czyli pewnie trzeba, żebym uznała, że ja tu nie króluję. Co łączy się z zanegowaniem wszystkiego, czego kiedyś chciałam, co uważałam za dobre, czym chciałam Ci służyć. OK. Wolisz tak, to Wolisz. Ja w tym żadnego sensu nie widzę, pewnie nie muszę. Z niejaką nadzieją czekam tylko na Twój sąd. Bo to ostatni moment, kiedy ewentualnie mnie Obronisz. I pewnie pierwszy.
Myślę o moich znajomych królach i władcach. Tych z historii i tych współczesnych. I jaki Jesteś Ty. Że - jak powiedział dziś przewielebny na onlajnowym kazaniu - w odróżnieniu od paru władców Ty nie zostawiasz swojego królestwa i nie spiii....eee... nie uciekasz za granicę, kiedy w królestwie źle się dzieje. :P Może w tym resztka nadziei. Że jednak nie Uciekłeś, że ciągle jesteś w tym bur...e... królestwie. I że w związku z tym ja też mam nie spi**** tylko siedzieć dalej wiernie w tym bur****, jak na sukę przystało. Twoją sukę.
Taki mam, Widzisz, obraz Twojego królowania i Twojego królestwa. Pamiętasz? Jak chodziłam na religię jako dziecię małoletnie, na uroczystość Chrystusa Króla kazali mi rysować w zeszycie obrazek Króla na krzyżu. W złotych szatach i w złotej koronie. Najlepiej potrójnej, jak papieska mitra. Już wtedy buntowałam się. I może to jest to. Jedyny Król, jakiego znam, jest w szmatach (albo i bez szmat) i w ranach. Nie wiem, jak to się ma do królestw kapiących od złota.
Jaki Jesteś, Królu? Gdzie Jesteś?
wieczorem
większość dnia mozolnie przygotowywałam zajęcia na kolejny tydzień. W południe chwilka spaceru.
Listopad...
A mnie się te zdjęcia podobają...
OdpowiedzUsuńpewnie jesteś jesieniarą :)))
Usuń