proszę ja was, piechotą przez Wisłę.
W oddali coś bieleje na mieliźnie.
Mój szósty zmysł każe mi złapać aparat.
Widzę łabędzie i...
Nastawiam ostrość. Mozolnie, bo odległość naprawdę duża.
Kormorany?
I nurogęsi chyba? Tam z tyłu za kormoranami?
Po tym wszystkim (serce mam już w okolicach krtani z wrażenia) szara czapla.
Maleńka kropeczka wśród liści. Zaraz zaraz, jedna szara czapla...
... i druga :)Cmentarz.
Zapalam świeczki, mielę różaniec, wracam.
Nad Wisłą zachodzi słońce.
Pływają krzyżówki.
I jeszcze więcej krzyżówek. W miodzie. W płynnym złocie.
And the rivers golden run, heh.
The streams shall run in gladness,
The lakes shall shine and burn,
All sorrow fail and sadness
At the Mountain-king's return!
The lakes shall shine and burn,
All sorrow fail and sadness
At the Mountain-king's return!
Na pożegnanie jeszcze strzałka czapli nad głową.
Zachodzi słońce.
Gawrony.
I już ciemno. Jakby zasłoniły skrzydłami dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz