i praca... przecież nauczyciel jak już w ogóle pójdzie do pracy, to co chwilę jakieś przerwy ma, nie? :P Ze zgrozą skonstatowałam, że dziś na wszystkich przerwach jakie były ogarniałam plan na jutro. Znowu trzy nauczycielki chore, jedna wróciła, jedna zachorowała, dwie chore z zeszłego tygodnia. Do tego szefowa do mnie tonem głębokiej pretensji, że wysłała mi już dwa smsy, a ja nic. Tia. Nawet nie wiem, gdzie telefon mam...
Kawę zdążyłam zaparzyć, ale wylałam, bo zamarzła na kość, czekając w pokoju nauczycielskim na jakąś wolną chwilę. Kibelek? Nie szalej, wysikasz się w domu.
Naprawdę, praca dydaktyczna z dziećmi to w tym kociokwiku najlepsze chwile. Czasem nawet sensowne. Wracasz do domu, wpadasz do łazienki, zanim nastawisz obiad, jeszcze musisz zaktualizować plan w internetach. Ćlamiąc obiad myślisz już, czego potrzebujesz na jutrzejsze lekcje. Z kubkiem niedopitej herbaty siadasz przy laptopie (drugi się ładuje), drukujesz kilkanaście stron niezbędnych na jutro (na prywatnym prądzie, tuszu i papierze), przeglądasz kilka podręczników, tyleż zeszytów ćwiczeń, może trochę mniej stron internetowych powiązanych z planowanymi tematami. W kapowniku robisz notatki: klasa 1: zacząć od słuchania. Klasa 2: zacząć od zeszytu ćwiczeń. Klasa 3: podzielić na grupy według poziomów. Pytać z used to. Nie, kreślisz. Z form z ing i z to.
20 września. Za chwilę skończymy pierwszy dział z przewidzianych ośmiu... trzeba myśleć o klasówkach, takich, żeby odpowiedzi nie znaleźli w internecie. Na początku października trzeba już robić matury próbne.
No, i last but not least: _za co_ jutro dostanę opieprz na wejście? :P
12.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz