wtorek, 7 grudnia 2021

wiecie, jakie będzie

 następne genialne obwieszczenie miłościwie nam panującego Ministra Spraw Beznadziejnych? Stawiam, że coś w stylu: "Ponieważ nasze skuteczne działania, które podjęliśmy wczoraj wieczorem, do dziś rana nie wydawały się przynosić oczekiwanych skutków (a to wszystko przez niesubordynację wrażych sił), odpowiadając na oczekiwania społeczne i wychodząc naprzeciw szeroko pojętym potrzebom obywateli, władze wprowadzają kolejne trzynaście dni wolnych od pracy. Corocznie będą one przypadać 30 lutego, a także w każdy szósty poniedziałek miesiąca. Prosimy głośniej wyrażać słuszne i uzasadnione zachwyty."

Decyzję o wprowadzeniu nauczania zdalnego proponuję uczcić minutą ciszy, podobnie jak łaskawie oferowaną propozycję wcześniejszych emerytur dla wszystkich nauczycieli, którzy w 1999 roku mieli 20 lat przepracowanych za biurkiem. Teraz mają co najmniej 41 lat pracy i najbidniej licząc jakieś 6o lat życia, a większość z nich to kobiety, od co najmniej roku na emeryturze bez niczyjej łaski. No ale to trzeba umieć liczyć. Podobnie jak umiejętności liczenia wymaga skonstatowanie, że nauczanie zdalne od 20 grudnia do 9 stycznia zawiera średnio sześć dni pracy. W niektórych szkołach trzy. 

Wydaje mi się, że duża część absolutnie genialnych i przyjmowanych z entuzjazmem decyzji miłościwie nam panujących Ministrów Spraw Beznadziejnych wynika z zakładania, że społeczeństwo liczyć jednak nie umie. Wobec czego zastanawiam się, czy propozycja utrzymania obowiązkowej matury z matmy nie jest czasem zakamuflowaną próbą obalenia rządu. 

Echhhhh.

Dwa milimetry śniegu spadło i radocha po pachy.







Przyleciały pierwsze zimowe dzwońce.


Wychodzę do pracy o świcie, wracam o zmroku. :P Nawet nie wiem, co mi dziś obżarło karmnik, czy to głodne, wymarznięte sikorki, czy sójka, którą przy karmniku widuję, czy dzięcioł, czy inny drób. Wracam, biorę się za lekcje, za górę sprawdzania, kichając raz po raz zastanawiam się, czy nie zaraziłam się czym od dzieciaka z pierwszej ławki, którego rodzice nie chcieli zabrać do domu, mimo że kaszlał jak smok, a maseczkę co chwilę ściągał na szyję, bo nos miał tak zatkany, że i bez maseczki ledwie oddychał. 

Do tego kolejne duperele z mamą - tak wiem, to same duperele, jedna mniejsza od drugiej. Takie kamienowanie popkornem. Idę do domu, histerycznie ryczę. Bo jestem skretyniałą idiotką, żadnego innego powodu naprawdę nie ma. Ciemno, zimno, mokro, ślisko - i co z tego, taki klimat. 

Naprawdę, naprawdę nie wiem - po co mnie Wymyśliłeś? 

90.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz