no. Dni teraz dzielą się na kilkugodzinne odcinki między kolejnymi zapuszczaniami kropli mamie.
Myślę, że łatwo jest o dzisiejszej ewangelii mówić w kontekście opuszczania ojca i matki. Drobny problemik polega na tym, że gdyby wszyscy opuszczali ojców i matki, to kto by się nimi opiekował na starość? Domy opieki? :P Czy eutanazja? :P
Kiedyś, kiedy jeszcze ludzie miewali po piętnaścioro dzieci, zawsze trafiło się między nimi to jedno nieudaczne, które zostawało z rodzicami do śmierci, a potem i tak nikt się nim nie przejmował, bo nieudane. A teraz?
Myślę o moim ożenionym tydzień temu bracie, i o jego mamie, mojej ciotce. Ten syn dotąd pomagał jej najbardziej, dojeżdżał ze stolycy i robił, co trza było. Teraz opuścił matkę-wdowę, połączył się z żoną - i co? Ewangelia jest zadowolona, wdowa mniej :P. Może faktycznie powinno się umierać, skoro odchowa się (i pożeni) dzieci, żeby nie było z nami problemu? A ci, co dzieci nie mają, w ogóle od razu powinni umierać?
W świetle dzisiejszej ewangelii czuję się kompletnie nieuzasadniona. :(
25. Jeszcze tylko 1310.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz