a ja Mu trochę pomagam. :) Miałam w tych dniach w karmniku sikorki bogate i modre, szczygły, dzwońce, dzięcioła dużego i sójkę. Nie było wiele czasu na robienie zdjęć, dlatego tylko kilka.
Tu widać kawałek szczygła w karmniku.
A oto i dzwoniec zza firanki:
Z sikorek mam udokumentowane tylko bogatki.
Dzięcioł uciekł, jak zobaczył obiektyw, a sójka w ogóle ucieka, jak tylko zobaczy mnie :P.
Słuchając dziś przydługiego kazania na onlajnowej mszy (miałam odwagę wyjść tylko na śmietnik, a i to odbyło się z narażeniem życia :P) zastanawiałam się, jak wyglądałaby moja historia, gdyby ją zapisać w Biblii. Skoro zapisali historię takiej Anny, matki Samuela. I nie wiem, może to jest klucz. Bo moja historia nie będzie historią Anny, nie będzie szła po tej samej linii, że niepłodność, potem syn, potem oddanie syna i potem kolejne dzieci (że w nagrodę za to oddanie, tak?). Moja historia nie będzie szła po linii historii Abrahama (posłuchałeś Rozkazu, zatem bądź błogosławiony, potomstwo jak gwiazdy i piasek, tia) ani historii Rut, ani Hioba, ani, za przeproszeniem protestantów, Judyty, ani kogokolwiek.
Dać Bogu prawo, że nie Musi działać po linii dawnych historii. Że Ma, cholera, prawo Się zgubić. Że Jego świętym prawem jest zostać w tej świątyni, jak został Samuel. A ty, babo, możesz najwyżej co roku przynieść nowy płaszcz. Nie, ta historia z płaszczem też już była :P.
A gdyby Miriam nie zabrała Go wtedy z tej świątyni, czy historia zbawienia potoczyłaby się inaczej? Czy Odkupienie dokonałoby się nie przez Syna cieśli z Nazaretu, tylko przez wybitnego Ucznia którejś ze szkół rabinistycznych?
Poza tym w końcu dzień odpoczynku, zbyt krótki, żeby zrobić cokolwiek - już za oknem zmrok. Część jedzenia z wczoraj niestety wylądowało na śmietniku, bo jednak gusta kulinarne zbyt diametralnie mi się różnią, żeby w święta na siłę dojadać pomidorową z rozcieńczonego z lekka keczupu, śledzia, co nie smakuje jak śledź, zresztą nie smakuje jak nic :P i sałatę z ogórkiem (BTW1: NIE DA się zrobić sałaty z olejem rzepakowym, to MUSI być oliwa z oliwek) (BTW2: usiłowałam wytłumaczyć mamie, co rozpacza, że gdyby jej pozwolili gotować, to nie zmarnowałoby się tyle jedzenia, że najprawdopodobniej ich gusta kulinarne na tyle są odległe od naszych, że gdyby podała coś, co nam smakuje, to oni by to krytykowali przynajmniej do Wielkanocy). Myślę, że ludzie z różnych światów nie powinni się zbyt blisko spotykać, bo na odległość mogą się nawet i kochać, a z bliska nic z tego nie wyjdzie...
Poza tym w końcu mniej kaszlę i to jest pierwszy dzień, kiedy nie leje mi się z nosa.
109.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz