zabrało dziś kowidowe pogotowie, a ja oczywiście znowu to odchorowałam, z czystego strachu :P. Nie wiem, czy sąsiad się szczepił. W szkole w którejś z klas miałam dziś jedną osobę, reszta na kwarantannach. Włączyłyśmy jakieś netfliksowskie filmy z angielską ścieżką dźwiękową. Zmęczyły mnie. Ale jeśli to nie jest przypadek, hm - ostatnio co nie trafię na film, to jest o szkodliwości manipulacji. Że ten, kto próbuje dla własnej korzyści/wygody/przyjemności manipulować innym człowiekiem, zawsze w końcu przegra, nawet jeśli przedtem rozwali pół świata. I nieważne, że film jest po wierzchu o kolejnym superbohaterze czy zagrożeniach nowoczesnych technologii. Przecież dokładnie to, co na tych filmach robią superwynalazki, w realu robi nasza pogięta psychika...
Piekłam dziś na obiad dynię piżmową i ze wszystkich dyń, które robiłam, piżmowa smakuje mi najbardziej. Zrobiłam też pierwszy w życiu witrażyk - oznaczenie pojemnika do recyklingu. Okazało się, że naklejki rozciapują się pod wpływem wilgoci, więc trzeba było wymyślić coś wodoodpornego. Tyle, że chyba nie będę wierzyć samoprzyczepności tych witrażyków, a przykleję je na amen klejem magicznym, by mi się w drodze na śmietnik nie pogubiły. :P.
63.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz