środa, 19 stycznia 2022

taki szczygieł to ma dziób

 no.


Niezłe dziobicho. 

Miałam ostatnio okazję obserwować układ kolorów na... ogonie dzwońca. :P Zdumiałam się, że szary ogon szarego dzwońca jest tak misternie piękny. 

Poza tym siedzę w domu i walczę z zatkanymi zatokami i z atakami kaszlu, zwłaszcza w nocy, żeby sąsiadów za bardzo nie budzić. Pewnie jest pół ciuta lepiej, ale. Chyba będę musiała wybrać się do alergologa... kiedyś. Szukam w internecie, większość z nielicznych, jakich znajduję, to pediatrzy. Nie wiem, czy starczy mi samozaparcia (i kasy), żeby choćby testy wszystkie porobić... bo jak czytam, to teraz tych testów jest iks rodzajów, nie jak kiedyś - jeden z krwi, a drugi z zadrapań na przedramieniu. Na żadnym mi nic nie wyszło, btw. Ale wtedy alergologia stanowiła wielkie misterium, pamiętam, jak się uczyłam, cała wiedza o reakcjach alergicznych zamykała się w kilku stronach tekstu, napisanego zresztą tak, żeby biedny adept nauk przyrodniczych nic nie zrozumiał. Podobnie było zresztą z genetyką, budową komórki i paroma innymi dziedzinami biologii, które do dziś zdążyły się bujnie rozwinąć. 

Alergikiem był mój dziadek i mój ojciec, ja od szczeniaka miałam wysypki po zjedzeniu takich, na przykład, truskawek (dziś z owocami mi przeszło, działają na mnie jajka, a i to jedzone w postaci czystej, w jajecznicy lub na twardo, w cieście już nie). Odkąd pamiętam, miałam też alergiczny katarokaszel i zapalenie zatok, oczywiście leczony penicyliną w zastrzykach, której kolejne serie nic nie dawały... i tak się wlokło. Tyłek miałam wiecznie tak skłuty, że odczyny po szczepionce to pikuś. Pamiętam też jakiś jeden w życiu alergiczny odczyn poszczepienny na ramieniu, miałam z sześć lat, ale nikt nie potrafi odtworzyć, co to była za szczepionka. Generalnie leki ok, jedzenie ok, kurz w normalnych ilościach ok, owady ok (szerszeni nie sprawdzałam), gorzej z pogodą. Gnijące liście, mokry, zapyziały świat - i proszę bardzo. Zwykle był to wrzesień-październik i kwiecień-maj. Teraz, przy tych zimach, jest jak jest...

Czynniki genetyczne pewnie też. Piersią karmiona za długo to ja nie byłam, więc sztuczne karmienie, być może? Na pewno nie wychowywałam się w sterylnych warunkach :P, o nie... Ale wydaje mi się, że z tymi moimi alergiami jest jak z anemią: że to choroba autoimmunologiczna, czyli bunt przeciwko własnemu życiu. Nie wiem, czy można coś z tym zrobić, pewnie nie. Pewnie już tak będzie.

Odczulać się nie zamierzam, chcę tylko to ogarnąć. Zbadać w końcu, na co to właściwie mam (pleśnie????), co mam robić, żeby nie dopuszczać do zaostrzenia, co mam mówić lekarzowi rodzinnemu, jak objawy się zaostrzą, jakie leki stosować, żeby zadusić objawy. Tylko tyle od tego alergologa chcę. No. 

I tak sobie myślę, że zatkana  i tak jestem równo, i że gdybym na kupę złapała jeszcze teraz jakiego kowida, to nie mam szans. Jak mi się udaje chwilowo odetkać te zatoki i zaczerpnąć powietrza normalnie, to aż mi się we łbie kręci. Od nadmiaru tlenu :P. 

133.

1 komentarz: