sobota, 4 września 2021

zapracowana sobota...

 pół dnia układałam plan. Dwa plany. Jak dobre puzzle. Dwa plany, bo już mamy pierwsze długie zwolnienie lekarskie... Ułożyłam, ułożyłam, ale zmęczyłam się tak, że aż mi się płakać chciało. Ogarnęłam pociągi na ślub braciszka... stolyca, oczywiście, rozkopana, pociągi stają wszędzie, tylko nie na Centralnym... nie wiem, oni chyba od Powstania nieustannie tą Warszawę remontują? 

Ogarnęłam kwiatki na balkonie, ogarnęłam piwnicę.


Ostatni piwnicowy nabytek: jabłuszka.



Puściłam dwie pralki i doprałam ręcznie parę rzeczy. Przepchałam u mamy rury odpływowe. Ugotowałam obiad z deserem. Ogarnęłam z grubsza mieszkanie. Popatrzyłam na szpaka, piegżę i sierpówkę. 




Z balkonu, bo postanowiłam dziś nie drażnić strupów pobąblowych... nie zakładałam butów, nie wychodziłam z bloku.

Telefon mi się ciągle tnie. :( Nie wiem, sprawdzić zasięg u operatora, zmienić operatora, zmienić aparat czy może zignorować i po prostu nie używać telefonu? Ostatnia opcja wydaje się dość kusząca. :P 

Ciągle walczę z dziennikiem elektronicznym, w związku z planem ostatnio z poziomu administracji :P, trudne to dla mnie. Marzy mi się w ogóle przynajmniej jeden dzień w miesiącu w totalnym odcięciu od wszelkich klawiszy, ekranów, ekraników, sygnałów. Pewnie to niemożliwe...

Ja chcę do 19 wieku. Naprawdę chcę. Umiem palić w piecu, gotować na kuchni węglowej, myć się w misce raz na tydzień i chodzić do kibelka za płotem też umiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz