od rana, z przerwą na gotowanie obiadu, obejrzenie mszy w telewizji i pobieganie w sprawie maminej lodówki, która ponoć znowu się zepsuła - na szczęście okazało się, że tylko spaliła się żarówka - pracowałam do 21.30.
Przy nauczaniu zdalnym można naprawdę flaki wypluć. W poniedziałek mamy radę (dziś mi się śniło, że stawiłam się na radę kompletnie nieprzygotowana) - więc już nie jestem kompletnie nieprzygotowana, powiedzmy, że przygotowana w trzech czwartych. Lekcji na pn jeszcze nie ruszyłam. Więc jutro kolejny zapracowany od świtu do nocy dzień.
Z ciekawostek - wyglądając przez okno zobaczyłam jeszcze odlatujące ptaki, chyba gęsi.
A bliżej, tuż za szybą:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz