czyli generalnie dzień w pracy. W dwóch pracach.
Słońca było tyle:
a i tak to chyba pierwsze jakiekolwiek słońce od tygodnia. Mama podłapała gdzieś jakąś infekcję, oczywiście, że się boję. No i sprzątanie. Mówię jej, że rano mam lekcje, przyjdę po 12.00, poodkurzam. Przychodzę. Mama szczotką już wyczyściła dywan i mopem kawał podłogi, sama wysunęła stół na środek pokoju, na łóżkach ustawiła piramidy krzeseł. No przejechałam odkurzaczem, co mogłam, i pobiegłam do drugiej pracy. Po drodze adoracja - i w kościele pobożne panie bez maseczek, a jakże. Bo one wierzące są. BTW podobno jakiś profesor z KULu wypowiadał się na temat sprzeczności szczepień z wolą Bożą. Ciekawe czy wie, ile szczepionek w życiu przyjął. I tia, z czystej przekory wobec takich idiotyzmów zamierzam się nieodwołalnie zaszczepić :P.
Doniesienia o zmianach na maturze - tyle, że ustne dla chętnych (i rozszerzone też). Podstawa z angielskiego niewzruszenie 120 minut, 40 pkt zadania zamknięte, 10 pkt zadania otwarte. Nie drgnęło nic. Literki z plusami można przecież dowolnie podstawiać, kto się będzie kłócił, czy to zadanie to jeszcze na B2plus czy już C1.
Ostatni dzień rekolekcji: Jezus i Maryja. Cały tekst stosunkowo płytki, podkreślający prymat Miriam-uczennicy Pana nad Miriam-Matką Pana, i nakazujący naśladowanie Jej raczej w wymiarze uczennicy. Odkrywcze stwierdzenie, że Jezusa gubi się w nabożnej rutynie (w kontekście znalezienia) i że każde zgubienie Go ma prowadzić do tego, żeby Go szukać. Kilka standardowych zdań, które słyszymy na co piątym kazaniu, że ci są Jego braćmi, co słuchają Słowa i wypełniają je, czyli Maryja najpierw. BTW. Zastanawiam się, co Kościół święty na teorię, że Słowo jest sakramentem. Tia, to tylko taka metafora...I odrobinę ryzykowne wymaganie, że ja, słuchając Słowa, mam wcielać w sobie Słowo tak, żeby być dla ludzi wcieleniem Słowa w moje ciało. Ja???? :P
BTW. To, że mamy rodzić Słowo, jest jedynym znanym księdzu wymiarem duchowego macierzyństwa. Macierzyństwo wobec Słowa. Taka nowa herezja czy co.
Rozwaliło mnie stwierdzenie, że w Kanie Maryja nie manipulowała Jezusem, tylko zostawiła Mu pełną wolność. No zdecydowanie. :P Tylko że postawiła Go w takiej sytuacji, że co Miał robić. :P Poza tym sam standard: że Ona widzi potrzeby drugiego człowieka. Że nie można być uczniem Jezusa bez dostrzegania potrzeb innych, tak? A inni Jego uczniowie, co bawili się świetnie, i nic nie widzieli???
Przekonanie, że Bóg nie odmówi prośbie wypowiadanej z wiarą, tia. Też kiedyś takie miałam. :P
Że mamy naśladować Jej postępowanie, tia. Mamy przecież całą masę informacji o jej postępowaniu, reakcjach, słowach, stylu bycia i w ogóle. :P
OK, pytania.
Jak towarzyszę Jezusowi jako dziewica konsekrowana? Lol. Jak to - towarzyszę?
Czy zdarzyło mi się kiedyś zgubić Jezusa? Chwila. Jedynym znanym mi sposobem na zgubienie Jezusa jest grzech ciężki. Chwała Bogu, bardzo dawno nie.
Jak wtedy wyglądało moje szukanie Go? No do spowiedzi poszłam.
W jakim kręgu osób się obracam? Lol. Ksiądz ma wizję zamknięcia się w kręgu wierzących i nabożnych, bo to buduje naszą wiarę, tak? Tymczasem ja zdecydowanie wolę obracać się w towarzystwie nienabożnych i wierzących bardzo przeciętnie. Są autentyczni. Mają lepsze problemy niż czy przyjmowanie komunii na jęzor jest godniejsze niż na rękę...
Czy są wśród nich także ludzie, którzy doświadczyli mocy Jezusa? A o tym nic mi nie wiadomo. Znałam kilkoro takich, którzy dużo o tym doświadczaniu opowiadali, ale jak skończyli, to szkoda gadać... na pewno poza tym, co Kościół definiuje jako stan Łaski.
Jak przeżywam spotkanie z Jezusem w Eucharystii? A co jest w kluczu??? :P Bo nic szczególnego w moim przeżywaniu nie ma.
Czy znajduję czas na adorację? W miarę możliwości tak. Ale nie znajduję ani pokoju, ani wytchnienia, ani uciszenia serca. To źle znajduję? :P
Czy mogę odnieść do siebie słowa: błogosławieni, którzy słuchają Słowa i przestrzegają go? Słucham. Jeśli przestrzeganie Słowa = Dekalog, jest ok.
Jak wygląda moje rozważanie Słowa? Tak, że je czytam.
Czy ma ono miejsce codziennie i czy jestem temu wierna? Średnio 3 razy na dzień.
Czy mogę powiedzieć, że Słowo Boże kształtuje moje myślenie, patrzenie, ocenianie? Naprawdę nie wiem.
Czy osoby postronne mogą odbierać moje życie jako Słowo Boże? Panie Boże, chroń mnie przed tym, bo to by było ograniczanie Słowa jak nic.
Jaka jest moja wrażliwość na innych? czy mam w sobie wolę/umiejętność wczuwania się w położenie drugiego człowieka? umiejętności zupełnie nie mam.
Czy koncentruję się na drobiazgach, czy mam zdolność patrzenia całościowego? ???? a o co właściwie chodzi w tym pytaniu?????
W jakim stopniu moje spojrzenie na drugiego człowieka cechuje empatia, współczucie, wyobraźnia miłosierdzia? Myślę, że to bardzo zależy od sytuacji.
No i po rekolekcjach. Naprawdę nie wiem, co mi po nich dobrego zostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz