mniej. Nie dlatego, że nie wierzę Tobie - tylko przestaję wierzyć, że w mojej historii to naprawdę Byłeś Ty. 

I nie wiem, gdzie Cię szukać. 
Rozumiesz?


wieczorem

karmnik już w klatce.



Na razie nie przylatuje nic, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy sikorki będą się bały wlecieć do klatki, czy nie. W ogóle ptaków mało. Tyle, że kwiczoły.


I nie założę się, ale chyba przeleciało mi nad głową stadko jemiołuszek. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś je spotkam. 

Spotkałam (poza kwiczołem) tylko sroki


sójkę

i pawia, ale za to GDZIE :)))



widać???

Łaziłam po parku


Nie było zapowiadanego śniegu, tylko mróz i szron.

Zachodziło słońce.


Misterium światła.


Misterium ognia i lodu.


I już noc. Pawie zasypiają na wierzchołkach drzew.


Łaziliśmy, rozmawiali o zombie - nieumarłych, co mają imię, które twierdzi, że żyją, ale są martwi. Że nie zmienilibyśmy się miejscami z żadnym z nich, jakkolwiek im teraz dobrze.