mimo że dalej jestem zmęczona i zmarznięta (i nic nie wskazuje, aby powyższe miało się zmienić). No i dorwałam zegar z kuchni.
Zegar jak zegar, ale w tej odsłonie wisi u mnie już kilkanaście lat i po ostatnim remoncie trochę zlewa się z płytkami, na których wisi. Zatem kilka godzin później...
U mnie w kuchni rządzą słoneczniki, więc wtapia się w konwencję, a jak mi się znudzi, to po prostu go umyję :P.
Na przedpokój nie mam pomysłu. :( Nie podoba mi się i powinnam go jakoś zagospodarować, no ale jest beznadziejny i dopóki czegoś nie wymyślę, to będzie beznadziejny.
Poza tym jest ciemno, tak ciemno, że zdychają mi kwiatki na parapetach, a pelargonie blakną. Ta w lecie była, na przykład, jednolicie różowa.
Po ostatnie, dzięcioł przeniósł się na modrzew, czyli jeszcze bliżej mojego balkonu. Nie wiem, czy bywa na balkonie, bo co z dnia jest widno, to spędzam w pracy...
440.
Te słoneczniki namalowałaś? wow!
OdpowiedzUsuńDzięcioł bajer. U znajomej mojej Mamy dzięcioły przylatują i bębniąc w parapet domagają się jedzenia, jeśli w karmniku brak.... Na którymś wysokim piętrze w wieżowcu, koło lasu.
ee, nie. To impresja na temat dekupażu, tylko wodnym klejem :P.
UsuńDzięcioły są fajne, ale strasznie szybko znika jedzenie z karmnika.
Ładnie wyszedł ten zegar. Trochę lata w listopadzie.
OdpowiedzUsuń:) było mi potrzebne.
Usuń