niedziela, 12 grudnia 2021

...bo w 1981

 też wszyscy ludzie wierzyli ekipie rządzącej, a stan wojenny był dla nich jakże gorzkim rozczarowaniem. Dlatego uważajcie, czego słuchacie i co oglądacie w telewizji, myślcie, zanim zaczniecie wierzyć, bo rozczarowanie gorzkie może was spotkać, równe temu z 1981 roku...

Cytat w miarę dokładny z dzisiejszego kazania :P. Nie, proszę Wielebnego, w 1981 to chyba tylko idioci wierzyli ekipie rządzącej. Zresztą propagandę mieli gorszą niż dzisiejsze ekipy. Ale skąd Wielebny ma takie rzeczy wiedzieć... Wielebny nie uciekał przed zomowcami po skwerkach, wracając ze szkoły po godzinie policyjnej. Wielebny wtedy siusiał w pieluszkę. Z tetry, być może po starszej siostrze. A może nawet zaczynał ćwiczyć raczkowanie, o ile miał dość siły, bo akurat załapał się na rozdawane przy parafii mleko w proszku z USA.

Śmieszy mnie, jak ludzie naginają fakty, żeby tylko mieć zręczną podkładkę do swojego moralizmu. Co nie znaczy, że propagandy i manipulacji, i głupich ludzi teraz nie ma. Ja też każde słowo każdej stacji telewizyjnej i radiowej radziłabym przesiać dziesięciokrotnie, żeby ewentualne ziarenko prawdy wyodrębnić z mułu głupot i kłamstw. Ale zaufania narodu do rządzących w 1981 roku jakoś nie śmiałabym się spodziewać...

Kolejny za krótki dzień. Po mszy pojechałam na cmentarz, oberwałam od pomnika przymarznięte wianki, trzy razy latałam przez cały cmentarz na śmietnik, żeby powyrzucać, co zdechło. Pomnika umyć się nie dało, woda zamarzała w zetknięciu z kamieniem. Położyłam na brudny pomnik dwa wianki ze sztucznymi  poinsecjami, do wiosny musi wystarczyć. Wróciłam, zorganizowałam obiad, przysiadłam do szkolnych rzeczy (ten tydzień będzie jednym koszmarnym ciągiem semestralnych zaliczeń, bo cholera jedna wie, co będzie się działo po świętach), posiedziałam trochę z mamą w ramach socjalizacji - no i za oknem noc. Wstawałam po ciemku, biegłam na mszę po ciemku, jak jechałam na cmentarz, niewiele było widać z mgły. Po obiedzie znowu ciemno. Taki klimat. :P

Przeżyć jeszcze ten tydzień. Jakoś. 

95.

2 komentarze:

  1. Mgła.
    No czytam ten początek i mnie zatkało. :D

    Wiesz, dziś tak sobie myślałam, że chyba mam za wysokie wymagania co do homilii czy nawet kazań. Normalnie mogę od ręki powiedzieć co mi się kojarzy jako ważne do powiedzenia w niedzielę Gaudete, w nawiązaniu do Pawłowego "Zawsze się radujcie".
    Kurczę, czy to jest już pycha czy po prostu racjonalizm? Dobra, nie będę dalej wylewać żali...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem. :))) Ale i tak nikt go nie słuchał :P, więc szkody nie narobił. Wiem, że nikt go nie słuchał, bo tylko ja w tym momencie kazania głośno mruknęłam "yhyyy" - tylko ja z całego kościoła. Wcale nie w jednej trzeciej napełnionego. :P

      Może generalnie nasze wymagania? oczekiwania? zrobiły się zbyt wysokie, co łączy się z zauważalnym spadkiem realnego poziomu. Chyba wszyscy nauczyciele potwierdzą, że rok w rok tak jest, że nie da się zrobić zeszłorocznego testu, bo połowa uczniów go obleje. Gdyby zrobić test sprzed 3 lat, zda jedna czwarta. Testu pięcioletniego nie napisze prawie nikt...

      Pewnie podobnie jest z homiliami. Nam standardy pozostały te same...
      BTW: zastanawiam się, czy jak byłam młoda, to homilie były lepsze, czy ja bardziej bezkrytyczna? Wtedy życie było proste. Ksiądz miał zawsze rację, komunista to był wróg, problemy życiowe sprowadzały się do napchania głodnego brzucha i poradzenia sobie z dziurawymi butami...

      Usuń