niedziela, 1 listopada 2020

Błogosławieni

Dziś to brzmi tak,  z każdej możliwej strony:

"Błogosławieni przekonani o swojej jedynie słusznej racji, albowiem do nich i tylko do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy odnoszą sukcesy, albowiem ich nie trzeba pocieszać. Błogosławieni, którzy najgłośniej wrzeszczą i mają najlepsze transparenty, albowiem oni na własność posiadają ziemię. Błogosławieni, którzy sami czynią sobie sprawiedliwość, albowiem oni są nasyceni. Błogosławieni bezlitośni, albowiem oni nie potrzebują miłosierdzia. Błogosławieni seksoholicy, albowiem oni pornosy oglądać będą. Błogosławieni, którzy słusznie bronią świętości, albowiem oni są nazywani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy wszędzie widzą skierowane przeciw sobie prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem oni już na ziemi rządzą. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was chwalą i pokazują w telewizji, i gdy mówią o was cokolwiek, byle mówili. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielki jest zbiór waszych lajków na fejsie."

Prawda? 

Na stronie parafii w dzisiejszych ogłoszeniach ani słowa, czy msze na cmentarzach są, czy ich nie ma, o zamknięciu cmentarzy ani słowa, w parafialnych aktualnościach ciągle wisi wiadome ogłoszenie. Napisali za to, że znowu nie będą chodzić z sakramentami po chorych, bo jest zagrożenie epidemiczne. 

Myślę o Wszystkich Świętych z dawnych lat. O babciach, ciotkach - cmentarze dominowały jednak kobiety - o moich siostrach w zimowych "misiach", relaksach (takie buty) i czapkach, pierwszy raz w sezonie. O grobach ziemnych albo z lastryka (mieszanka żwiru z cementem usiłująca udawać, że naśladuje granit). O wiankach z barwinku, mchu, widłaka (zgroza) i krzyżach układanych z owoców dzikiej róży. O zniczach robionych w domu w glinianych miseczkach. 
Że już wtedy bolało mnie, że msza była w tym wszystkim najmniej ważna, na chybcika, bo biegło się na cmentarz. Też najczęściej piechotą, autobusy były przeładowane. Wracało się po południu, jadło bigos, ugotowany pieczołowicie dwa dni wcześniej. Oglądało jakiś film na pierwszym programie, Wrzos albo Znachora, a po zmroku szło na miejski cmentarz, tu blisko. Nie miałam tu nikogo, więc paliłam jakąś świeczkę na symbolicznym grobie poległych w walce z komuną :P (bo nie było wolno), podziwiałam wielkie kule-chryzantemy. Złote, rude, fioletowe, białe. 

A dziś?
Mgła i mgła, i tylko przeszłość nie zachodzi mgłą - śpiewał chyba Okudżawa. 

Chyba - gdybym dziś poszła na cmentarz - już nie bardzo by mi się opłacało wracać... :P


A, i że umarł Sean Connery. Nie doczekał niepodległości Szkocji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz