sobota, 24 grudnia 2022

naprawdę nie mam siły

 jakimś cudem udało mi się bezkonfliktowo przeżyć dziś, chociaż mama prowokowała, oj, prowokowała. Bo nie wstałam na roraty... za oknem dzwonił deszcz, było ciemno i zimno. Na moje drapiące gardło chyba nie najlepszy pomysł. Ale.

Dokończyłam sprzątanie, naszykowałam kupę żarcia na jutro, trochę mniej na dzisiejszą Wigilię. Zjadłyśmy część z tego, no. W międzyczasie był telefon, że Malątko młodsze dostało wysokiej gorączki, a że rodzice Malątka dopiero wstali po kowidzie, to ta część rodziny jutro nie przyjedzie. Czyli żarcie przygotowane na osób 10 będzie dla piątki. Szczegół. Byle Malątko szybko wróciło do siebie. 

Przesyłki ze skrzynki wyjęłam dopiero po wieczerzy, wynosząc ostatnie śmiecie - rachunki za gaz, do których nie mam odwagi zajrzeć, i prezent od AgaJi :))  - zrobię mu zdjęcie i pokażę, jak dojdę trochę do sił... Uwierzcie na słowo, że jest piękny. Kto zna Agaję, uwierzy bez problemu...

Szłam dziś jedną z bocznych uliczek, mżyło. Było cicho i mokro, pod domkami sterczały brunatne resztki ogrodowych chabazi. Czułam się trochę jak w świecie, który już odszedł. I żałowałam, że nie mogłam odejść z nim. Prostopadła ulica - teraz szeroka, główna, obstawiona blokami. Pamiętam, jak była wąską drogą z rządkiem starych chałupin. Tym ludziom wolno było odejść, tak? OK, byli starsi niż ja. Może w wieku moich dziadków. I też mieli swoje wspomnienia, pamięć jeszcze starszych miejsc, których już nie było. Taki świat. No ale tęsknię strasznie. 

472.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz