Lars, czyli niż atmosferyczny o wdzięcznym norweskim imieniu, sprawił, że moje dzisiejsze wstawanie nie należało do łatwych... Przed zajęciami zdalnymi świat wyglądał tak:
Po zajęciach już tak:
A potem było już tylko coraz bardziej biało.
Po lekcjach, wypełnieniu niezbędnych tabelek i przygotowaniu i zjedzeniu obiadu nie usiedziałam w domu, oczywiście.
Sypało.
Podreptałam do portu, rozkoszując się śniegiem sięgającym do pół łydki - jak dawno, dawno temu, chyba w podstawówce ostatnio.
Sypało. Lazłam, modliłam się półgłośno - jak wtedy, na wałach, też sypał śnieg, też nie było nikogo. Nie mogę już, Weź raz Zdecyduj, Chcesz czy nie - Pokaż to teraz, Określ Się i nas... niech raz wiem - poddać się, zamknąć, czy walczyć? Jaka jest Twoja wola w tym wszystkim?
Świadkiem czapla portowa.
Doszłam do rzeki. Zasmarkana, zaryczana gęba, zapadany obiektyw.
Stadka krzyżówek
Stadka...
Gągoły!
I tylko zdumienie, że w całym stadzie tylko jedna samiczka??? Dwie samiczki?
Poniżej parka.
Nurogęsi też kilka było, próbowałam przebić ustawienia ostrości przez śnieg:
Dla porównania tu nurogęsi:
Nooo, to jest biel! A u nas tylko rozciapciane szare coś, od razu stopniało...
OdpowiedzUsuńnie pamiętam tyle śniegu jednego dnia od jakichś 40 lat... ale przydałby się mrozik, bo i u nas popłynie :(
Usuń