Kilka zdjęć z mojego popołudniowego wracania z ogrodu.
Rozklejam się ostatnio, zresztą nie tylko przy okazji zachodzącego słońca. Wystarczy kiwnąć palcem, a idiotka ryczy :P. Mam nadzieję, że to hormony. I że w końcu, jak już pobrykają, to pójdą spać na drzewo.
Dziś zazdrościłam wszystkim, co mają okna na zachód i na tyle wysoko, że widzą, jak zachodzi słońce. I tym, co mieszkają w miejscach na tyle niecywilizowanych, że da się wykadrować fotkę nie zaczepiając o latarnie, kable, dachy. Że chciałabym mieć kawałek swojej ziemi, na tyle duży, żeby można było udawać, że nie ma miasta. I że - po wycofaniu się rodziny z planowanego interesu wiązanego - raczej nigdy nie będę takiego kawałka ziemi mieć.
Po Tamtej Stronie na pewno nie będzie takiej możliwości. :( A po tej - mnie samej nigdy nie będzie stać na kupienie działki, poza tym załatwianie formalności prawnych mnie przeraża. I konieczność samodzielnego ogarnięcia wszelkich spraw technicznych potem - przydałaby się woda, prąd, jakiś choćby garaż. Więc nie. Ale popłakać sobie można przecież :P. A co.
W pracy po raz kolejny zmiana planu - nauczyciele pracują w kilku szkołach, więc zwykle jedna zmiana pociąga kolejne. A że nauczycieli brak, a rozpaczliwe poszukiwania dają raczej częściowe rezultaty - to i zmiana za zmianą. Więc siedzę, kombinuję, zmieniam, nie produkując okienek - i wściekam się na myśl, że za pięć dni będę robić kolejną planową rewolucję, bo w którejś tam szkole w końcu znajdą panią od polskiego, ruszą swój plan, i nasz plan poleci.
Jeszcze siedem lat, jeszcze siedem.
Tymczasem w bliższej perspektywie czasowej listopadki przepowiadają zimę:
Biały, czerwony, różowy i żółty.
Tyle możesz mieć, posiadaczko ziemi w doniczkach.
427.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.