więc dzień przesiedziany w domu, a pogoda taka, że specjalnie nie płakałam. Rano przyszedł do mamy hydraulik, zanim do niej zeszłam, już było po robocie. Nie wiem, czy będzie umiała obsłużyć ten nowy prysznic, no zobaczymy.
Na mailu wiadomość, że mam się zalogować na nowy dziennik elektroniczny. Loguję się, znowu wszystko inne. I telefon z pracy, od poniedziałku ruszamy na fula. I że ile lat temu to ja szłam do swojej pierwszej pracy? :) Tia, pamiętam jeszcze. Na sierpniowej radzie też odmawiałam wtedy różaniec :P. Ile to już lat, naprawdę nie wiem.
W papierach jak wół wrzesień 1994. :P Czyli dwadzieścia siedem. Zaczynam dwudziesty ósmy rok pracy za biurkiem... się pozmieniało na tym biurku, nie powiem. Gdybyż można było odejść po trzydziestu latach pracy, no. Za półtora miesiąca świętuję pięćdziesiąte chrzanię, czterdzieste dziewiąte dopiero... :( urodziny. Przy dobrych wiatrach, jeśli ZUS nie zmieni przepisów, dopiero kiedy skończę 57 obejmie mnie pomostówka... będę wtedy pracować przy tym samym biurku ile, 36 lat? Kiedyś chyba za to jakieś medale dawali... a tymczasem chyba zacznę centymetry od metrów krawieckich odcinać :P
Jeśli w ogóle dożyję, przy czym wcale, ale to wcale się nie upieram :P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz