czyli jednak meteopatia była po coś :P - załamanie pogody nastąpiło, u nas nie tyle groźne, co upierdliwe. Jest zimno, nie dochodzi do 18 stopni, i wszechmokro. O dyssamopoczucie oskarżałam też hormony... ale to się okaże na dniach. :P
Na razie siedzę w domu, porządkuję zdjęcia (zapraszam na blogi fotograficzne, zwłaszcza ptasząt przybyło :klik: ). Póki co pokonałam prawie pół tysiąca zdjęć ze stycznia... Łapię się też na tym, że muszę przejrzeć te swoje blogi i sprawdzić parę rzeczy, pewnie też poprawić kilka błędów rzeczowych, może coś uszczegółowić. I to chyba dobrze, bo mimo wszystko jeszcze się rozwijam, skoro wiem więcej niż dwa lata temu, tak? :P Jednocześnie narasta uczucie rozczarowania płytkością paru książek, do których zdarzyło mi się dziś zajrzeć. OK, może to są beletrystyczne gawędy skierowane do czytelnika-lajkonika, a nie konkretne pozycje popularnonaukowe, do jakich jestem przyzwyczajona i jakich mi bardzo brakuje (i jakich potrzebuję, i jakie z chęcią czytam do kawy, tia, ostatnio do kawy zdarzyło mi się czytać encyklopedię o bezkręgowcach :P). Odnoszę wrażenie, że pierwsza wspomniana kategoria robi się coraz modniejsza i coraz bardziej chwytliwa. Może dlatego, że i czasy płytkie, powierzchowne, i wiedza, może i ludzie...
W temacie kupowania nołtbuka prowadzę aktualnie mailową przepychankę z Panem Sprzedawcą i odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że ja bardziej wiem, co chcę kupić, niż on wie, co ma na sklepie :P. Po ostatnim mailu, w którym uzasadniałam, dlaczego nie chcę sprzętu z ogromnym dyskiem a kiepską baterią, chyba Pan się mnie lekko przestraszył, bo zamilkł :P. Podejrzewam, że potrafię ze specyfikacji wyczytać rzeczy, które jemu hm umykają. A Pan, być może, nie jest przyzwyczajony do obsługiwania klientek, które nie dadzą sobie wcisnąć pierwszego laptopa, którego Pan im poleci, zwłaszcza jeśli ów laptop jest akurat w modnym różowym kolorze :P.
Upiekłam wczoraj to ciasto, smak jest ok, ale muszę popracować nad konsystencją. Jest wyraźnie za mokre i rozciapuje się podczas prób krojenia czy wyjęcia z blachy. Więc na razie jemy łyżeczkami leguminę biszkoptowo-jabłkową z nutką kokosa, nie fantazyjną szarlotkę jakąśtam. Zdjęcia się nie da zrobić, wygląda jak coś, co morze wyrzuciło na brzeg podczas przypływu. :P
PS. Dziękuję Teodoksji za nieoceniony wkład w tworzenie Benedykcjonału :klik:.
Jednocześnie nieustająco zapraszam Wszystkich Szanownych do współautorstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz