proszę bardzo:
Zrobiłam klatkę. Ręcznie. Własnoręcznie. Z leszczynowych patyków pozyskanych z mojej ogrodowej leszczyny.
Myślę, że dziadek byłby ze mnie dumny... i proszę na mnie nie krzyczeć, że nie świętuję.
Po co mi klatka? Ano, nie mogę dać sobie rady z kawkami w karmniku.
Kawki się szybko uczą. Najpierw wystarczało, że karmnik wisiał, a nie stał - nie potrafiły się dobrać. Po roku trzeba było wiszący karmnik zabezpieczać listewkami, frędzelkami z folii. I działało. Teraz już nie działa... Listewki, frędzelki, cokolwiek - kawka z karmnika zje. :P Przegoni mniejsze ptactwo, wyżre wszystko sama.
Więc? Jedyna radą, jaką wymyśliłam, jest odcięcie kawek od karmnika. Czyli wstawienie karmnika w klatkę. Jutro spróbuję, na razie klatkę wyprodukowałam.
A poza tym - dziś św. Szczepana. Pierwszy raz szczerze modlę się, jak kolekta przykazała, o miłość do nieprzyjaciół. Chciałabym, żeby powtórzyły się Dzieje, nawet jeśli ceną nawrócenia Szawła była krew Szczepana.
Ile krwi jest we mnie? Co ona warta? Kogo wyprosi? Naprawdę muszę w tym celu umrzeć pod kamieniami? :P A jeśli już muszę, to niech przynajmniej ja, nie...
A poza tym - urodziny bez Jubilata naprawdę są do bani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.