z aparatem, a na koncie jeden dzwoniec (jedna dzwoniec?)
dwa łabędzie
i wiewiórka :P.
Drugą wiewiórkę wprawdzie przyłapałam na włamaniu na czyjś balkon na parterze, ale zdjęcia nie zrobiłam, niech ma zwierzątko jakieś alibi :P.
Reszta dnia minęła na porządkowaniu plików na starym komputerze (to znaczy jak już włączyłam stary komputer). Zdjęcia szkolne, skany dokumentacji medycznej taty, zdjęcia mojego psa. Co wyrzucić, co zostawić. Do jakich ujęć ze szkolnego apelu na odzyskanie niepodległości ktoś mógłby ewentualnie się przyczepić. :P Najłatwiej byłoby wyrzucić wszystko - albo zgrać wszystko na jakiś dysk i nie zaglądać, może spadkobiercy wyrzucą z dyskiem :P. Głupia jestem, że trzymam te zdjęcia, przecież nikt nigdy o nie nawet nie zapyta. Po co komu kulig z 2009 roku, na przykład.
Myślę, że dzisiejsze święto ma w sobie sporo z teodycei. Płytka jest radość, że zabite koło Betlejem dzieciaki poszły prosto do nieba. Myślę, że każda z ich matek słusznie rozbiłaby jakiś porządny gliniany dzban na głowie każdego, kto by jej próbował tłumaczyć, że oto Pan Bóg Wyprowadził ze zła większe dobro, a ze śmierci życie... nie wiem. Może faktycznie dzisiejsze święto jakoś nieudolnie pokazuje, że to ma sens. Ale wcale nie pokazuje jaki. Możesz wierzyć albo nie. Twoja wiara, twój wybór.
Prawie jak ze szczepionką.
Kolejni wielcy (w tym kolejni biskupi katoliccy) publicznie wyrażają wolę i zamiar przyjęcia szczepionki na kowida. Wolę i zamiar, których nie wykazuje większość moich prywatnych znajomych, na przykład. Część dlatego, że jest wierząca, część z obawy przed powikłaniami, część dlatego, że wypada się nie szczepić. Różni mędrcy, nie ze Wschodu, tylko z różnych wschodniopolskich uniwersytetów, w sieci przekonują, że Pan Bóg po to Stworzył człowieka, żeby wirus miał co jeść, więc szczepić się nie należy, żeby Boże stworzenie nie umarło z głodu. Ot, taka teoryjka ekologów o równowadze biologicznej. Nabożni autorzy felietonów tymczasem piszą, że Jezus Chrystus jest szczepionką na wszystkie nasze słabości (jak wszystkie, to z kowidem włącznie chyba). Trochę mi to przypomina klasówkę, gdzie na pytanie o jakąś angielską gramatykę dziecko wpisało: Jezus Chrystus. Bo pani na religii twierdziła, że On Jest odpowiedzią na _wszystkie_ pytania, więc chyba i na to pytanie z angielskiego też.
Twoje zarazki, twój wybór.
Wczoraj obiło mi się o uszy, że ktoś tam przewidział koniec świata na najbliższego Sylwestra. Zdaje się, że nie jest to taki nowy pomysł, Papieżu Sylwestrze. Ale Daj nam Boże, amen.
Rząd już mięknie, godziny policyjnej na sylwestra, oczywiście, nie będzie, tylko delikatne wskazanie, żeby między 19.00 a porankiem nie wychodzić z domu i nie grupować się na imprezach. Nawet jeśli impreza połączona jest z intensywnym odkażaniem od wewnątrz.
A o wewnętrzności pisząc: moje hormony ciągle nie mogą dojść ze sobą (i ze mną) do ładu, wypryski na twarzy mam jak nastolatka, cykl robi co chce (nie wiem, na jakim etapie jestem ani co teraz), dziś kilkakrotnie byłam z siebie naprawdę krańcowo dumna, bo nie zareagowałam na odzywki mamy. Normalnie, znaczy przy normalnym poziomie hormonów, na pewno bym zareagowała… Tia wiem, duperele.
Tak czy siak, ja poproszę ten koniec świata. Bardzo bym chciała Cię zobaczyć.
To jest obrazek z linka Agai z komentarza :)))) enjoy.