piątek, 18 listopada 2022

śnieg pierwszy

 


z tych śniegów, co to roztapiają się w powietrzu, nie dotknąwszy zbyt ciepłej jeszcze ziemi. Mimo zapowiedzi poważnego przymrozku jeszcze nie mieliśmy, jest koło zera. 

Dziś w pracy oprócz pracy podejrzanie dużo poważnych rozmów, po kilku mam kaca... Bardzo dziwnym trafem kilka osób zupełnie ze sobą nie powiązanych zaczęło dziś temat o liturgii. :P Z jednej rozmowy wynikało, że wiara? hm w każdym razie że Kościół i liturgia jego są gwarantem poukładania i ładu. Bo jak się rano chodziło na mszę niedzielną, a potem siadało do rodzinnego obiadu, to był taki spokój i bezpieczna stabilizacja... z dalszej części rozmowy wynikło, że PT Interlokutor chyba zaczyna się bać obecnego poziomu rozchwiania moralnego i zastanawia się, dokąd można/powinno się przesunąć dozwoloną granicę między tym, co jeszcze jako tako dobre, a tym, co już jednoznacznie złe. Nie wiem. Może faktycznie całkiem dobrze ma się pogląd, że można robić, co się chce i dopuszczać się czynów wszelakich pod warunkiem, że będzie się mówić paciorek i frekwentować niedzielną mszę? Liturgia jako zapewniacz św. Spokoju i dostawca bezpieczeństwa i porządku społecznego, hm cóż. Nie uświadomię przecież PT Interlokuterowi, że w wierze chyba nie o to chodzi. Zresztą, czy koniecznie trzeba mieć wiarę? :P Nie wystarczy do kościółka chodzić?

Drugi PT Interlokutor przekonywał mnie z kolei, że liturgia (ale koniecznie trydencka :P) jest podstawowym wyznacznikiem chrześcijaństwa. Że bez mszy tyłem do ludzi, buzią na wschód, bez komunii na język i na klęcząco i bez przenoszenia mszału z miejsca na miejsce chrześcijaństwo nie istnieje. Moje protestanckie geny zaszeleściły niepokojąco :P i ze wszystkich sił powtrzymałam ich ekspresję, nadmieniając tylko, że w takim razie chrześcijaństwo zaczęło się jakoś w średniowieczu. A nie skończyło się do dziś dnia tylko dlatego, że PT Interlokutor Drugi i jemu podobni ratują świat od zagłady. Nieprawdaż?

A liturgia, jak twierdzi mój (katolicki, uprzedzam pytanie) katechizm, w swoim podstawowym znaczeniu odnosi się do chrześcijańskiego życia, nie do czynności/sposobu sprawowania kultu. I w tym znaczeniu pewnie zmysł wiary ludu Bożego wykazał słuszność: życie chrześcijańskie = liturgia każdego z nas gwarantowałoby bezpieczeństwo i ład społeczny. I to życie chrześcijańskie = liturgia jest wyznacznikiem chrześcijaństwa, i bez życia chrześcijańskiego = liturgii chrześcijaństwa nie ma. Tyle że życie chrześcijańskie naprawdę do czynności/sposobu sprawowania kultu specjalnie się nie ma. Niestety. Pewnie, że najlepiej modlić się pod figurą i diabła za skórą nie mieć :P. Ale to rzadkie zjawisko.

Poza tym wychodzę do pracy i jest ciemno, a jak wracam to też jest ciemno i nawet nie wiem, czy znowu jest ciemno, czy cały czas. 

436.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz