wiecie, co dziś - na początek niedzieli biblijnej - usłyszałam na kazaniu podczas pierwszej niedzielnej mszy, na 7.00 rano, ja i parę setek innych, chyba dość gorliwych katolików? Że Pismo Święte warto czytać, bo...? Że Biblia opowiada o tym, co dla mnie ważne? Że mam w Biblii przyjaciół i fragmenty, które mnie określają? Że moja historia łączy się z historiami biblijnymi? A skądże.
Usłyszałam, że nie chodzę do kościoła (sic), a jeśli chodzę, to dlatego, że muszę (ciekaaaawe kto mnie zmusza, tia... już se wyobrażam moją reakcję na zmuszanie mnie do czegokolwiek, hmmmm...). Poza tym usłyszałam, że się nie modlę, a jak się już modlę, to też dlatego, że jestem przymuszana, a Biblii to nie czytam już w ogóle. A poza tym Kościół jest prześladowany i wszyscy źle mówią o jego kapłanach przy każdej okazji.
W sumie to nie powinno mnie już dziwić, jakie zdanie ma na mój temat Twój Kościół, prawda? Boli mnie tylko, że Ty Możesz mieć takie samo zdanie, i co wtedy?
Pryszcze na mordzie nadal mam. I to jest najciekawsza wiadomość dnia dzisiejszego w sumie.
Z ciekawostek fotograficznych to mam dziś całkiem ładnego pełzacza
pawia, a właściwie pawicę, grzebiącą się w ciepłym piachu jak prawdziwa kura
kosicę, która się buduje (i wiem w którym miejscu, ale nie powiem nikomu)
grzywacza grzecznie czekającego na paszport
oraz asfosdele...eeee.... śniedki. Zawsze tak sobie wyobrażałam asfodele, nic na to nie poradzę. :P
I chyba normalnie zaraz pójdę na drugi spacer dziś, bo co będę w domu siedzieć bez sensu.
wieczorem
to jeszcze tylko gągołki wam pokażę:
Nie wiem, czy uwierzycie, ale z takiego gągolątka
wyrośnie taki gągoł
235.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.