piątek, 15 kwietnia 2022

nic mi nie wychodzi

 wszystko muszę spartolić... dziś znowu nie wyszły mi ciasta. Chyba przestanę piec. Przecież można kupić i po cholerę się męczyć i wściekać, że znowu coś spieprzyłam. 

:((((

Naprawdę, świat beze mnie byłby duuużo lepszy. Choćby zakalców byłoby mniej na świecie.
Przepraszam, że jestem, no. Naprawdę nic nie mogę na to poradzić.

Wczoraj PeJeden na kazaniu powiedział bardzo mądrą rzecz: że ważna jest Eucharystia, ważne jest kapłaństwo, ale milion razy od obu naraz ważniejsza jest miłość. Eucharystia się skończy, przeminie. Kapłaństwo ludzkie też. Miłość jest wieczna. Ale tylko taka miłość, która najpierw myje ludowi nogi, a potem idzie na krzyż. 
Bez takiej miłości ani kapłaństwo, ani Eucharystia nie przyniosą owocu. Możesz se być kapłanem, ale jeśli do krwi nie kochasz ludu jako równego sobie, a może nawet i większego od ciebie, jeśli do krwi nie służysz ludowi jako równemu tobie lub nawet większemu od ciebie, jeśli służysz wyłącznie własnemu poczuciu godności i własnej chwale oraz kapłańskiej wielkości, a przy tym własnemu tyłkowi (i przodkowi) i swojej kieszeni oraz świętemu spokojowi, w pogardzie dla wszystkich, co nie mają szczęścia być kapłanami - to tia, dadzą ci kwiaty, będą się roztkliwiać i rozczulać, i wychwalać cię pod niebiosa. Tyle że z twojego kapłaństwa nawet psom butów szkoda próbować szyć. 

Rozumiesz? Pewnie nie... 

A dziś największym bólem było nie móc spróbować tych ciast, choćby i z zakalcem, ale tak cudownie świeżo upieczonych i pachnących... do niedzieli będą się nadawać do wyrzucenia przez okno, zaręczam. Ale cóż, mama wpadła w typowo sklerotyczne "szybciejszybciejszybciej", wszystko trzeba robić już, bo się nie zdąży, najchętniej, jak sądzę, byłaby już po Zielonych Świątkach, bo  byłoby z głowy i nie trzeba by było nic więcej szykować... więc robię, płaczę, że znowu spieprzyłam, najchętniej zamknęłabym się w pudełeczko i wysłała na księżyc, a nie obchodziła jakąś Wielkanoc. 
U brata już wszyscy mają kowida (który po pierwsze nie istnieje, a po drugie pandemia się skończyła), za to do ciotki-neonki zjechała cała rodzina, no i oczywiście mamy zaproszenie, żeby z nimi świętować, na co naprawdę brakuje mi jakoś ochoty. Okropna jestem, wiem. 

219.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz