sobota, 12 grudnia 2020

uszka, pierogi i maseczki

 - i tak przez cały dzień. I dziś czuję się trochę lepiej. Powinnam jeszcze dwie matury rozszerzone dosprawdzać, zeskanować i odesłać. 

Laptop wylądował na pontyfikale rzymskim :P, bo kiedy stoi na biurku, to bardzo się grzeje... jak nie dotyka do biurka, tylko trochę wisi w powietrzu, jest trochę lepiej - powietrze ma dopływ od dołu. No muszę chyba zainwestować w jakąś podkładkę,  mniej nabożną a bardziej profesjonalną? :) Bo na pontyfikale strasznie się kajta :P 

Słucham rekolekcji, tych ov z początku grudnia z Jasnej, były w formie zdalnej do wykupienia. Pięć konferencji i homilia z sobotniej mszy. Homilia już w sobotę 5 grudnia mocno mnie zawiodła, generalnie chyba wyraz rozgoryczenia i może potrzeba wyjechania na tych niedobrych, co protestują po ulicach, w kontraście do tych dobrych, co chodzą do kościoła... no biskup ma prawo tak uważać, ale ja też mam prawo uważać, że temat na rekolekcje ov dobrany średnio. Bo ja się na przykład nie czuję wybraną córką Kościoła w odróżnieniu od tych *** na ulicach, które są bezspornym dowodem na istnienie szatana i bezpośrednim przejawem działania złego w świecie. 

Tak więc do pierwszej konferencji podeszłam z pewną dozą nieufności i jak widać specjalnie się nie spieszyłam z odsłuchaniem... no ale jakieś rekolekcje, pomyślałam, odbyć trzeba, a nic lepszego nie udało mi się znaleźć. Więc. 

Temat: Jezus i kobieta w domu Szymona faryzeusza Łk 7, 30-50. Autor: ks. Wojciech Pikor. Retoryka dość rozwlekła :P, tematycznie wokół problematyki: jak patrzysz na człowieka/na siebie/na Jezusa. Ciekawe, że autor zauważa, że Szymon faryzeusz patrzy na kobietę, ale widzi tylko dziurę (ok, obiekt seksualny, najwyżej istotę, która ma tylko wymiar seksualny) - a nie zauważa, że właśnie takie patrzenie na kobietę jest zmorą i dzisiejszego świata, i Kościoła... Myślę, że nie jest problemem, że jedna baba patrzy na drugą babę tak, jak Szymon patrzył na "tą, co Go obmacuje" - bo podobno w dosłownym tłumaczeniu jakoś tak by to brzmiało. Większym problemem byłoby, że to mężczyźni na nas tak często, za często patrzą - i to często gęsto nabożni panowie z Kościoła. Nie mamy na myśli nic innego, tylko seks, wszystkie nasze intencje koncentrują się wokół uwodzenia i doprowadzenia do łóżka. Potencjalna ofiara albo zagrożenie, zawsze w wymiarze seksualnym, więcej nic. Ale tego problemiku jakoś kaznodzieja nie zauważa. 

I teraz tak. Jeśli tak w Kościele na mnie patrzą, to jak ja mam patrzeć na siebie? :P Jak mi taki jeden z drugim proboszcz powiedział, że jestem q i że nie mam prawa mieć żadnego innego wymiaru życia i miłości niż seksualny, to jak ja mam widzieć pozytywnie moją kobiecość? Jeśli gdzie w Kościele nie pójdę, to jestem tylko zagrożeniem i złem, że do niczego nie wolno mi się dotknąć, bo od razu macam, ani na nikogo spojrzeć, bo prowokuję? Jeśli mnie nikt nigdy w tym Kościele nie obronił? Jaki dotyk, jaka czułość, jaka miłość? Przecież ja tylko wiecznie chcę się piiii i żaden inny kontekst nie istnieje...

Jak mam zakładać, że Jezus patrzy na mnie inaczej niż Kościół? 
Jakim cudem mam mieć śmiałość na Niego patrzeć i kochać Go?

Tym bardziej, że On też mnie jak dotąd nie Obronił...

Cholernie mnie to wszystko boli. 

Dlaczego Jezus w moim życiu, dlaczego konsekracja? Bo nigdy nie było i nie ma w moim życiu nikogo innego. Połamali mi wolność i kreatywność, połamali miłość, no to nie zostało nic. Ale wolę to nic niż cokolwiek czy kogokolwiek innego.

I ostatnie: jak On na mnie Patrzy? Nie wiem. Może z obrzydzeniem i z pogardą, i z podejrzliwością o najgorsze rzeczy. Jak oni. A może wcale nie Patrzy, może Zasłonił Oblicze. Chyba gdyby Patrzył, Zrobiłby coś. 
Chyba.


Tyle z pierwszej konferencji, z pierwszego dnia. Nie wiem, czy wyjdzie z tego jakieś dobro, czy tylko rozdrapywanie tego, co i tak się nie zmieni. Bez sensu.


Dobra, wracam do różańca. I do maseczek. 

1 komentarz: