w planach miałam dziś całodzienne sprzątanie. Brat przyjechał, zabrał mamę na ten zastrzyk w oko, potem mieli jechać na cmentarz. Ja w tym czasie miałam w końcu doprowadzić do porządku większą część mojej chałupy. Tymczasem zanim rano ogarnęłam oficjum i mszę, już miałam telefon, że wracają, bo mama ma chorobę lokomocyjną i na cmentarz jadę ja i brat. OK, odebrałam mamę, położyłam do łóżka (zastrzyk szczęśliwie zdążyła wziąć), pojechaliśmy, wróciliśmy. Przy wysiadaniu brat wręczył mi dwie siaty prezentów podchoinkowych. Co z tego, że w zeszłym roku umawialiśmy się, że prezenty mają być tylko dla dzieci... więc urocze popołudnie spędziłam na kupowaniu i pakowaniu prezentów na gwałt (jutro ma przyjechać bratanica z rodziną, to odbierze). I na doprowadzaniu mamy do stanu używalności. Prawie się pod wieczór udało. Na tyle, że wparowała mi do kuchni i zaczęła komenderować pakowaniem prezentów (bo nie wypada tak, tylko wypada inaczej).
ok, tak czy siak wygląda na to, że Ty spędziłeś Boże Narodzenie w stajni, a ja spędzę w chlewie. Jakie to zresztą ma znaczenie, skoro i tak nikt nie przyjdzie... nawet Ty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz