i przy okazji ciastka francuskie z różą
które po otwarciu piekarnika włączyły mi alarm ulatniającego się gazu. Nie wiem, co im się tam wydziela, jak rosną, może faktycznie jaki metan-etan.
Poza tym dzielnie walczę z porządkami i ugotowałam na jutro barszcz do uszek - stoi i nabiera smaku. A wieczorem przyprószył u nas śnieg.
Herbatka dziś hibiskusowa z owocem róży, cytryną i jabłkiem. Nie nachalnie hibiskusowa, lepsza niż większość innych herbatek tego typu. Czyli w sumie nie żałuję kupienia English Tea Shop.
Kartka:
Józef teoretycznie wraca do rodzinnego miasteczka, do domu. Naprawdę nie ma tam żadnych krewnych i szuka gospody? Betlejem duże nie było i gospoda (jedyna?) też była odpowiednio mała, a zjechali się wszyscy dumni potomkowie Dawida na spis. I znowu: naprawdę żaden nie był krewnym/znajomym Józefa? A może był nim ten, który udostępnił im swoją stajnię/grotę?
Takie nic. Moc drobnego gestu, nieadekwatnego do sytuacji, niewystarczającego, może pogardliwego. A Bóg się rodzi.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.