lato?
wiosna?
czy może Boże Narodzenie? :P
Wszystko naraz. :)))
Wyskoczyłam na ogród, posadziłam pierwszą paczkę cebulek, marząc, że wzejdą i zakwitną. Druga paczka "zmieniła status na wysłane", więc może koło środy dojdzie... zamawiane tego samego dnia. No comment. Na ogrodzie najadłam się jeszcze, i to całkiem sporo, jesiennych malin... wycinam chabazie, marcinki w tym roku złapał grzyb, marnie kwitną. Łzawica zaowocowała w tym roku, jak dotąd, czterema koralikami. OK, pewnie Uważasz, że nie będą mi potrzebne...
Zwinęłam z balkonu kwiatki z barierki. Ptaki mają ustawioną wodę do picia i przylatują, zupełnie się nie przejmując moją obecnością na balkonie. Sierpówka gotowa była mnie zadeptać. Sikorki też przylatują, upominają się chyba już o karmnik :). Przygaduję im, że leniwe, że jeszcze mają masę żarcia w naturze, że nie było mrozów - no ale faktycznie, owady się pewnie już pochowały, trzeba będzie pomyśleć i o karmniku.
Z innych takich: upiekłam dla odmiany na obiad dynię makaronową - do tej pory piekłam cukinię albo hokkaido. Jest mniej mączysta niż hokkaido i mniej słodka, a z dipem serkowym bardzo smaczna. Polecam. Mam w planach spróbować jeszcze dyni piżmowej.
Oglądam aparaty fotograficzne, ale porządny bezlusterkowiec plus dwa obiektywy to wydatek minimum 4-5 tysięcy... Dobra. Teraz kawałek pompejanki, potem do mamy, skończyć szycie maseczek bezwzorowych, wieczorem kawałek doktoratu i tyle na dziś.
45.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz