Nakryłam dwa niewielkie stadka z okazji sobotniego spaceru.
Niestety, gile widzi się głównie od spodu :P.
W portowym bałaganie wypatrzyłam...
Wyżej: impresja portowa z czaplą. :))) Zdjęcie jak zeszło z karty pamięci, nieedytowane. Zupełnie.
Uczę się mozolnie nowego aparatu, dużo zdjęć na razie psuję, bo zapominam czegoś ustawić. Mój dzisiejszy rekord :))) - zapomniałam odsłonić obiektyw, no. :)))
Wody w Wiśle dużo, lachy zalane, ptactwa niewiele. Kormoran, na przykład, był jeden.
Widziałam ją dużo lepiej, ale chyba żadna migawka nie nadąży za pustułką w locie. Marzy mi się technologia zapisywania tego, co widzi oko :P. Ale to chyba najpierw trzeba być cyborgiem.
Boleśnie zbieram się do powrotu do pracy... naprawdę mam już jej dość.
(ale jak dojdę do 1335 to już będę blisko emerytury, no. :P)
122.
Gile takie jak mój duński. Ach.
OdpowiedzUsuńOd razu mi się przypomina jak bardzo wszyscy moi znajomi dziwią się, że w "Tajemniczym ogrodzie" występuje rudzik, a nie żaden gil...)
Ta czapla z bliska, tak ociupinkę nieostra to fenomenalne zdjęcie.
Lubię te takie przygarbione czaple :)
Pustułka mówisz... Ja usiłowałam kiedyś złapać aparatem mysikróliki urzędujące nad moją głową niemal. Mission impossible.
Tajemniczy ogród to jeden z ostatnich filmów, na którym byłam w kinie. Oczywiście, musiałam głośno skomentować, że przecież to nie gil, to rudzik :P.
UsuńCzapla robiona już na zumie cyfrowym, nie opłaca się wchodzić w zum cyfrowy, bo jednak rozmywa i wychodzą właśnie impresje :P. Można go wyłączyć, ale oglądanie przez wizjerek takich na przykład pazurków czapli w 400-krotnym zumie to kusząca sprawa... :))) Tyle, że przed naciśnięciem migawki jednak trzeba wrócić do mniejszych powiększeń. Tyle, że w ferworze oglądania rzadko się o tym pamięta... w wizjerku jest ostro, a na zdjęciu już nie.
Pustułkę zauważyła, jak zerwała się z kępy drzew i poleciaaaała nad wodę, przez chwilę była dość blisko. To zdjęcie to drugi zakręt pustułkowego lotu :) , już znacznie dalej.
Winne jest pierwsze tłumaczenie "Tajemniczego ogrodu". Tam niestety był gil. Może tłumacz/ka nie znał/a rudzików. Jeszcze śmieszniej jest w ksiażeczkach Beatrix Potter - cock robin przetłumaczony jako "kogut robin", a na obrazku widać rudzika.
OdpowiedzUsuńGile ostatni raz widziałam na żywo jakieś 20 lat temu. U Ciebie jest jakieś ptasie zagłębie.
czy wymaganie od tłumacza, żeby sprawdził, co oznacza tłumaczone słowo, to za dużo? Odkąd usłyszałam od filmowego lektora w scenie gry w karty "wychodź z łopaty", zaczynam myśleć, że tak...
UsuńU mnie jest duża biologiczna różnorodność. Wspomagana wrodzonym darem spostrzegawczości.