wtorek, 19 stycznia 2021

bluer

 czyli wtorek był bardziej depresyjny niż poniedziałek, nawet jeśli cieplejszy... cały dzień ciśnienie spadało, temperatura rosła,  a ilość pracy mnie _prze_rosła (co przy moim metr pięćdziesiąt akurat trudne nie było). Zaczęło się od tego, że jak poszłam rano do mamy, to oświadczyła, że właśnie idzie na zakupy, bo jest minus jeden :P. Nigdzie nie idziesz, jest minus dziesięć i sypie śnieg. Wprawdzie zero generalnie nie robi różnicy, ale tym razem to zero przy jedynce na termometrze może mieć pewne znaczenie... No i skończyło się tak, że musiałam na tempo się ubierać i lecieć po zakupy, bo mama umówiła się w piekarni na godzinę (że jak do którejś tam nie odbierze pieczywa, to pani sprzeda komuś innemu). 

A  śniegu pod nogami coraz więcej.




Generalnie ślisko. Ubierz się, wyjdź, przyjdź, rozbierz - i tak dwa razy, bo nie zmieściłam się z zakupami przed godzinami dla seniorów, po południu musiałam iść drugi raz... W międzyczasie praca, tym bardziej ffffkurzająca, że skupić się kompletnie nie szło, tym bardziej, że tu zakupy, tam dyżur w kuchni, tu jeszcze coś, i tak co chwilę przerwa i totalny bałagan. Jeszcze dwie rzeczy chcę dziś zrobić, może godzina mi wystarczy? 

Jutro podobno ma padać, ale deszcz. Szklanka na chodnikach murowana. Dla informacji Hyalmy: szklanka to potocznie gołoledź, czyli niczym nie przykryty lód na chodniku/jezdni. Kiedy jest szklanka, to jedynym bezpiecznym środkiem transportu naziemnego jest... samolot :P. 

Nie miałam dziś czasu ani chęci zresztą, żeby połazić w celach rekreacyjno-fotograficznych. Tyle, co idąc na zakupy spotkałam kwiczoła


(aaaale mina.... kwiczoł-zakapior :P)

a potem, przygotowując jedzenie, strzeliłam kilka fotek przez kuchenne okno.

Dzwońce



sierpówki


sikorki.


Kawki, zdesperowane wobec niemożności dostania się do zamkniętego w klatce karmnika, atakują orzech kokosowy.





I nic z tego, no.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz