jak do tej pory - stwierdzam po tygodniu. Żadna dotąd nie szła mi aż tak po grudzie (skończyłam dotąd szesnaście pompejanek za szesnaście różnych osób) - naprawdę, przy żadnej nie było aż takich oporów. Warunki zewnętrzne obiektywnie bywały trudniejsze, a modlitwa szła. Teraz co wieczór łapię się na tym, że godzina mocno spóźniona, a pompejanka nie zaczęta. Bo zawsze coś. I dziwię się bardzo, bo naprawdę myślałam, że akurat ta osoba będzie bezproblemowa. W każdym razie na liście moich intencji to był ktoś, o kim miałam jedną z lepszych opinii... w porównaniu. A tu zonk. Nie wiem, wolę nie wnikać.
Myślę w tym kontekście o ludziach, którzy naprawdę chcą dobrze, ale po prostu lubią wygodne życie. I dlatego nic nie robią, żeby sprzeciwiać się złu. Nawet przy pełnej świadomości, że zło się na ich oczach, pod ich bokiem dzieje. Czciciele św. Spokoju, który jest potężnym patronem.
A poza tym praca, ogród, wynoszenie z domu rzeczy przed spodziewanym remontem, takie tam.
258.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.