sobota, 29 stycznia 2022

złapałam panów od gazomierzy

 dopilnowałam wymienienia wszystkich rodzinnych liczników. I co? I okazało się, że mój gazomierz ma jakieś przebicie z prądem, bo kopie i iskrzy. Mam skontaktować się ze spółdzielnią, żeby przysłali elektryka do sprawdzenia. I zaczynam się liczyć (dosłownie) z koniecznością gruntownego remontu, z wymianą kabli, czyli z pruciem ścian... już mi niedobrze. 

Dodatkowo mnie fffkurza, że nie mam podanego planu na następny tydzień, bo plan się tworzy, bo nauczyciele chorują i kto ich wie, czy wstaną, czy będą chorować dalej. W poniedziałek po południu znowu rada... jak tu umówić się z fachowcem w takich warunkach? 

Przekracza mnie to wszystko. Nie wiem, może największym wyrzeczeniem samotnie żyjących w świecie form życia konsekrowanego, męskich i żeńskich, jest właśnie to. Że nie ma ci kto drobnego remontu zrobić. Albo ugotować pierogów czy zaszyć rozdartych spodni. Albo przypilnować jakiejś sprawy w domu, kiedy akurat ty musisz wyjść. 

No i idzie ten drugi lutego, i nie po raz pierwszy zastanawiam się, czy ja to w końcu jestem forma życia konsekrowanego, czy nie. Bo trzech ślubów nie składałam i co teraz. 
Co do czystości to akurat sumienie mam na całej linii, i czasowej, i wymiarowej, absolutnie czyste. Co do ubóstwa nie mam złudzeń, że żyję w większym niż przeciętna zakonnica w tym kraju. Co do posłuszeństwa, tu jak każda baba mam najwięcej za pazurkami, oj mam. Może też nie więcej niż przeciętna zakonnica... chociaż przyznaję, że prawdopodobnie wyleciałabym z każdego zakonu i zgromadzenia, jakie potrafię sobie wyobrazić. Nikt by nie wytrzymał z taką cholerą (dlatego wyrażam najszczersze gratulacje wszystkim, którzy mnie nie poślubili :). Nie wiem, co za lat iks postanowi Kościół, który jak dotąd wytrwale się kłóci o te dziewice konsekrowane(?) i to pewnie potrwa jeszcze z paręset lat. Pewnie, że bym chciała, żeby uznali, że jesteśmy pełnoprawną i prawdziwą formą życia prawdziwie konsekrowanego. Ponadto marzy mi się analogiczna forma samotnego życia w świecie dla mężczyzn, uznanych przez Kościół jako forma życia prawdziwie konsekrowanego, nie jako pustelnicy gdzieś w głuszy, tylko w mieście, na wsi, w zakładzie pracy.

I znowu, qrcze, marzy mi się, żeby faktu konsekracji nie mierzono ilością składanych ślubów, tylko jakością życia może? I marzy mi się, żeby jedna forma życia konsekrowanego nie patrzyła krzywo na drugą, z pozycji swojej większej doskonałości/prawdziwości/wspaniałości. I marzy mi się, żeby Kościół mnie potrzebował. 
Amen.


wieczorem

elektryczna zagadka logiczna.
1. Jeżeli licznik od gazu kopie, to musi być podpięty pod prąd. 
2. Miejscem, gdzie rura od gazu styka się z prądem z sieci, najprawdopodobniej jest kuchenka gazowo-elektryczna.
3. Znajdź miejsce, w którym twoja kuchenka podłączona jest do prądu i odłącz ją, a licznik przestanie kopać. 

Dotąd czysta logika. Teraz duży problem logistyczny: gdzie właściwie moja kuchenka jest podpięta pod prąd? Gdzieś z tyłu za szafkami w kuchni?

Znalazłam w środku w jednej z kuchennych szafek tajemnicze gniazdko z włączoną równie tajemniczą wtyczką. Zakładając, że to wtyczka od kuchenki, dokonałam rozłączenia. I... wyłączyło mi prąd w połowie domu w gniazdkach. Cała kuchnia i cały mały pokój (ten z ruterem). Sprawdziłam bezpieczniki - ok. Prądu niet. Włączyłam tajemniczą wtyczkę do gniazdka - prąd jest. Tyle, że licznik od gazu prawdopodobnie kopie... 

Nie wiem, skąd i dokąd prowadzi kabel od i do gniazdka. Musiałabym odsuwać od ściany wszystkie kuchenne szafki i zapewne mnie to czeka. Sama tego nie zrobię... sama to mogę powynosić wszystkie kuchenne utensylia z rzeczonych szafek. Najwyżej. Czyli już wiem, co będę robić jutro. 

Przeraża mnie wizja zrujnowanej kuchni, a jeszcze bardziej wymiany wszystkich przewodów elektrycznych w całym mieszkaniu. 

143.

6 komentarzy:

  1. tę formę życia konsekrowanego rozumiem najmniej, bo właściwie czy nie można żyć uczciwie/godnie/skromnie/na chwałę Bożę, ale nie zamykając się całkiem na możliwość, że jednak kiedyś pozna się kogoś, z kim zacznie tworzyć się związek. To trochę takie zamykanie sobie drogi... a żyją normalnie w "świecie" o pokusy łatwiej niż w zakonie. Na dziewictwo konsekrowane decydują się młode dziewczyny przed 30-tką, rozumiem, że są osobami wielkiej wiary, ale trudno mi uwierzyć, że za x lat nie spotkają kogoś, kto sprawi, że serce jednak zabije mocniej dla mężczyzny.. No chyba, że większość osób konsekrowanych jest po prostu aseksualna i pociąg seksualny dla nich po prostu nie istnieje.
    Trudny temat do ogarnięcia po ludzku jak dla mnie, choć oczywiście - szanuję.
    Tak sobie jeszcze myślę, że księża to mają gotujące im gospodosie, zakonnice żyja stadnie a Wy jestescie skazani na samotnosc i nie dziwie sie wcale, że ta zyciowa droga nie jest taka szczesliwa na dluzszą mete, tylko bywa trudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ależ oczywiście, że można żyć nie zamykając się na wersję, że w końcu kiedyś się kogoś spotka. Miliony ludzi tak żyją.

      Zamykanie sobie drogi... ludzie zawierający małżeństwa też sobie drogę zamykają, jeszcze bardziej, bo potem jak spotkają kogoś fajniejszego, to bardzo krzywdzą dzieci. Konsekrowani przynajmniej dzieci nie krzywdzą, jeśli zdradzą Boga.

      Nie wiem, jak to jest z tym biciem serca dla. Nie wiem, czy jestem aseksualna, ale ostatni raz miałam ochotę na seks z konkretną osobą jak byłam w liceum. To był wtedy chłopak dwa lata starszy ode mnie. Potem jakoś nigdy nic we mnie nie biło. Na pewno nie do tego stopnia, żeby iść z kimś do łóżka. Co więcej, perspektywa konieczności opieki nad niemowlakiem jest dla mnie perspektywą przerażającą, przy mnie żadne dziecko by nie przeżyło.

      W tej chwili nie mam ani czasu, ani siły na zastanawianie się, czy istnieje jakiś pociąg seksualny, czy tylko rozdmuchana kultura przymusu seksualności. Wieczne insynuacje, że każda decyzja i każdy czyn mają ukrytą motywację seksualną. Chodzisz do kościoła, to na pewno kochasz się w księdzu. Zajmujesz się dziećmi, to na pewno je molestujesz. Masz psa, to na pewno się z nim piii. Wszystkie trzy już słyszałam i wiele więcej. Naprawdę seks może obrzydnąć do reszty.

      Kolejną sprawą jest czy istnieje coś (zboczenie seksualne?), które można by nazwać hm teofilią. Być może.

      O gosposiach księży i o innych relacjach księży nie radzę zaczynać dyskusji, bo może się okazać zbyt gorąca. Życie dwudziestu bab pod jednym dachem w jednym zakonie zawsze mnie przerażało.

      Co do szczęścia w życiu. Nie znam nikogo, kto byłby na dłuższą metę w życiu szczęśliwy, w żadnym rodzaju życia. Nie wiem, czy celem życia jest byciem szczęśliwym - coraz bardziej w to wątpię. Myślę, że mamy do czynienia z rozdmuchiwaną sztucznie potrzebą szczęścia w życiu, tak jak ze sztucznie rozdmuchiwaną potrzebą czucia (i realizacji) popędu seksualnego. W życiu trzeba po prostu być przyzwoitym wobec innych i szczerym wobec siebie. Szczęście? Równie dobrze można strzelać z łuku do księżyca.

      Usuń
  2. o rety, współczuję doświadczeń prądowych.

    OdpowiedzUsuń
  3. ...jednak najciężej mają eremici (stwierdzam po świeżej lekturze życiorysu św. Szarbela). :-)

    A tak nawiązując wprost do dyskusji powyżej. Na pewno każdy z nas jest przede wszystkim powołany przede wszystkim do szczęścia (z Bogiem w wieczności) a ta ścieżka, którą obieramy to bardziej środek/mniej lub bardziej wąska brama. Myślę, że powołanie małżeńskie jak i do życia bezżennego, w czystości jest jednakowo trudne. Znowu z własnego doświadczenia moge powiedziec, na przykladzie rodzicow, z sielanka czesta nie ma nic wspolnego, nawet po odchowaniu dzieci, w przypadku mojej mamy po ponad 30 latach małżeństwa, mój ojciec odchodzi po zdradzie, jest alkoholikiem, mama musi uczyć się żyć na nowo, jest sprawa w sądzie. Ja żyje sama w świecie i też łatwo nie jest, wracają czasem tęsknoty za dobrym mężem, jest walka duchowa,zeby we wszechobecnym kulcie "samorozwoju", hedonizmu i pracoholizmu sie nie zatracic. Mam czesto watpliwosci, czy Pan Jezus na pewno chce mnie taka niedoskonala i faktycznie zauwazam, ze wspolnoty zakonne maja wiele slabosci, wad i czesto za malo podazaja z duchem czasu (w dobrym slowa znaczeniu, tzn w ogole nie starajac sie zrozumiec realia w jakich zyja zwykli zjadacze chleba - to o czym wspomnialas czyli chociazby kwestia zabezpieczenia finansowego i braku zmartwienia wiekszosci siostr/braci o to, gdzie beda mieszkac/co beda jesc i w co sie ubiora - faktycznie czesto ubostwo jest po drugiej stronie bramy, poza domem zakonnym)... Mimo wszystko mysle. ze dla Pana Jezusa kazde wyrzeczenie zycia konsekrowane jest warte trudu i upokorzenia/niezrozumienia. Pozdrawiam serdecznie! Z okazji Twojego Swieta (dla mnie jestes 1000% osoba konsekrowana) zycie Ci przede wszystkim radosci i wzmocnienia w milosci Jezusa:) Niech Ci Bog blogoslawi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma sensu licytowanie się, kto ma najciężej, jeśli się wyląduje w swoim powołaniu, to jest do zniesienia. Nigdy nikt mi nie wmówi, że ja mam gorzej niż moja siostra mężatka, która wychowuje synka autystyka. Albo druga siostra z szóstką dzieci. Myślę, że nawet Szarbel może się schować :P.

      Jak patrzę po paniach stojących po kościele, to każda z nich jest świętsza i lepiej się nadaje na konsekrowaną niż ja. Jak patrzę po księżach, to mam, delikatnie mówiąc, poważne wątpliwości, że Pan Bóg Sobie Wybiera z górnej półki, a w niektórych przypadkach bardzo podejrzliwie podejrzewam, gdzie On Wygrzebał takiego jednego z drugim... więc to na pewno nie jest tak, że konsekrowani/wyświęceni są najlepsi. Albo lepsi niż. Cokolwiek sami myślą i mówią.

      Najciekawsze w tym wszystkim (i najważniejsze) jest co Myśli Pan Jezus. Problem w tym, że On nie Mówi. I możesz tylko zgadywać albo domyślać się. A patrząc po historii życia, to zaczynasz się domyślać najgorszego...

      Najboleśniejsze w tym wszystkim jest, że jeśli zakładasz, że wolę Pana Jezusa reprezentuje Kościół, to też wcale nie dostajesz dobrych wiadomości...

      Usuń