piątek, 5 listopada 2021

kowid, słoiki i

 prześladowanie chrześcijan (w Polsce). No. 

Kolejna nauczycielka w szkole chora, po dwóch szczepieniach. Jeszcze we wtorek prowadziła lekcje... siedziała w pokoju nauczycielskim razem ze wszystkimi... bez maseczki, bo po co. W szkołach maseczek się nie używa, cokolwiek na to władze i zwierzchności. Reakcja sanepidu - a nauczyciele szczepieni? Tak. To nic nie zamykamy, proszę dalej normalnie prowadzić zajęcia. Na siłę podwyższamy statystyki otwartych szkół, czy mi się zdaje? I, oczywiście, już się sama czuję chora. :P A z drugiej strony, myśląc racjonalne: z chorą na kowid, jeszcze bez większych objawów, spędziłam trzy razy po 10 minut przerwy. A jak stoję w kościele na niedzielnej mszy minut przynajmniej pięćdziesiąt, to przecież też nie wiem, kto koło mnie stoi. Też nie zawsze w maseczce. Myślę, że u nas teraz to cholerstwo już wszędzie jest. Nie ma dnia bez kontaktu. 

Wracam z pracy do domu, prowadząc ożywioną rozmowę przez telefon akurat - pod mój blok podjeżdża karetka, wysiada pan w białym kostiumie kosmonauty, dzielnie szoruje za mną po schodach (o windzie nadal nie ma mowy). Kiedy już zaczynam się bać, czy przypadkiem nie do mamy, on puka do drzwi w mieszkaniu dokładnie pod jej mieszkaniem. Nieeee, mówi mama, na pewno przyszedł tylko test zrobić, na pewno nikt kowida nie ma... Yhyyyy.

Co do słoików. Wymieniłam ugotowane rojniki i miniszklarnia wygląda tak:


Na razie nie zakręcam... Kłopot w tym, że w moim mieszkaniu naprawdę nie ma ani jednego w miarę jasnego kąta, gdzie słońce nie zagląda przez cały dzień. A jak słońce zajrzy w zakręcony słoik, to ugotuje zawartość na miejscu.

Drugi słoik przygotowany do nasadzeń. Jeśli dam jutro radę iść na ogród, przyniosę paprocie. 


Co do prześladowania chrześcijan. Zanosiłam onegdaj do sąsiedniego bloku kartki wypominkowe - puste, wrzuca się je u nas do skrzynek pocztowych, kto chce, to wypełni, odniesie do kościoła. No i poszłam pod klatkę, domofon zamknięty, dzwonię po znajomych - akurat nikogo nie ma. Stoję pod drzwiami z 15 minut, czekam, może ktoś będzie wchodził, wychodził. Nic. Postałam, potupałam, w końcu poszłam do domu, a kartki po jakimś czasie dostali napotkani znajomi z tego bloku i mieli je wrzucić do skrzynek. 

No i ok. Pytanie brzmi: czy mieliśmy do czynienia z prześladowaniem? :P Nie. Zwykła sytuacja: baba przyszła, postała, poszła. Pytanie drugie: a gdyby kartki roznosiła prawdziwa siostra zakonna, czy byłoby to już prześladowanie? Pewnie zależy od siostry :P. Pytanie trzecie: a gdyby (rozstąp się ziemio) z kartkami przyszedł ksiądz i nie zostałby wpuszczony do bloku? I czekałby całe długie minut piętnaście, i nie mógłby wejść? No to już jest nie tylko prześladowanie, to już zakrawa na walkę z Kościołem, prawda? :)))

Niestety, (prawie) nie żartuję. I problem nie polega, obawiam się, na kartkach wypominkowych, wpuszczaniu czy niewpuszczaniu, a bardziej na mniemaniu. I doszukiwaniu się urażania swej kościelnej godności w sytuacjach, które zdarzają się nieustannie i każdemu. Baba godności kościelnej nie posiada, o ile w ogóle posiada jakąś godność. Nie ma co urażać. Prześladowania nie stwierdzono. 

58.

1 komentarz:

  1. No to już jest nie tylko prześladowanie, to już zakrawa na walkę z Kościołem, prawda? - dokładnie tak by było (przynajmniej w odniesieniu do większości księży)

    OdpowiedzUsuń