czwartek, 9 grudnia 2021

zachorowało ci się czy co?

siedzisz w domu albo leżysz z telefonem na infirmerii  i masz za dużo czasu, i znowu tu przylazłeś? Nie chce mi się nawet zgadywać, jakie strony odwiedziłeś przy okazji.  Jak chcesz mi coś powiedzieć, to napisz w komentarzach. Jak chcesz o coś spytać, jak wyżej. Mam o tobie ugruntowane zdanie i prędko go nie zmienię, a jeśli, to najwyżej z bezdennej pogardy na bezdenną litość. Nie bój się, zbyt się brzydzę, żeby ci cokolwiek zrobić. Jeszcze coś?

Dziś od rana lekcje z dziś i przełożone w ramach zmiany planu z jutra. Dzieci w ilości szczątkowej, w którejś klasie trójka, w którejś jedno, w którejś nikogo. Siedzę w pustej sali i usiłuję dopchać się do serwera, żeby zaimprowizować jakieś nauczanie zdalne. Najpierw plik nie daje się otworzyć, bo system żąda dostępu do office'a, którego nie ma, bo kosztuje. Jest wersja darmowa, ale w niej nie da się zapisać pliku, bo funkcja save nie jest aktywna. Zapisuję więc na dysku guglowskim, próbuję dzieciom przesłać link. I co widzę? Że nie mam uprawnień do udostępniania tego pliku... dodajcie do tej historii, że iks razy wyrzucało mnie z sieci i musiałam się logować kolejne razy. W końcu udało mi się plik udostępnić, dzieci potwierdziły, napisałam jeszcze tylko, że gdyby ktoś miał problem z tymi zadaniami, to proszę zadawać pytania na mojego maila - i dzwonek. A Miłościwie Nam Panujący twierdzi, że nauczyciele dalej będą pracować te swoje 40 godzin, ino że w szkole... ja widzę scenariusze dwa. Albo będą siedzieć 8 godzin dziennie w szkole i walczyć z serwerem, a w domu robić to wszystko jeszcze raz na prywatnych zasobach, i wyjdzie im średnio dziennie jeszcze 3 godziny pracy plus te osiem, albo posiedzą w pracy, nic nie będą robić, bo się nie da, a potem przyjdą do domu i dalej nic nie będą robić, bo swoje już przecież wypracowali. 

Wracam do domu, obiad, ogarnięcie z grubsza zapotrzebowania i wio na zakupy. Odebrać mamie lekarstwa z apteki, no problem. Faktura miała być? No miała, ale nikt jej nie wydrukował. Czekam, nudząc się jak mops, aż pani wydrukuje. A pani nie jest pewna, jak to napisać, bo lek robiony, więc czeeeekam. Wracam do domu, zostawiam butelkę i fakturę, łapię wózek na zakupy, lecę do supermarketu. Ogarnąć to wszystko (i tak zapomniałam płatków na mleku, tak, miałam _dwie_ listy zakupów), odstać swoje do kasy. No łaziłam trochę w kółko, bo szukałam dziecku prezentu na mikołajki... Dziecko z tych, co to raczej home and design, trzeba było nazbierać trochę rzeczy w miarę ładnych i niedziadowskich. Jeszcze bym chciała dokupić jakąś osłonkę do pogrzewacza w stylu Krizmas i będzie... Potem kolejna kolejka w mięsnym, po drodze jeszcze w kiosku, bo Niedzielę mamie trzeba kupić. Zeszło mi w sumie z półtorej godziny. Przytargałam to jak wielbłąd do domu, przepakowałam, żeby zanieść mamie jej zakupy. Wchodzę do mamy, a ona cała w spazmach, bo dzięki Bogu, że wreszcie jestem, gdzie ja byłam tyle czasu, na pewno coś mi się stało, ona tu umiera i w ogóle, przecież ciemno jest. Tak wiem, powinnam wybuchnąć śmiechem i olać to drogim olejem, ale ze zmęczenia zwyczajnie nie wytrzymałam... 

Tak wiem, ona gra na moim poczuciu winy i tym, że zawsze czuję, że ile bym się nie starała i jak nie zapiiii****, to i tak będzie źle. Że ona by chciała kontrolować każdą minutę mojego życia, że jak mnie półtorej godziny nie widzi (wiedząc, gdzie jestem), to wpada w histerię. No i znowu jest moja wina, bo ja się drę, bo ja robię problem, bo ja. Do dupy taka córka, jak pójdzie na zakupy, to po ciemku do domu wraca. Jak zwykle... Pamiętam, raz przy analogicznej okazji zaproponowałam, żeby zaczęła tak kontrolować brata, gdzie jest, ile czasu go nie ma, kiedy wraca do domu. Reakcja była bezcenna. Brata _nie można_ tak traktować. Mnie można... i poza tym powinnam siebie kontrolować, bo ostatnio jakaś nerwowa jestem. 

Naprawdę, bardzo chciałabym już mieć to wszystko za sobą, całe to (epitet) życie. Może Ty Byś Się za mną Ujął. A jeśli nie, to i tak już wszystko jedno...

92.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz