wtorek, 14 grudnia 2021

stopiłam czajnik

 ale tak na amen, jutro muszę kupić nowy. Oznajmiam powyższe, gdyby ktoś twierdził, że baba koło pięćdziesiątki zachowuje zdolność robienia kilku rzeczy naraz. Otóż nie. Tak samo jak nie ma już opcji robienia czegoś w międzyczasie. Trzeba zrobić jedno, skończyć, dopiero zaczynać drugie. I tyle. 

Wstawiłam wodę i poszłam sprawdzić, czy działa nauczanie zdalne. Nie działało. W międzyczasie zadzwonił telefon, w międzyczasie w trybie pilnym trzeba było porobić opłaty, bo jutro piętnasty, a ta durna komórka włączała wszystko, tylko nie to, co chciałam - jak zwykle. I skończyło się tym, że czajnik się rozpłynął, a w całym domu śmierdzi plastikiem. Nie lubię plastiku. Kiedyś czajniki były metalowe. Kiedyś paliło się prawdziwym ogniem w kuchni z cegieł. Kiedyś w szkole czytało się z papierowych książek, pisało ołówkiem w papierowych zeszytach. Komuś było z tym źle? 

Naprawdę, kompletnie się nie nadaję do tego po***nego świata. Nie umiem obsługiwać tej popiii technologii. Nie chcę się tego uczyć. Chcę na emeryturę. Albo do grobu. Jak pomyślę, że mam jeszcze 10 lat  pracować i to wszystko (i coraz nowe rzeczy) ogarniać, to rzygać mi się chce. Mam tylko nadzieję, że blok nie wyleci przeze mnie w powietrze, jak będę się uczyć wyłączać kolejne idiotyczne funkcje w kolejnej idiotycznej aplikacji.

Kupiłabym chatę na głębokim odludziu, bez prądu, bez wody, z piecem na drewno, z metalowym czajnikiem z pokrywką, z pogrzebaczem do przestawiania fajerek. Tamten świat był bezpieczniejszy. Żałuję, że przeżyłam rok 1990. Nie chcę. Mam dość. 

97.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz