wtorek, 22 grudnia 2020

znowu nie zdążę... :(((

 do 14.00 w pracy - rano lekcje, potem wypadłam na zakupy i po drodze do szkoły, ledwie zdążyłam na spotkanie przedwigilijne onlajn :P. Ku mojemu zdumieniu dzieciaki odpisują, odwzajemniają życzenia. Potem jeszcze sprawdzanie prac, informacja o ocenach na semestr (każdemu wyślij mail), tabelki. Pręt przytrzymujący firankę znowu się urwał, znowu wszystko wylądowało na podłodze, połamało kwiatki. No Pomógłbyś mi chociaż trochę - sarknęłam. Nie Widzisz, że wszystko po kolei mi się tylko rozpiiii?
Nie Pomógł. 

Obiad, po obiedzie słodka godzinka spędzona na wnoszeniu na 4 piętro dwóch choinek z piwnicy, każda w dwóch kawałkach, plus słoiki, plus stolik pod choinkę. Jutro mama jedzie na kontrolę oka do Lbl z K., słoiki z ogóreczkami i innymi takimi mają być dla niej. Niedobra jestem, bo nie zdążyłam upiec ciasta. Mamy jeszcze prawie całe ciasto z niedzieli, ale ono się nie nadaje. :P Rozmrozimy uszka i pierogi, mama ugotowała barszcz już na wigilijnym zakwasie (oczywiście jest niedobry :P). I będzie.

A ciasta nie upiekłam, bo złapałam się za ciąg dalszy sprzątania. Brakuje mi pojemników recyklingowych na kasety audio i vhs, i na płyty cd. Wywaliłam dziś wszystkie materiały naskładane onegdaj do egzaminów gimnazjalnych. Kilka ostatnich kaset vhs, cały pojemnik kaset audio. Tych ostatnich jeszcze trochę mam... kupowane po peweksach za zachodnioniemieckie marki, heh. 

Odkurzałam szafkę z książkami, za rzędem książek znalazłam małą karteczkę. Imię, nazwisko, nr telefonu. Trudna historia. Nie wiem, Załatwisz to kiedyś, Tam? 
Wcześniej pewnie nie. 

Dwa stosy książek odłożone na bok. Jeden wyniosę do kościoła - te wszystkie nabożności, których czytać nie będę, niech ktoś używa. Drugi pod śmietnik. Mniejszy. Byle przestało padać, bo dziś ćlapie większe pół dnia. 

Jutro cały dzień pieczenia - strucle i keks. Trochę rozdam, trochę zjemy. Nie wiem, czy zdążę jeszcze cokolwiek wysprzątać. 

Mama po rozmowie z jedną z moich sióstr znowu nie wierzy w kowida :P. Co mi przypomina. Łażę dziś po hali targowej, między kramami spory tłumek, wszyscy w maseczkach, oprócz. Siostra zakonna kroczy od kramu do kramu z odsłoniętą buzią. Przechodziła obok tego, przy którym akurat kupowałam pietruszkę. Siostrzyczko, maseczka - upomniała ją Pani Sprzedająca Pietruszkę. Bo siostra zachoruje. Mam golf - oznajmiła siostrzyczka, zresztą niczego nie zasłaniając. Golf - jak na golf przystało - kończył się w okolicach połowy szyi. A siostrzyczka poparadowała dalej. Wierząca. 

Ostatni dzień rekolekcji w parafii, ani o in vitro, ani o wyborach, ale temat równie gorący: że należy chodzić do kościółka, a nie łazić w niedzielę po sklepach i galeriach. Ot co. Bo jak się robi odwrotnie, to małżeństwa się rozpadają...
BTW kościół pełen, żadne tam 15 metrów na osobę, chyba w górę i w dół do fundamentu.

Dobra. Modlić się i spać, jutro o 6.00 znowu zapuszczany krople. 

1 komentarz:

  1. Mieliśmy ustawiać dziś choinkę, bo jutro mam dziecko, ubieramy zwykle w Wigilię rano, a ustawiamy dzień przed, ale córa umówiła się na pomoc w jadłodajni dla bezdomnych na czwartek rano i trzeba by ubrać jutro.... Rozsypał się zamek w drzwiach, nie ta wkładka od klucza tylko mechanizm zamykania na klamkę. W sumie dobrze, że dało się wyjść i wejść z pomocą klucza... Mój mąż nie jest fascynatem tego typu robót, musiał wyjąć ustrojstwo, pojechać do sklepu (dodatkowe korki bo wiadukt w rozbiórce), przyjechać zamontować, oczywiście coś było nie tak, jeszcze raz montować... Podziwiam szczerze, nawet się nie zniecierpliwił (znaczy nie okazał). No, mój mąż nie klnie, ale wiadomo... I teraz kiedy ta choinka? Mak to będę z dzieckiem doprawiać, makowce upiekę pewnie późnym wieczorem... Dlaczego zawsze brakuje mi przynajmniej jednego dnia? :)

    Spóźniłam się z kartkami, dojdą pewnie w większości po świętach, a te dwie do GB to nie wiadomo kiedy... I prezenty dla bratanicy możemy sobie ułożyć pod swoją choinką :]. Nawet nie ma co próbować wysyłać bo poczta nie przyjmie.

    OdpowiedzUsuń