piątek, 11 marca 2022

co za dzień

 łeb mi pęka - nie wiem, pogoda czy hormony, zatoki czy jaki inny diabeł. Większe pół dnia w pracy. Jakoś dałam radę, pomimo wszelkich możliwych "pod górkę" - wśród licznych atrakcji w środku dnia rozładował mi się laptop i trzeba było jechać bez, co akurat najmniej bolało - tyle że dziennik musiałam uzupełnić z domu. Z pozapracowych atrakcji wyjęłam ze skrzynki trzy rachunki, każdy z niedopłatą około stówy - tym dziwniejsze, że w styczniu wyjęłam trzy rachunki i każdy z nadpłatą, której wcale nie odliczałam, płacąc za kolejne miesiące. Mam fatalne doświadczenia z księgowością w mojej spółdzielni mieszkaniowej, więc z założenia olewam wszystkie "nadpłaty", nigdy ich nie odliczam wiedząc, że i tak nic mi się nie będzie zgadzać z końcem roku, a jakaś niedopłata i tak się pojawi, nawet gdybym miała nadpłaty milion dolarów.  :P  Tak czy siak, po likendzie muszę iść opindolić panią księgową, może coś ugram. Na razie mam wrażenie, że spółdzielnia dorobiła się jakiegoś potężnego manka, które rozdzieliła sprawiedliwie na mieszkańców według zajmowanych metrów kwadratowych lokalu. Bo ze zużyciem cieplej wody na metry na pewno niedopłata żadnego związku nie ma. Jako że nasz pustostan rodzinny też ma stówę niedopłaty, no. 

Naprawdę, mam dość tego życia. Tu wojna, tu zaraza, tu wiecznie pod górkę, tu fffkurzające rachunki za cholera wie co. Nie chce mi się motywować do czegokolwiek, bo bomba mi tu pojutrze pieprznie w sufit i na co mi to wszystko. 

184.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz